MŚ w hali Stulecia. Wielki dzień Adriana Zielińskiego?
Mistrz olimpijski z Londynu i mistrz świata 2010 roku - Adrian Zieliński, na ostatnich treningach, już we Wrocławiu, tryskał humorem. Ma świadomość, że mimo kłopotów ze zdrowiem, zbudował formę uprawniającą go do myślenia o złotym medalu.
Transmisja wynikowa: LIVE RESULTS
Jest pewny siebie, lecz nie buńczuczny. Nie pęka. W środę, gdy trenował w Hali Stulecia, obok jego pomostu przechodził jeden z najgroźniejszych rywali, Białorusin Andriej Rybakou. Panowie spojrzeli sobie głęboko w oczy. – I dobrze – mówi trener Adriana Jerzy Śliwiński. – Mała wojenka psychologiczna nie zaszkodzi. Byle znać umiar – dodał. Zielińskiego dręczy właściwie tylko jeden problem – waga. Pozbywanie się zbędnych kilogramów do limitu jego kategorii (85 kg) idzie mu wolniej, niż zazwyczaj.
– Jem normalnie, za to bardzo mało piję. Chcę się pozbyć wody z organizmu, ale nie pozbawiać go niezbędnych składników odżywczych – mówił w środę. W nasłonecznionej hali treningowej podczas zajęć nieco się spocił. – Masz jeszcze trochę tej wody w sobie – rzucił Śliwiński.
Dzień później Adrian ćwiczył w sali, w której na co dzień pracują sztangiści Śląska Wrocław. Humory jak zwykle dopisywały. Najbardziej rozbawił towarzystwo tamtejszy ochroniarz. Trener reprezentacji Jacek Chruściewicz wyszedł z zajęć do pakamery pożyczyć szklankę, by poczęstować się colą Śliwińskiego. Kilka sekund po jego powrocie na trening wszedł ochroniarz i postawił na stole pojemnik z… ogórkami. – Pewnie się przydadzą – orzekł. – My nie z tych – odpowiedzieli szkoleniowcy, a speszony dobrodziej wyszedł szybciej niż wszedł.
Po powrocie do hotelu Zieliński zniknął w swoim pokoju. Po chwili pojawił się w restauracji na obiedzie. Z wyraźnie skwaszoną miną. – Zatrzymała się i nie chce spadać – skomentował wynik, jaki ujrzał na wadze. Później poskubał odrobinę łososia i wrócił do pokoju. Poprosił też fizjoterapeutę Pawła Salacha o zamówienie wizyty w saunie. – To ostateczność, bo taki seans osłabia organizm, ale musimy już po nią sięgnąć – podsumował Śliwiński.
Zieliński już nie może się doczekać oficjalnego ważenia, po którym wreszcie będzie mógł solidnie podjeść. Na początek, między ważeniem i występem, zamówił rosół.