Ciężki poniedziałek (73). Wybory
W kampanii, jak to w kampanii, dużo się obiecuje, bo to nic nie kosztuje. Liczyć przyjdzie czas, gdy ujmie się ster rządów i trzeba będzie tworzyć budżet państwa. Ale o tym wiedzą nawet dzieci poczynając od przedszkolaków, którym jedna z partii obiecuje darmowe przedszkola... A c o ze sportem? Nie wiem i przed udaniem się do lokalu wyborczego pewno się nie dowiem. No bo na litość światową potęgą w omnium dyscyplin to ciągle nie jesteśmy, ten rok nie obfitował w złote fajerwerki (liczę, iż będą takie na listopadowych mistrzostwach świata ciężarowców), a już za niespełna rok igrzyska olimpijskie w Londynie. Więc na razie są przypuszczenia. A to jak bumerang wraca sprawa strukturalna, czyli pytanie, czy Ministerstwo Sportu i Turystyki ma trwać dalej w obecnym kształcie, czy też w ramach odchudzania administracji sport wyczynowy przekazać w zarządzanie PKOl i skupić tam grupę fachowców od warsztatu, a nie z politycznego nadania, resztę spraw - na wzór niemiecki i włoski - oddać do MSWiA, zaś turystyka powróci do resortu infrastruktury? Na pewno, choć ciągle mówi się o kryzysie publicznych finansów, sportowi potrzebny jest zastrzyk solidnej gotówki; i dla potrzeb szkolenia podstawowego i dla elity. Bo ostatnie lata cechowała finansowa bessa, a powodem ogrom środków przeznaczanych na jeden cel - na przygotowanie infrastruktury piłkarskich Euro 2012. Trzeba także odejść od dotacyjnej urawniłowki, bo dziwnym jest, iż na przykład taki PZPC po wręcz fantastycznym wynikowo roku 2010 wcale nie odczuł tego przy wysokości finansowych transz na rok kolejny... Tutaj może warto też podyskutować o zasadach działania Klubu Polska - Londyn 2012 (mając na uwadze wyniki jego członków w sezonie 2011), o narzuconych przez Klub relacjach trener - zawodnik prowadzących niekiedy do, powiedzmy szczerze, irracjonalnych zachowań. Warto się zastanowić, jakie dyscypliny i dlaczego akurat te mogą liczyć na zdwojoną pomoc państwa, a inne szukać własnych środków. Potrzeba jest dyskusja o tym, jak po ponad roku „w praniu" sprawdzają się zapisy Ustawy o Sporcie, jak w tym świetle spisują się samorządy na które zepchnięto gros spraw związanych ze sportem na poziomie mikro, z podstawowym szkoleniem. Co z wychowaniem fizycznym w szkołach i na uczelniach, czy to szansa na zdrowe społeczeństwo i wyłuskiwanie talentów, czy też kula u nogi. Co z inwestycjami innymi niż futbolowe pałace-stadiony wypełnione kibolami odstraszającymi normalnych kibiców do udziału w widowisku sportowym. Co z odpolonizowaniem polskiej piłki i koszykówki i budowaniem kadry przez pana Smudę na zasadzie żonglerki paszportami? Co, na przykład z halą dla Warszawy , bo jej brak już spowodował, że wielkie imprezy i wielki sport omijają stolicę. Co z postępującym zbiurokratyzowaniem resortu, z rozbudowaniem aż do bólu systemem sprawozdawczości, którą z musu parają się polskie związki sportowe?
Tych spraw jest naprawdę bardzo wiele. Oczywiście wiem, iż są ważniejsze, ale marginalizowanie sportu w partyjnych programach, milczenie o nich w kampanii budzi niepokój. Jak wreszcie odnieść się do „ludzi sportu", których znajdziemy na listach wszystkich partii, a niektóre z kandydatur ocierają się o żałosna błazenadę... Tym bardziej, iż pomni jesteśmy miałkości i małości dokonań wybitnych sportowców i ludzi naszego środowiska, którzy już zasiadali w senackich i sejmowych ławach. Do tego oczywiście dochodzą sprawy personalne, bo sport jak każda inna dziedzina - od gospodarki poczynając także potrzebuje fachowców na wysokich stanowiskach i nie znosi partyjniactwa, czysto politycznych nominacji. W razie powtórki gabinetu PO+ PSL lub inny koalicjant dalej nie wiem, czy funkcję ministra sportu i turystyki zachowa dr Adam Giersz, czy może jego następcą będzie ktoś z „trójmiejskiej grupy futbolowej PO"? A może chodzący koło Donalda Tuska Robert Korzeniowski? A może nic nie zmieniać, i niech ta ekipa rządząca przez ostatnie lata zostanie zgodnie z logiką rozliczona za polski start w Londynie 2012 i za polsko-ukraińskie piłkarskie mistrzostwa Europy. Bo w innym wypadku nowi umyją ręce. Słyszę, iż PSL jak zawsze widzi w ministerium pana Kłopotka, w PiS aż gorąco, bo na sportowy fotel chętnie usiedliby panowie Czarnecki , Błaszczak i Hoffman, a jest jeszcze „piłkarski Torquemada" Jan Tomaszewski, który - słyszę - zadowoliłby się nawet funkcją szefa sejmowej komisji od sportu... Po stronie lewicy ewentualnie szykowany na sport jest pan Wilczyński, ale - we wszystkich przypadkach - mogą też być niespodzianki ze wskazaniem na bardzo młodych ludzi.
W niedzielę wybieramy, potem się okaże kto będzie rządził polskim sportem przez najbliższe lata.
Jacek Korczak-Mleczko