Mistrz olimpijski z Londynu czwarty w Hali Stulecia.
Wszyscy liczyli na medal, Adrian Zieliński, mistrz olimpijski z Londynu również. Nic z tego, mistrzostwa świata we Wrocławiu zakończył na 4. miejscu. – Może to pstryczek w nos i trzeba wyciągnąć lekcję?
Będzie to wszystko z trenerem analizować. - W rwaniu czułem się świetnie, a w podrzucie zabrakło siły – powiedział sztangista Tarpana Mrocza.
- Zajął pan czwarte miejsce mistrzostw świata. Tylko czwarte, bo nie ukrywajmy, że to nie tak miało wyglądać.
- Przed mistrzostwami świata liczyłem na jakikolwiek medal. Walczyłem do końca. Żałuję to, że zawiodłem kibiców. Borykałem się z bólem kolana, który nasilał się podczas treningów. Do tego miałem problemy ze zbijaniem wagi i przez dwa ostatni dni nic nie jadłem. Taki jest sport, raz jesteś na szczycie, raz... Może to rok 2013, pechowy?
- Mówił pan, że fajnie byłoby się pożegnać z kategorią 85 kilogramów w dobrym stylu. Nie wyszło. Może myślał pan podświadomie, że już za chwilę starty w kategorii 94 kg?
- Nie. Przecież podchodząc do sztangi o tym nie myślę. Źle zarzucałem, nie było pełnego siadu i traciłem przez to dużo sił. Tak czy inaczej zawiodłem, bo nie zdobyłem medalu. Może to pstryczek w nos i trzeba wyciągnąć lekcję? Będzie to wszystko z trenerem analizować. W rwaniu czułem się świetnie, a w podrzucie zabrakło siły.
- Mówi pan o pstryczku w nos. Było potrzebny?
- Nie, nie. Wiem tylko, że w kategorii 94 kg trzeba pracować jeszcze więcej. I skupiać się na podrzucie. Moją koronną konkurencją jest rwanie. Tak naprawdę nie wiem co wam powiedzieć... Myślę, że to też przez operację. W styczniu dźwigałem tak, że myślałem, że podniosę w dwuboju ze 400 kg. A później operacja i od wakacji zaczynałem od nowa.
- To pana pierwsza porażka w karierze. Był pan na to gotowy?
- Byłem gotowy, bo tak trzeba. Wychodząc na pomost trzeba zdawać sobie sprawę, że można być pierwszym, ale i ostatnim. Najgorsze jest to, że rok przygotowań trzeba przełożyć na sześć minut pobytu na pomoście.
- Trzecim, jedynym udanym podejściem w podrzucie pokazał pan charakter. Wielu innych by pękło.
- Z kolei w drugim podejściu w podrzucie w ogóle nie miałem siły, myślałem że sztanga mnie złamie. Zamroczyła mnie, nie miałem sił. Z kolei w trzeciej próbie czułem się tak, że mógłbym za chwilę zakładać 215 kg. Było mi bardzo lekko, odpocząłem i miałem siłę. A z tym mroczeniem... To nie tak, że jestem z Mroczy i mnie mroczy (śmiech). Prawie na każdym treningu od lipca mi się to zdarza i nie wiem dlaczego. Może mięsień rozbudował mi się inaczej i coś uciska żyłę?
- Nadal pan deklaruje że celem jest rekord świata w rwaniu w wyższej kategorii?
- Oczywiście.
www.przegladsportowy.pl