Ciężki poniedziałek (75). Sport po wyborach: po staremu, ale idzie nowe
Wśród posłów PiS związanych ze sportem (podaje według numerów list)znaleźli się pan Jacek Falfus - mężczyzna wiele spolegliwy i rozsądny, ongiś działacz LZS, wieloletni wiceszef sejmowej, branżowej komisji. Na drugim biegunie Jan Tomaszewski, w kampanii istny bicz boży nie tylko wobec PZPN, który mam nadzieję przekroczywszy próg budynku przy Wiejskiej ochłonie nieco i rozsądniej będzie ważył słowa; tym bardziej iż ma chęć na przewodnictwo wspomnianej komisji; a to stanowisko w ostatniej kadencji było przypisane PiS (Elżbieta Jakubiak, teraz poza Sejmem).
Z szeregów SLD weszli (i Bogu dzięki) dwaj doskonali posłowie, orędownicy sportu wiedzący dobrze na czym polega ta gra. To Tadeusz Tomaszewski i Bogusław Wontor. Liczę też na to, iż sport nie będzie obcy posłance Małgorzacie Sekule - Szmajdzińskiej (wdowy po Jerzym), bo znam jej choćby tenisowe pasje.
W Ruchu Palikota nie znalazłem żadnego „sportowego" nazwiska nowego posła, w PSL sportowy lider to aspirujący do ministerialnej teki Eugeniusz Kłopotek i przychylny problemom naszego środowiska Janusz Piechociński.
Najwięcej sportowców w zwycięskiej Platformie Obywatelskiej, która już dawno temu zrozumiała jaką wartość wyborczą mają znane nazwisko z tej sfery. Władze PO widać są z nich zadowolone, bo na listach znaleźli się i mandaty odnowili Beata Bublewicz, Iwona Guzowska, Roman Kosecki, Zbigniew Pacelt, Kazimierz Plocke (wiceminister rolnictwa rodem z Krokowej, kibic i orędownik cetniewskiej Alei Gwiazd Sportu) i Wojciech Ziemniak. Nowi w Sejmie to Leszek Blanik, Cezary Kucharski (z Łukowa, od braci Dołęgów...), Jagna Marczułajtis-Walczak, Małgorzata Niemczyk, Paweł Papke i Maciej Zieliński; kim byli w sporcie wyjaśniać tu nie trzeba. No i jest poseł Ireneusz Raś znany z posiedzeń komisji, fan i także aspirant w ministerialne progi.
W Senacie związki ze sportem mają Marek Borowski (niezależny), Stanisław Kogut (PiS, stworzył ongiś dziś I-ligowego Kolejarza Stróże), Andrzej Person (PO, dziennikarz, komentator i ekspert nie tylko od golfa...), Marek Rocki (PO, prezes Akademickiego Związku Sportowego), Andrzej Szewiński (PO, syn Ireny i Janusza, były siatkarz).
Jak widać jest to niemała reprezentacja i tylko od niej, od jej aktywności i skuteczności (a z tym bywało bardzo, bardzo różnie)ponad partyjnymi podziałami zależy ocena i wdzięczność (oby!) środowiska. A jest wiele spraw do załatwienia od walki o pieniądze dla sportu poczynając, a na stworzeniu parlamentarnego, sportowego lobby kończąc. Bo ileż to razy słyszeliśmy już o tym, że takie na pewno powstanie... Przydałoby się też rychła ocena funkcjonowania ustawy o sporcie, bo o kilka zmian aż się prosi, potrzebna jest nieustająca funkcja kontrolna odnośnie działań Ministerstwa Sportu i Turystyki, wyzwaniem będzie Euro 2012, a przede wszystkim codzienne lustrowanie naszych przygotowań do olimpijskiego Londynu w roku przyszłym i ich rozliczenie personalne.
Tutaj konieczny jest wątek MSiT i spekulacji dotyczących wymiany kadry kierowniczej, co oczywiście ma ścisły związek z funkcjonowaniem polskich związków sportowych (a wiedzą o tym nie tylko PZPC), z zarządzaniem i dzieleniem budżetowych sum, z transparentnością działań i odbiurokratyzowaniem lubujacego się w sprawozdawczości resortu. Ja stoję na stanowisku, iż w obliczu rekonstrukcji rządu minister Adam Giersz powinien kontynuować swą misję do czasu po Londynie (a po drodze będą też piłkarskie ME), gdyż nie ma gorszej sytuacji podczas oceny tych wielkich imprez, jak ta gdy nie ma już ekipy, która przez 4 lata była odpowiedzialna za przygotowania, a nowa mówi, iż my byliśmy przecież tylko w końcówce... Jednak według barometru na dziś Giersza miałyby zastąpić Robert Korzeniowski, chociaż przymierzany był Krzysztof Kilian (obejmie resort skarbu?), odnośnie wiceministrów wymieniane są nazwiska panów Rasia i Kłopotka, ma się pojawić „pewna kobieta", a ja liczę na senatora Person. I aż dziw, iż w tych spekulacjach tak cicho o Zbigniewie Pacelcie, który tak merytorycznie przez lata wiceministrował i zarządzał wyczynem. Ale poczekajmy do listopada, bo w polityce wszystko (prawie) jest możliwe i może wyjść zupełnie inna układanka. Oby z pożytkiem dla sportu.
Dzisiaj było dużo o polityce, ale taki czas, takie wybory, a wszyscy jesteśmy z tym związani, czy nam się chce czy nie. Także w polskich związkach sportowych, także z PZPC czerpiącym z państwowej kasy. Ręce zaś opadają z bezsilności, gdy czyta się niektóre dziennikarskie dzieła dotyczące` tego tematu. Bo niedawno na drugiej stronie tak przecież opiniotwórczej „Gazety Wyborczej" przeczytałem komentarz pióra pana Przemysława Iwańczyka pt. „Dyscypliny nieparlamentarne". A w nim zdanie: „Wśród nowych-starych parlamentarzystów trudno znaleźć zdolnych do zreformowania skostniałych struktur związków sportowych, gdzie państwowe pieniądze mieszają się z prywatnym biznesem, a sport jest najmniej istotny". Jako pracownik „skostniałej struktury" mam inne zdanie i zapraszam na rozmowę. Z drugiej strony lepszy interesujący w całości komentarz Iwańczyka, niż codzienny bełkot anonimowych autorów z mediów internetowych; na czele z Wirtualna Polską. Tam karmi się kibiców wiadomościami o „orgazmicznych polskich siatkarkach", które jednak miast wygrywać tylko „ociekają seksem"...
Jacek Korczak-Mleczko