Czego to ludzie nie wymyślą...
Bo to były piękne czasy, a pod wodzą legendy tamtych dni - Andrzej Jasińskiego trenowali ramię w ramię ciężarowcy (wśród nich Robert Wójcik, który jako pierwszy Polak uzyskał 500 kilogramów w trójboju, a drużyna z Saskiej Kępy z powodzeniem startowała w lidze) i kulturyści. Jak czytamy w materiałach źródłowych w 1965 roku klub uzyskał osobowość prawną oraz nazwę: Atletyczny Klub Sportowy Herkules, a zarząd skupił swe wysiłki na rozbudowie sekcji podnoszenia ciężarów. Do końca 1966 roku sekcja liczyła już 35 sztangistów oraz miała sukcesy na lokalnych i krajowych zawodach. A najlepszymi na pomoście obok Wójcika byli Andrzej Laskowski, Wiesław Szydłowski, Zbigniew Bieliński, Janusz Zając... Sporty siłowe przeżywały w tym czasie w Polsce swój prawdziwy „złoty czas", miały swój nieformalny organ prasowy, czyli redagowany przez Stanisława Zakrzewskiego „Sport dla Wszystkich", a na zawodach trybuny pękały w szwach. Ale wszystko, niestety, kiedyś się kończy i Herkules „poszedł w kulturystkę" (też z sukcesami).
Teraz w Herkulesie króluje powerlifting, czyli trójbój siłowy oraz specjaliści li tylko wyciskania z tzw. ławeczki, a Karol Kołtoński (307,5 kg w wadze do 110 kg!) kolekcjonuje tytuły championa Europy i świata. Zaś jednym z działaczy-pasjonatów jest 46-latek - pan Sławomir Łoń, doktor medycyny i znany chirurg plastyczny, który krzepę także ma, bo potrafi z ławki poziomej wycisnąć 35 razy w jednej serii ciężar 120 kilogramów... I to właśnie on był pomysłodawcą bardzo oryginalnego zegara w kształcie talerza od sztangi, który (zegar) odmierza teraz czas w piwnicznej siłowni przy ulicy Dąbrówki. A wszystko pod okiem (z kalendarza) ciężarowego mistrz świata w kategorii do 85 kg - Adriana Zielińskiego, bardzo popularnego w klubie nie tylko za sprawą barda fotografii od sztangi - Janka Rozmarynowskiego.
Jacek Korczak-Mleczko