Sabina Bagińska: - Dałam z siebie wszystko.
- Szkoda mi tego podejścia do 130 kg podrzucie, bo niewiele brakowało, a bym je zaliczyła i dzięki temu miała lepszy wynik. Założyłam, że w dwuboju uzyskam 232 kg i poprawię rekord życiowy. Zabrakło 4 kg - powiedziała Sabina Bagińska.
- A jak ocenia pani rwanie?
- Rozpoczęłam od zaliczenia 98 kg. W drugim podejściu atakowałam 102 kg, ale minimalnie nie dociągnęłam sztangi, więc do tego ciężaru musiałam podchodzić po raz drugi. Tym razem się udało.
- Niedosyt?
- Może delikatny.
- W trakcie przygotowań miała pani ponoć problemy zdrowotne.
- Tak. Sześć tygodni temu miałam poważną kontuzję bicepsa, bo go zerwałam. Ale nasi lekarze i rehabilitanci dokonali cudów, by mnie wyleczyć i dzięki temu mogłam wystartować.
- Łatwiej być mistrzynią Europy, czy startować w mistrzostwach świata?
- To nie ma większego znaczenia, bo sztanga wszędzie waży tak samo i tak samo trzeba ją podnosić. Wysiłek jest więc identyczny.
- Choć blask kobiet zwykle bardziej świeci, to dziś pozostajecie w cieniu Adriana Zielińskiego.
- Trudno się z tym nie zgodzić, ale może w przyszłości uda nam się dogonić światową czołówkę. A wracając do Adriana... Dobrze się dzieje, że w naszym kraju mamy mistrzów. Mam nadzieję, że da z siebie wszystko i będzie pierwszy.
- A jak się pani startowało przed polską publicznością? Sporą jej część stanowili kibice Śląska Wrocław, czyli klubu, którego barw pani obecnie broni.
- Bardzo dobrze. Bo kibiców faktycznie było sporo. Ich doping do mnie docierał. Czułam też wsparcie rodziny. To zupełnie inny start niż w innych krajach.
- Dzięki temu sztanga była lżejsza?
- Nie, ale motywacja do jej dźwigania była większa.
- Czego po dzisiejszym starcie pani najbardziej żałuje?
- Spalenia 130 kg, bo gdybym to zaliczyła, zyskałabym międzynarodową klasę mistrzowską. Naprawdę dałem z siebie wszystko. Prawie ją utrzymałam.
- Wystarczyło dostawić nogę?
- Tak, ale jak tak teraz to analizuję, to chyba zbyt szeroko rozstawiłam nożyce lub noga zakroczna za daleko mi „odjechała”, bo „górę” mam zwykle dobrą.
- Po pierwszym podejściu zwróciła pani uwagę na śliski pomost.
- Tak, bo już w nim miałam problemy z dostawieniem nogi, ale absolutnie nie chcę się tym tłumaczyć.
- Co przed panią?
- Odpoczynek i przygotowania do kwietniowych mistrzostw Europy. Na nich planuję wyrwać 105 i podrzucić 130 kg. A jak zaliczę 237, to będzie bardzo dobrze. Naprawdę niewiele trzeba, żeby to zrobić.
- Będzie szansa na obronę mistrzowskiego tytułu?
- Postaram się, ale już teraz wiem, że konkurencja będzie duża. Nie stoję jednak na straconej pozycji i powalczę o jak najwyższe miejsce.
- Będzie pani śledzić to, co w sobotę wydarzy się w finale pani kategorii?
- Oczywiście, bo dopiero po niej będę wiedzieć, na którym miejscu ostatecznie się uplasuję. Tylko to mi zostało...
Marek Hajkowski