Ciężki poniedziałek (95). Deregulacja dostępu do zawodów – deregulacja logiki?
Nie słyszałem też, aby projekt Ministerstwa Sprawiedliwości w jego „sportowej" części był konsultowany z polskimi związkami sportowymi, z PKOl, z trenerskim samorządem. Nie przypominam sobie, aby obradowała na nim (w części sportowej) nasza branżowa komisja sejmowa. Nie wiem, czy był przedmiotem wewnętrznej analizy zysków i szkód prowadzonej w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Ministerstwie, które jako jeden z nielicznych resortów zgodziło się bez oporów na wejście do procedury deregulacyjnej... Nie zauważyłem materiału o tej sprawie choćby na łamach „Przeglądu sportowego"... Za najlepszy komentarz niechaj zaś służy to, co w „Gazecie Wyborczej" napisał redaktor Jacek Żakowski:
„Korzystałem i zamierzam korzystać z usług trenerów i instruktorów sportowych. Sam już w mniejszym stopniu, ale jako ojciec kilkuletniego syna - w dużym. Znaczenie ma dla to, bym mógł łatwo sprawdzić, czy człowiek, który prowadzi klubik piłkarski, szkółkę pływania albo kolonie narciarskie, umie nauczyć gry w piłkę, pływania, narciarstwa i czy wie, jak oszczędzić dziecku kontuzji.
Wiem, jakie znaczenie dla zdrowia ma w sporcie nie tylko wyszkolenie techniczne, ale też fizjologia, psychologia oraz motoryka rozwojowa oraz jakie szkody może powodować zły trening. Stopnie trenerskie i instruktorskie dają mi poczucie, że człowiek wyznaczający zadania trenerskie wie, czy nie robi krzywdy. To poczucie kupuje od państwa za podatki. Stracę je, gdy rząd zniesie certyfikacje trenerów i instruktorów.
Rozumiem, że rząd chce otworzyć rynek pracy w sporcie. OK! Niech szkółki na prowadza ludzie, którzy nigdy nie kopnęli piłki, niech jazdy na nartach uczą fachowcy, którzy zjechali na tyłku z Gubałówki, i niech wspinaczki uczą eksperci szczyczący się wejściem na Pietro. Bezrobocie dzięki temu zmaleje, a PKB wzrośnie, ale nie dlatego, że będzie robota dla lipnych trenerów, ale dlatego, że przybędzie pracy dla ortopedów, rehabilitantów, sprzedawców kul, producentów sztucznych stawów i wózków inwalidzkich(...)
Kto chce tak zderegulowanych usług, niech korzysta. Ja chce by państwo gwarantowało mi bezpieczeństwo w obrocie gospodarczym. Czyli żeby przynajmniej nie uchylało się od dostarczenia mi informacji, który instruktor lub trener wie z grubsza, co robi z moim dzieckiem lub ze mną, a który działa na podstawie lex Gowin, czyli zna się na swojej pracy jak obecny minister sprawiedliwości na prawie i certyfikacji". Czy to wszystko nie dotyczy także pracy z ciężarowym narybkiem...
Miniony tydzień wypełnił też żałobną kartę polskiego sportu. W wieku 76 lat zmarł Jan Maj - prezes PZPN w czasach, gdy reprezentacja Polski sięgała po triumfy na mistrzostwach świata 1974, człowiek który zaufał trenerskiej mądrości Kazimierza Górskiego, dyplomata i wieloletni wysokiej rangi pracownik instytucji zarządzających naszym sportem; na Polskiej Konfederacji Sportu kończąc. Na warszawskim Cmentarzu Służewieckim w miniony piątek żegnali Go przyjaciele (a miał ich tak wielu, także ze środowiska sztangi...), a o tym kim był i co czynił mówili Katarzyna Sobierajska - wiceminister sportu i turystyki, nestor środowiska PZPN Leszek Rylski, Michał Listkiewicz i w imieniu Polskiego Komitetu Olimpijskiego profesor Kajetan Hądzelek. W sobotę w Aleksandrowie Łódzkim w swoją ostatnią drogę wyruszył Włodzimierz Smolarek - zmarły w wieku 54 lat. Piłkarz-legenda, który dostarczył nam swą grą i zdobytymi bramkami tak wiele radości nie tylko podczas mundialu 1982. Dzień wcześniej w Canal+ oglądałem ligowy mecz Wisła Kraków - Lech Poznań. Poprzedziła go minuta ciszy ku czci Smolarka. Komentatorzy wyrazili zdziwienie, iż „u nas ta minuta ciszy to trwa 15 sekund, a na przykład w podobnych okolicznościach w Anglii owa cisza aż dzwoni w uszach". Druga część komentarza odnosiła się do tego, iż w podczas owej minuty krakowskiej ciszy nie było - tylko dobrze słyszalne skandowanie części kibicowskiej tłuszczy; wyzwiska i przekleństwa... Dla kogo więc zbudowano za wielomilionowe kwoty nasze stadiony-cacka i czy nawet śmierć idola nie gwarantuje tam minuty szacunku i godności?
Jacek Korczak-Mleczko