Marcin Dołęga: Nic już nie boli, idą Święta i Nowy Rok!
- To bardzo miłe i dopingujące do pracy uczucie. Ale w Bydgoszczy jestem dlatego, iż przez najbliższy tydzień, potem będzie leczniczy pobyt w Zakopanem, przebywam na ostatnim w tym roku zgrupowaniu. W ramach Klubu Polska - Londyn 2012, oraz jako zawodnik Zawiszy, trenuje pod okiem pana Jacka Chruściewicza. Oczywiście jest to praca w okresie rehabilitacji po zabiegu na dwóch barkach, który miałem przeprowadzony w Łodzi 5 października. Na szczęście nic nie boli, chociaż mięśnie są, bo teraz być takie muszą, nazwijmy to - trochę zwiotczałe. Na razie są takie zabawy ze sztangą, przysiadam mając na barkach 150-160 kilogramów. Prawdziwy trening zaczynam od 6 stycznia; też na zgrupowaniu w Bydgoszczy. No i trzymam wagę, patrzę optymistycznie w przyszłośc...
Nie pojechałeś z oczywistych przyczyn do Paryża, aby bronić tytułu championa w wadze do 105 kilogramów, ale jednak byłeś na mistrzostwach...
- To był impuls, potrzeba chwili i chęć oglądania na własne oczy moich wielkich rywali, potrzeba czucia atmosfery tych największych i najważniejszych w roku zawodów. Więc prywatnie poleciałem na 5 dni do francuskiej stolicy i bardzo jestem rad, iż tak się stało. Bo to były wspaniałe mistrzostwa, poziom mojej wagi imponujący, a triumfatorzy, czyli reprezentanci Rosji Chadżimurat Akajew i Dmitrij Kłokow byli, obok Kazacha Ilii Ilina w 94 i superciężkiego Irańczyka Behdada Salimikardasiabiego, prawdziwymi perłami zawodów. Ale ja już wygrywałem i z Akajewem i z Kłokowem, więc pragnę, aby tak stało się także w sierpniu przyszłego roku na olimpijskim pomoście w Londynie. Oczywiście w Paryżu dopingowałem kolegów z reprezentacji; Adrianowi Zielińskiemu gratulowałem brązowego medalu. Był na luzie, uśmiechnięty i zadowolony,bo potwierdził swoją klasę, ale miał też wielkie szczęście, bo na jego miejsce szło trzech rywali... Bartek Bonk, mój partner w 105, miał zaś po prostu gorszy dzień, ale to się zdarza każdemu, bo były przecież wielkie szanse na trzecie miejsce w konkursie
Wkrótce Boże Narodzenie i Nowy Rok....
- Lubię ten szczególny, świąteczny czas. Do wigilijnego stołu zasiądę albo u mamy w Łukowie, albo w rodzinnym domu mojej żony Marty; w Żywcu. Lubię Wigilię, także dlatego, iż bardzo... lubię ryby. Lubię wraz z moją córeczką Martyną ubierać choinkę, w święta człowiek jest inny, lepszy... No i lubię sprawiać najbliższym prezenty. Dla siebie chce tylko jednego - medalu w Londynie. I zrobię wszystko, aby tak się stało!
Marcinie, bardzo dziękuję za rozmowę. Wszystkiego najlepszego - świątecznie i noworocznie!
Rozmawiał Jacek Korczak-Mleczko
Foto. Jan Rozmarynowski
|