Ciężki poniedziałek (63) Puste krzesło
Przypomnijmy raz jeszcze, iż wspólna, wieloletnia praca Chełmowskiego i Zielińskiego dała rok temu młodemu człowiekowi z Mroczy tytuł seniorskiego mistrza świata, a styl w jakim to osiągnął przypomniał najlepsze czasy polskiej szkoły podnoszenia ciężarów. Jednocześnie (za sprawą bonusów i przywilejów jakie daje zawodnikowi członkostwo w Klubie Polska - Londyn 2012, ale nie tylko dlatego)ukształtował się system w którym jednego zawodnika prowadzi jeden trener wybierany przez tego pierwszego i opłacany według „londyńskich stawek". Dołęga wybrał Jacka Chruściewicza, Zieliński Chełmowskiego i ten system trwał jakby skopiowany choćby od lekkoatletów, gdzie od dawna naszymi asami - Anną Rogowską, Tomaszem Majewskim czy Piotrem Małachowskim opiekują się ich indywidualni szkoleniowcy mając też oparcie w szefie tzw.bloków skoków czy rzutów. W ciężarach jest oczywiście kadra narodowa i jej trener Mirosław Choroś, a uczestnictwo w jej zgrupowaniach Dołęgi i Zielińskiego pokrywa się z planami indywidualnymi, chociaż są i odstępstwa i subtelne różnice dotyczące kompetencji i odpowiedzialności. Oczywiście Dołęga chce, aby w Londynie puszczał go trener Chruściewicz, Zieliński chciał, aby czynił to Chełmowski. Pozostali olimpijczycy, a będzie ich razem sześciu pozostawaliby „w gestii" Chorosia i jego asystenta Krzyśka Siemiona, co może być jednak problemem logistycznym. Bo czy ciężary dostaną akredytacje (a są limity MKOl) dla aż czterech trenerów prowadzących sześciu zawodników?
Piszę o tym dlatego, bo całość pokazuje jak bardzo zmienia się i indywidualizuje system szkolenia najlepszych. Jak bardzo potrzebna jest właściwa „chemia" pomiędzy zawodnikiem i trenerem, jak bardzo liczą się sprawy wzajemnej akceptacji i partnerstwa, sposoby przekazywania wiedzy i egzekwowania dyscypliny zajęć, ile w tym zaufania obu stron, więzi pokoleniowej i psychologii także. W przypadku Adriana Zielińskiego to wszystko, co miało trwać do Londynu i dalej, co tak dobrze i spokojnie funkcjonowało, zawaliło się w ciągu kilku minut.
Zieliński na pewno jest w traumie po odejściu Chełmowskiego, bardzo, co naturalne, to przeżywa, to było widać podczas sobotnich uroczystości pogrzebowych w Nowym Dworze Gdańskim... Na pewno Adrianowi potrzebny jest teraz spokój, ale na pewno nie może on skutkować odejściem od właściwego treningu i totalną modyfikacją planów. Śmierć Irka, tak niespodziewana, postawiła przed Adrianem, przed mroteckim Tarpanem, przed PZPC i Klubem Polska-Londyn 2012 wielkie wyzwanie i uświadomiła wszystkim jak trudno będzie zastąpić tego nieodżałowanego trenera. A życie pędzi naprzód...
Na razie są bardzo dyskretne spekulacje i przymiarki, ale nie ma co ukrywać że są. Mrotecki ciężarowy Ośrodek Przygotowań Olimpijskich aby dalej funkcjonować pod egidą PZPC musi zatrudnić trenera spełniającego określone warunki. Musi to być angaż i pobyt stały, a nie z doskoku, kandydat musi posiadać minimum II klasę trenerską, być absolwentem studiów wyższych i legitymować się praktyką w zawodzie. Kandydaci już się, i owszem, pojawiają i w dyskusjach i w działaniu. Na razie mniejsza o nazwiska, ale szkopuł w tym iż większość z nich nie ma wymaganych papierów, co niestety niezbyt dobrze świadczy o środowisku trenerskim zaniedbujących naukę, rozwój i ciągłe doskonalenie tak już powszechne na obecnym rynku pracy. Z tego co słyszałem nieoficjalnie do Adriana też zgłaszają się pierwsi chętni do współpracy, a i on sam powoli myśli już o konkretnej osobie. Niestety, znowu pojawia się sprawa braku owej II klasy trenerskiej, co jest także koniecznym warunkiem zatwierdzenia szkoleniowca w strukturze wspomnianego Klubu Polska - Londyn 2012. Sądzę, iż wszystko znajdzie swój mądry finał, że się ułoży i ciągle będziemy optymistycznie myśleć o Londynie. Tylko spójrzcie, a mówi się iż nie ma ludzi niezastąpionych, jaka nagła pustka i puste trenerskie krzesło powstały po śmierci niezapomnianego „Chełmka"...
Jacek Korczak-Mleczko