Ciężki poniedziałek (89). Londyn – to już za niespełna pół roku
W mediach, tych poważnych, pisanych-gazetowych tylko „Rzeczpospolita" piórem kolegi Pawła Wilkowicza pokusiła się o medalowe prognozy przed tegorocznymi igrzyskami, a dziennikarski wywód wsparła wypowiedziami szefa naszego Klubu Polska-Londyn 2012 - trenera Pawła Słomińskiego. Konkluzja nie jest wesoła i przypominająca, iż 10 medali z Aten 2004 przyjęto za porażkę, 10 medali z Pekinu 2008 „pozostawiło mieszane uczucia", ale teraz sytuacja się tak zmieniła, świat poszedł tak mocno do przodu, iż owa dycha krążków różnego koloru na polskich piersiach teraz zostanie prawdopodobnie uznana za sukces. To smutna konstatacja, bo ledwie w roku 1996 w Atlancie medali było 17; w tym 7 złotych. I nikt jeszcze przekonywująco nie wytłumaczył, cóż to takiego stało się z polskim sportem, dlaczego inni są lepsi od nas, od 40-milionowego kraju w sercu Europy, kraju z aspiracjami i wspaniałą kartą sukcesów w historii olimpiad. Mamy też wspaniałych kibiców, co udowodniła choćby dzisiejsza inauguracja Stadionu Narodowego w Warszawie, kibiców którzy całymi rodzinami przyjeżdżali po kilkaset kilometrów, aby zobaczyć ten obiekt marzeń i to wcale nie tylko piłkarskich
Wilkowicz i Słomiński odnośnie Londynu 2012 operują faktami. W roku ubiegłym w mistrzostwach świata w dyscyplinach olimpijskich Polacy zdobyli 11 medali (w tym brąz Adriana Zielińskiego), w tym ledwie 2 złote. Najlepsi okazali się tyczkarz Paweł Wojciechowski i kajakarz Piotr Siemionowski. W tychże olimpijskich dyscyplinach były nasze 24 medale mistrzostw Europy (brązowe Oli Klejnowskiej-Krzywańskiej i Bartka Bonka) w tym tylko 4 złote. Wywalczyli je windsurfingowcy-żeglarze Zofia Klepacka i Piotr Myszka, ósemka wioślarska oraz wspomniany kajakarz Siemionowski, który w tym zestawieniu był bezapelacyjnie najlepszym polskim sportowcem roku 2011, lecz w Plebiscycie „PS" nie wszedł nawet do pierwszej „10"... Ale po Londynie będziemy go nosić na rękach, tak twierdzi Słomiński, bo jest wielkim kajakarzem, a olimpijski medal to nie tylko w Polsce rodzaj fetyszu...
Odnośnie sztangi w cytowanym tu artykule „Pół roku do igrzysk: mistrzowie poszukiwani" czytam co następuje: „Marcin Dołęga przez problemy ze zdrowiem nie pojechał na mistrzostwa w podnoszeniu ciężarów. Medal zdobył w nich tylko Adrian Zieliński, kandydat na podium również w Londynie, choć tu akurat trzeba być ostrożnym. Zbyt wiele jest w ciężarach reprezentacji, które opływają w dostatek, a do tego mogą się przygotowywać w miejscach do których kontrolerzy dopingowi nie zaglądają".
Co tu dodać, poza tym iż wierzę w naszych atletów?
Jacek Korczak-Mleczko