Ciężki poniedziałek (76). Sztanga pod prasą (i innymi mediami)
Ja tego wszystkiego nie bardzo mogę pojąć, ale może, a wspominałem już o tym na tych łamach, , jestem niegdysiejszy, chociaż moje pisanie o sztandze (od roku 1977) upoważnia mnie do prezentacji własnych poglądów, a i niemało przez owe lata widziałem i słyszałem debiutując na MŚ w Salonikach 1979. Więc nie mogę zrozumieć dlaczego ewidentne sukcesy polskiego podnoszenia ciężarów (drużynowo 1. miejsce na ubiegłorocznych MŚ w Antalyi!) i indywidualne złote medale Marcina Dołęgi i Adriana Zielińskiego na tymże championacie, nie przekładają się na stabilne, dłuższe niż okołomistrzowski czas zainteresowanie mediów. I dlaczego mając tylu sportowych żurnalistów młodego pokolenia, tyle branżowych gazet, działów i sportowych dodatków, mimo takiej mnogości środków przekazu, najlepszy tekst po Antalyi napisał (po wizycie w Mroczy) też młody redaktor - Tomasz Piątek z tygodnika „Polityka"? Czym „podpada" sztanga i dlaczego o mistrzu świata w sportach typu „Pudzian" jest głośniej, niż o trzykrotnym mistrzu świata w ciężarach? Dlaczego kanon wiodących medialnie dyscyplin tak odsunął się od naszej dyscypliny? Przecież nie chodzi tylko o atrakcyjność przekazu (a to telewizja i sponsorzy rządzą sportem!), bo przecież na MŚ start jednej kategorii wagowej mieści się w 90 minutach, nie ma na pomoście chwili nudy, a walka jest naprawdę fantastyczna. W TVP, która ma być przecież „misyjna" (i za to płacimy abonament) ciężary pojawiają się raz na... cztery lata z okazji igrzysk olimpijskich, bo te kupuje sie na szczęście z pełnym pakietem dyscyplin. Sztanga to oczywiście nie gra zespołowa i trudno w niej o choćby takie perełki, jak wczorajszy finał Pucharu Świata w rugby i jednopunktowe zwycięstwo Nowej Zelandii nad Francją, czy 6:1 Manchesteru City na boisku United. Ale różne stacje telewizyjne wypełnione są niestety sportowym chłamem, ale sprzedawanym z hukiem godnym lepszej sprawy. W gazetach też nasze „gwichty" spychane daleko od czołówki (chlubnym wyjątkiem tytuły prasy regionalnej!); chyba że jest sensacja lub afera . A to koks (a to już u nas nieaktualne...), a to żale Szymka Kołeckiego, albo kontuzja Marcina Dołęgi. Jednak jeśli na MP w Płońsku, odległym o 40 minut jazdy od Warszawy, tak trudno dotrzeć kolegom po stołecznym piórze i redakcji sportowej PAP także, to jest to zadziwiające. Bo polska sztanga na to sobie nie zasłużyła. A przecież z racji pełnionej w PZPC funkcji zapraszam, informuję, telefonuję, mailuję i przed ważną imprezą wykonuję przed kolegami istny taniec świętego Wita, ale i tak przyjeżdża tylko wypróbowane grono tych, co nie zawodzą od lat. Inni mówią, że kierownictwo ich firmy nie jest zainteresowane, że oszczędności, a i tak 90 procent łamów wypełnia przecie piłka nożna...
