Prezes PZPC - Zygmunt Wasiela: O SMUTNYCH DNIACH I IGRZYSKACH
EUGENIUSZ ANDREJUK: Zygmunt Smalcerz powiedział kiedyś, że Waldemar Baszanowski przetarł nam drogę na wszystkie pomosty świata, a wszędzie gdzie startujemy, gdzie pojawiamy się, Baszanowski znaczy Polska. Kim dla prezesa Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów był dwukrotny mistrz olimpijski, którego pożegnaliśmy w tym roku?
ZYGMUNT WASIELA: Był przede wszystkim moim nauczycielem, mentorem i mistrzem. Przede wszystkim dzięki Waldemarowi Baszanowskiemu jestem obecnie tym kim jestem. Mogę działać w strukturach Międzynarodowej i Europejskiej Federacji Podnoszenia Ciężarów. Waldek był moim drogowskazem i przewodnikiem po krętych drogach i korytarzach tych organizacji. Mało było i jest polskich sportowców, którzy tak jak On zdobyli wszystko, co jest do zdobycia. Wszyscy cieszyliśmy się z dwóch złotych medali olimpijskich, seryjnych tytułów mistrza świata i Europy. Bił jak na zawołanie rekordy świata, Europy i Polski. Wygrał Plebiscyt Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca Polski w czasach, gdy byliśmy w tej dziedzinie potęgą. Można powiedzieć, że Waldemar Baszanowski był w tamtych latach celebrytą w najlepszym tego słowa znaczeniu, osobą rozpoznawalną wszędzie i przez wszystkich. Zawsze znajdował się w centrum uwagi, ale nigdy nie zdarzyło się nic, co mogło kłaść się rysą na Jego sylwetce i dokonaniach. Do perfekcji doprowadził zmagania ze sztangą będąc zawsze wielkim dżentelmenem sportu, globtroterem, wnikliwym obserwatorem, fachowcem posiadającym wielki autorytet, osobą pełną elokwencji i osobistego uroku. Lubił dyskusje o sporcie, polityce i obyczajach, miał w naszym środowisku przysłowiowy mir, a nikomu nie odmówił rady i pomocy. I takiego Waldemara Baszanowskiego zapamiętam na zawsze. W ostatnim okresie życia Waldemar Baszanowski był przykuty do łóżka. Spowodował to nieszczęśliwy wypadek. Odwiedzałem Go, informowałem o tym co dzieje się w Związku, w naszym środowisku. Byłem z Nim do końca.
W dniu pogrzebu Waldemara Baszanowskiego zmarł Jan Hawrylewicz. Jego pogrzeb również zgromadził tłumy na cmentarzu
- Śmierć Janka jest ogromną stratą dla polskiego sportu. Był Człowiekiem niezwykle popularnym w Warszawie i na Mazowszu. Potrafił zjednoczyć wokół siebie różnych ludzi, tworzył wokół siebie chemię. Miał duże doświadczenie z pracy w klubach z Wybrzeża, współpracował z różnymi pionami i środowiskami sportowymi i społecznymi. Miał autorytet wśród działaczy i zawodników. Szefował Warszawsko-Mazowieckiej Federacji Sportu, WLKS Siedlce Iganie Nowe, działał w innych organizacjach m.in. w Polskim Związku Podnoszenia Ciężarów. Dzięki inicjatywom Janka powstało wiele obiektów sportowych. O takich jak On mówi się, że są ludzcy. Potrafił słuchać. Starał się budować, a nie dzielić i rozwalać. Cieszył się wielkim mirem i szacunkiem, zwracał uwagę, co dziś jest rzadkie, na sprawy wychowawcze. Często podkreślał, że takie sprawy jak historia klubu czy związku są bardzo ważne.
- Przejdźmy teraz do najważniejszego zadania sportowego przed jakim stoi Polski Związek Podnoszenia Ciężarów walki o olimpijskie paszporty i przygotowanie do igrzysk w Londynie. Jak związek realizuje ten cel?
- Nasze działania zostały podporządkowane jednemu celowi. Chcemy, co powtarzam od czasu ustalenia zasad kwalifikacji do igrzysk, żeby w Londynie wystartowały cztery polskie sztangistki oraz sześciu sztangistów, czyli maksimum jaki każdy kraj będzie mógł wystawić. Z tego nie schodzimy, choć po ubiegłorocznych mistrzostwach świata nasze zawodniczki mają na razie trzy paszporty. Musimy pamiętać, że pracujemy w warunkach okrojonych funduszy. Czasem nasuwa się pytanie czy jest to nagroda za dobre wyniki w 2010 roku, w którym zdobyliśmy 22 medale na imprezach mistrzowskich. W naszym budżecie brakuje około miliona złotych. Zmniejszenie środków odczuwa szczególnie sport młodzieżowy. Rozmawiamy z Ministerstwem Sportu i Turystyki. Jeżeli nie dostaniemy tych pieniędzy, to w grudniu być może będziemy musieli zamknąć nasze ośrodki i nie zrealizujemy zadań szkoleniowych w grupach młodzieżowych. Natomiast co bardzo chcę podkreślić wszystkie cele związane z igrzyskami w Londynie są realizowane. Atmosfera w kadrze jest bardzo dobra. Warto podkreślić też świetną współpracę z trenerami klubowymi. Wszyscy doskonale rozumieją jak ważne starty będziemy mieli w Paryżu. Dobre przygotowanie leży w interesie całego środowiska. Na koniec okresu przygotowań sztab szkoleniowy ustali skład reprezentacji.
- Trzech naszych znakomitych zawodników Marcin Dołęga, Arsen Kasabijew i Adrian Zieliński ma indywidualne programy przygotowań
- Skorzystali oni z możliwości jakie władze naszego sportu stworzyły dla najwybitniejszych polskich sportowców. Nie tylko jednak im zapewniono najlepsze warunki do przygotowań. Pozostali kandydaci do reprezentacji mają środki do realizacji swoich planów przygotowań. Nasze kadry kobieca i męska przebywały na zgrupowaniach w Chorwacji. Szymon Kołecki nie jest już członkiem Klubu Londyn 2012, ale ma zapewnione wszystkie warunki do pracy. Najważniejsze, żeby był zdrowy. Jest pod stałą kontrolą najwybitniejszych fachowców. Zresztą cała nasza kadra ma pomoc lekarską taką jakiej potrzebuje.
Cały wywiad w "Materiałach Informacyjno-Szkoleniowych PZPC" na I półrocze 2011