Ciężki poniedziałek (66) To już za rok!
Zawody będą rozgrywane w nowej hali ExCel położonej we wschodniej części miasta koło London City Airport (nie mylić z Heathrow) tuż obok historycznych Royal Victoria Docks. Ten teren biednej dotychczas i zaniedbanej dzielnicy to centrum igrzysk, to tam wybudowano większość olimpijskich ultranowoczesnych obiektów, Dodajmy, iż ciężarowa ExCel po igrzyskach służyć będzie jako hala wystawiennicza, a próba, przedolimpijski test zaplanowana jest już na 11. grudnia.
Kiedy w minioną środę 27 lipca media szeroko rozprawiały o Londynie 2012 (bo tego dnia do zapalenia znicza pozostawał równo rok) i polskich szansach - ekipa będzie liczyć około 200 osób - było mi bardzo miło, bo wśród żelaznych faworytów wymieniani są sztangiści. Jak mówi sekretarz generalny Polskiego Komitetu Olimpijskiego - Adam Krzesiński plan minimum dla całej reprezentacji to powtórzenie wyników z Aten i Pekinu, gdy w dorobku było 10 krążków, ale już chyba czas, aby był on większy... Mówi się także głośno, iż „medalowymi lokomotywami" mają być, obok lekkoatletów, sztangiści. O złoto ma walczyć Marcin Dołęga, takie same szanse ma Adrian Zieliński, a realny jest także trzeci krążek (Arsen Kasabijew?) i iście pokazowy start pozostałych Polaków. Wiemy też, iż Adrian Zieliński walczyć będzie o olimpijskie trofeum 3. sierpnia 2012, 6. sierpnia na pomost wejdzie Marcin Dołęga. Już więc czuję dreszczyk emocji, bo przecież trudno oprzeć się wrażeniu, iż właśnie najbliższa olimpiada może być dla polskiej sztangi radosna, historyczna i przełomowa i na długie lata dać zielone światło dla całej dyscypliny. Co przez ten rok trzeba czynić, aby plany i marzenia zostały zrealizowane? Co musi zaistnieć aby całe środowisko od sztangi było usatysfakcjonowane, żeby nie stracić wielkiej szansy, a wszyscy rodacy-kibice wychwalali sztangistów pod niebiosa?
Przede wszystkim potrzebne jest zdrowie, szanowanie organizmu, rozsądek w trakcie wielomiesięcznych, mądrych przygotowań i ich atmosfera, odnowa po zajęciach, przestrzeganie indywidualnej diety, nadzór medyczny i przysłowiowe chuchanie na zimne. No i praca, praca, praca... To są oczywiście truizmy, ale pamiętać trzeba o nich zawsze. Myślę, iż przez te 12 miesięcy bardzo ważne i dla Marcina i dla Adriana będzie radzenie sobie z narastającą presją olimpijskiego wyniku i świadomością, iż jest się faworytem; a w przypadku Zielińskiego ważna będzie także akceptacja nowego układu szkoleniowego po stracie trenera Ireneusza Chełmowskiego...
Jeśli więc diabeł tkwi w szczegółach, to w Londynie wielki wpływ na rezultat będzie miała siła psychiki naszych faworytów, świadomość iż jest się dobrze przygotowanym, że rywale są do pokonania, że to oni powinni bać się Polaków, a nie odwrotnie. Już słyszałem od Marcina, iż nie lubi on długiego oczekiwania na start, że chciałby polecieć do Londynu (a podróż zajmie nieco ponad 2 godziny) góra na jeden, dwa dni przed zawodami. I wierzę trzykrotnemu mistrzowi świata w to, co mówi. Ważne jest też kto będzie prowadził zawodników na olimpijskich zawodach, bo wiemy jak ten problem nieco zagmatwało uczestnictwo Dołęgi i Zielińskiego w Klubie Polska-Londyn 2012 i idącą za tym możliwość indywidualnego wyboru szkoleniowca. Bo mam przed oczami przekaz z mistrzostw świata w Antalyi 2010, gdy świetnie taktycznie w złoty bój wysyłał naszych trener kadry Mirosław Choroś. Nie fetyszyzujmy więc owej ścieżki via Klub Polska-Londyn 2012 tak hołubionej przez ministerstwo, bo to przecież nie są jakieś ekstra środki, tylko te o które pomniejszono budżety PZPC i innych związków sportowych mających owych klubowiczów. Na szczęście właśnie w PZPC ta jakby dwoistość przygotowań przebiega bez zakłóceń i nie nam problemów typu rozstanie kolarki górskiej Mai Włoszczowskiej z trenerem Andrzejem Piątkiem (wtajemniczeni mówią, iż przyczyną było nie „zmęczenie materiału i wzajemnych relacji", ale sprawy finansowe...), czy wypowiadane w „Wiadomościach" TVP publiczne żale młociarki Anity Włodarczyk, iż nie ma należytej opieki medycznej.
Bardzo ważna jest także polityka startowa, chociaż słyszałem i głosy, że nasi mistrzowie najchętniej to by wystąpili dopiero w Londynie, a cały rok poświęcili li tylko na przygotowania do imprezy docelowej. Jest w tym coś racjonalnego gdyż wiemy o jaką stawkę idzie gra, ale nie w pełni przekonywującego. Bo więc czym ma być start na październikowych mistrzostwach Polski w Płońsku, co będą się starali osiągnąć na listopadowych mistrzostwach świata w Paryżu? Czy to będą starty na maksa, czy tylko etapy i sprawdziany w drodze nad Tamizę. Jak będzie pod tym względem wyglądało pierwsze półrocze roku olimpijskiego? Pytań jest wiele, czas pokaże jak to będzie sprawdzać się w praktyce. Chociaż przypominam jeszcze raz, iż „szlachectwo zobowiązuje", stąd choćby Marcinowi nie powinny się przydarzać takie niewypały, jak na niedawnym Pucharze Bałtyku w Gdańsku.
Wierzę, iż za rok wrócimy z Londynu z tarczą.
Jacek Korczak-Mleczko