Lech Labudda – pomorskie sukcesy i troski
Labudda - prezes z kaszubskim rodowodem, jest postacią znaną nie tylko w środowisku od sztangi. Ma 50 lata, od roku 1976 do 1985 uprawiał podnoszenie ciężarów w gdańskim Stoczniowcu (dziś Atlecie) i Flocie Gdynia, a z czwórki dzieci w jego ślady poszedł syn Mateusz. Z zawodu Labuda jest wziętym przedsiębiorcą budowlanym, a materialna niezależność sprawia, że jest i wola i czas na społeczne działanie w sporcie i dla sportu.
„Pomorze na pewno nie jest regionem wiodącym w podnoszeniu ciężarów, ale na pewno jesteśmy widoczni na mapie tej dyscypliny sportu. Są tradycje, są trenerzy, a klubowy kanon to od lat Flota, Atleta, Nadwiślanin Kwidzyn, nowodworskie Żuławy, Rzemieślnik Malbork czy Talent Kościerzyna i pustka na zachodzie województwa... Wśród zawodników liderem jest na pewno kadrowicz, reprezentant Polski, wicemistrz kraju seniorów, champion wśród młodzieżowców i 5. zawodnik tegorocznych mistrzostw Europy w Kazaniu w wadze do 77 kilogramów - Krzysztof Zwarycz. Na krajowych pomostach znany jest inny ze sztangistów Floty - Bartosz Samp, który wywalczył niedawno w Biłgoraju srebro MMP w kategorii do 85 kg, wielki talent to16-letni Aleksander Choszcz z Atlety przygotowujący się do juniorskich mistrzostw Europy w Ciechanowie. Czyli talenty są, ale trzeba umieć je znaleźć, a w tych poszukiwaniach najwięcej zależy od zaangażowania trenerów. Nie zmienia to niestety przykrego faktu o którym wiem nie od dzisiaj. Otóż wśród młodzieży jest bardzo małe zainteresowanie rozpoczęciem treningów ze sztangą, młodzież w ogóle odwraca się od sportu. Bo świat się zmienił, warunki życia także. Jest wszech obecny Internet, sto innych pokus, podobno nie ma nudy i kłopotów z zagospodarowaniem wolnego czasu, nie ma skrajnej biedy. Kiedyś słyszałem taką teorię, iż im ciężej w kraju, tym więcej chętnych do uprawiania ciężkich w treningu dyscyplin. No więc to się chyba zgadza i teraz. Jeśli zaś chłopak decyduje się na przygodę ze sztangą, to wytrwa może miesiąc, dwa, a potem mówi, iż to zbyt ciężka praca i dziękuje. Więc przetrwają najlepsi, najwytrwalsi. A jak takich zabraknie, a nabór będzie ciągle tak mały, to wyczynowe podnoszenie ciężarów zacznie obumierać, zniknie. Już chyba trzeba zaczynać bić na alarm, radzić nad tym, co robić. Bo cóż myśleć o tym, że Pomorski OZPC i kluby organizują akcję letnią, obozy dla młodych sztangistów, a jest - powiedzmy - 15 miejsca, ale tylko10 chętnych... Problem i w pieniądzach - ale przecież nie mogę powiedzieć, iż ich dla potrzeb sztangi nie ma - w kwalifikacjach i aktywności kadry trenerskiej, w małej liczbie działaczy-społeczników, ale przede wszystkim w rozbudzeniu zainteresowania naszą dyscypliną. Żeby nie był to sport specyficznie elitarny...", mówi Lech Labudda.
Notował Jacek Korczak-Mleczko