Myślę, iż jest kilka powodów tego stanu. Po pierwsze to sztangę i jej ludzi trzeba lubić. No i trzeba się na niej znać, bo to wcale nie jest dyscyplina prosta jak przysłowiowy cep. Żeby się znać, trzeba bywać, oglądać, poznawać bohaterów i ludzi zaplecza, znać specyfikę, dzieje i tradycje. Na to młodzież nie ma czasu, a jej pamięć historyczna sięga pół roku wstecz i na przykład pokolenie dzisiejszych studentów AWF nie bardzo kojarzy kim był Waldemar Baszanowski... Ale za to po tygodniowym stażu w redakcji można już obsmarować prawie wszystkich, a w Internecie każdego. Przykro o tym pisać, ale dawniej ludzie piszący o podnoszeniu ciężarów kochali tę dyscyplinę i byli mistrzami swego fachu. O jego sprawach pisali w „PS" tacy dziennikarze jak Zygmunt Weiss, Jan Wojdyga, Jurek Jankiewicz, a z młodszych Marek Kaczmarczyk. W „Sporcie" byli Jerzy Mrzygłód (potem w TVP), Grzegorz Stański, a teraz (odkąd spec od fajer - Andrzej Grygierczyk jest tam naczelnym) mamy Marka Hajkowskiego. W TVP był Krzysiek Miklas, z Eurosportem już tylko luźno współpracuje wspomniany Grzesiek Pajda, mocno trzymają się radiowcy z Jedynki i IAR-u - Heniek Urbaś, Tomek Zimoch i Renia Susałko, dużo o sztandze w „Naszym Dzienniku" pisze Krzysztof Skrobisz. I jest niestrudzony Mietek Szyk z PAP, który dalej ku mojej radości współpracuje z agencją, a po nim sztangą zajmował się Gienio Andrejuk, a teraz Wojtek Harenda. Poza tym raczej cisza.
Oczywiście czasami można też wrzucić kamyczek i do naszego ogródka. Bo najlepsi startują śladowo, bo dopiero teraz rozumieją, że jak góra nie chce przyjść do Mahometa, to trzeba samemu się do niej pofatygować. Zaczynają rozumieć co to public relations, reklama, medialne zainteresowanie, czym (prócz wyników oczywiście) można pozyskać sponsora. Bo przecież prawda jest taka, iż ci co chcą zaistnieć muszą wiedzieć, iż mediom nigdy się nie odmawia. Bo takie są reguły gry, bo jeśli raz zapowiadany z pompą zawodnik nie przyjdzie na konferencje prasową, to na następną nie przyjdą dziennikarze...
Ale teraz bądźmy już myślami na paryskich mistrzostwach świata.
Na zdjęciach Janka Rozmarynowskiego miłe chwile prawdziwej symbiozy ludzi sztangi i ludzi świata mediów. I tak: Krzysztof Miklas (kiedyś „Trybuna Mazowiecka", potem Polskie Radio i TVP) w komentatorskiej parze z Zygmuntem Smalcerzem + Agata Wróbel i podpora radiowej Jedynki - Henryk Urbaś + Grzegorz Pajda komentuje dla Eurosportu; oczywiście z „Zygą" Smalcerzem + Niezapomniani: Jerzy Mrzygłód („Sport", a potem lata w TVP) z Mietkiem Nowakiem i Jankiem Wojnowskim... + W akcji Henryk Urbaś i Gienio Andrejuk (wtedy PAP) odpytują Marcina Dołęgę; a na ramieniu ojca mała wtedy Martyna... + To na MP Płońsk 2011 - Marek Hajkowski („Sport") rozmawia z Bartkiem Bonkiem przed kamerami internetowej telewizji Leszka Kołeckiego + Adrian Zieliński „na spowiedzi" u Renaty Susałko (radiowa Jedynka) + Waldemar Baszanowski w rozmowie ze Sławomirem Siezieniewskim (TVP Info) + Stefan Rzeszot („Sportowiec" , potem długo w TVP) w studio z ekipą na igrzyska olimpijskie Meksyk 1968; Baszanowski, Wojtek Ozimek, Henryk Trębicki, trener Klemens Roguski... + Szymon Kołecki odpowiada na pytania Wojtka Harendy (PAP) i Tomka Zimocha (Polskie Radio) + Mistrz Waldemar udziela wywiadu naczelnemu redaktorowi „Kulturystyki i Fitness" (ale piszą tam także o sztandze) Sylweriuszowi Łysiakowi i Mirosławowi Prandocie + Legendarny Henryk Jasiak („Sport dla Wszystkich",„Wiadomości Sportowe") był w wielkiej przyjaźni z „Baszanem"... + Krzysiek Miklas; tym razem z Marcinem Dołęgą.
Jacek Korczak-Mleczko