Ciężki poniedziałek (60) Niekończąca się opowieść?
Oczywiście podnoszenie ciężarów nie jest, na szczęście!, jedynym sportem który był i bywa nadal zamieszany w nieczystą rywalizację, gdyż w czołówce przyłapanych mamy niezmiennie od lat na czele liczne zastępy lekkoatletów, kolarzy czy narciarzy, a i nie ma chyba już dyscypliny którą ominąłby skandal dopingowy. Była przecież w Seulu 1988 historyczna sprawa Bena Johnsona, a jednocześnie jakaś dziwna tolerancja dla Amerykanów, a balon pękł z hukiem dopiero wiele lat później gdy ujawniono działalność laboratorium BALCO. Dzisiaj posądzany o konszachty z dopingowym diabłem jest kolarz wszech czasów Lance Armstrong, a my przełknęliśmy po olimpijskim zimowym Vancouver 2010 gorzką pigułę, bo jedyną trefną zawodniczka igrzysk okazała się narciarska biegaczka Kornelia Marek.
To wszystko ani mnie ziębi, ani grzeje, bo teraz obchodzi mnie tylko czystość na ciężarowym podwórko i troska o to, aby nie powtórzyła się sytuacja z czasów po olimpiadzie w Atenach 2004, gdy sztandze (i kolarstwu) groziło usunięcie z programu igrzysk, bo na te dwie dyscypliny przypadała połowa wykrytych przypadków dopingu. Oczywiście światowy sport to też dżungla faryzejstwa, bo w imię czystości olimpijskich zasad łowi się głównie egzotycznych frajerów którzy nie mają dostępu do najnowszej generacji „koksu" (a na te potrzeby pracują przecież w ukryciu całe laboratoria) i technik maskujących pozostawiając w spokoju różne NBA, NFL czy NHL, zawodowy boks, strongmenów czy łomotaninę osiłków w żelaznej klatce, którą to (łomotaninę) niektóre elektroniczne media przedstawiają nam jako jakiś nowy kanon współczesnego sportu. A czyż szczytem hipokryzji nie są niekończące się dyskusje o astmie Marit Bjoergen i kolarskim peletonie którego 70 procent to także nieuleczalni astmatycy z apteką pod siodełkiem?
Dla potrzeb nieczystego wspomagania, od eksperymentów z przetaczaniem krwi po farmakologię, pracują w świecie całe zastępy naukowców, a z drugiej strony potężna armia kontrolerów WADA. Żyją w symbiozie, bo jedni są zależni od drugich, a w grę wchodzą liczone w setki milionów dolarów pieniądze i dostatnie życie. Pół biedy jeśli na jakimś prymitywnym „koksie" zostaje złapany sztangista czy kolarz z Koziej Wólki albo Pernambuco, który sam chciał sobie skrócić drogę do sukcesów, a po doping sięgnął łatwo bo czarny rynek (kontrolowany przez różne mafie i grupy przestępcze) działa w każdym kraju świata. Gorzej gdy owo wspomaganie jest niejawną częścią oficjalnej doktryny sportowej danego kraju co w dawnych latach było specjalnością ówczesnej NRD, ZSRR czy Bułgarii - ale przecież i USA także, bo sport był narzędziem wojny propagandowej i ideologicznej o to, któryż to z ustrojów jest lepszy, a owa wyższość miały potwierdzać także wyniki i rekordy zawodników. Odpryski tego błędnego koła są widoczne i dzisiaj, więc na to, co wyprawiali Norwegowie na narciarskich MŚ w Oslo patrzyłem bez żadnego zdziwienia, chociaż mocno dziwiło to, jak przebiegała każda biegowa konkurencja... Nie bez znaczenia jest też fakt, iż każde z państw przodujących w sporcie ma własną instytucję do zwalczania dopingu i własne laboratorium starające się (lub posiadające) tzw. akredytację MKOl/WADA; w Polsce działa od roku 1988. To kosztuje, ale na tym też można zarobić. To silny oręż w walce z dopingiem i zapowiedź permanentnych niespodziewanych kontroli, ale też i najlepszy ze sposobów na przekonanie się czy nasi są czyści przed imprezą sezonu...
Piszę o tym wszystkim, bo trzeba. Bo doping (i pieniądze) to największa zmora współczesnego sportu, chociaż nigdy nie brakowało głosów żeby dać sobie z tym spokój. Niech sportowcy (pełnoletni) robią co chcą, bo to ich mózg, ich ciało i ich wybór. I wcale bym się nie zdziwił gdyby ten kierunek miewał się coraz lepiej, a przykładem prawie wszystkie zawodowe rozgrywki komercyjne, istne perły medialnego przekazu i krociowych zysków gdzie kontrola antydopingowa jest fikcją albo nie istnieje w ogóle. To wyniki anonimowej ankiety przeprowadzonej kilka lat temu w USA w której przytłaczająca większość sportowców przyznała, iż zgodziłaby się na doping (nawet ryzykując utratę zdrowia), gdyby dawało to gwarancję zdobycia olimpijskiego złota.
Piszę o tym, bo Polski Związek Podnoszenia Ciężarów w czas sierpniowych mistrzostw Europy 17-latków organizuje w miejscu zawodów, czyli w Ciechanowie (wespół z EWF) wielkie europejskie seminarium poświęconej profilaktyce i walce z dopingiem, że wiosną 2012 chcemy w Spale gościć uczestników seminarium światowego. Piszę, bo w Ciechanowie naprawdę nie będzie czczego gadania, ale także spotkanie z młodymi sztangistami i okrutna demonstracja przykładów tego, co z człowieka czynią zakazane środki. Trzeba to robić, bo przy sztandze, tej na mikrym i najwyższym poziomie, znowu nie jest ciekawie. Rok temu hurtowo wpadali Indonezyjczycy, zawodnicy z Iranu, Indii i Ameryki Południowej. Aż 7 przypadków dopingu wykryto podczas seniorskich ME 2010 w Mińsku, tyle samo podczas tegorocznego championatu Starego Kontynentu w Kazaniu. I tam i tu jednymi z „beneficjentów" byli reprezentanci gospodarzy- Białorusini i Rosjanie (to prawdziwy strzał w piętę) oraz państw zakaukaskich. To fatalne informacje dla sztangi o której głośno w mediach tylko z racji wielkich wyników- rekordów albo z racji dopingowych afer. I te ostatnie od lat tworzą „czarny pijar" całej naszej dyscypliny.
Ludziska widać wariują, bo jeśli czytam iż Azerowie (w części reprezentacji naturalizowani Bułgarzy) dlatego wycofali się z ME w Kazaniu, bo ponoć przedmistrzowskie testy na czystość wykazały ... 44 pozytywne wyniki u podopiecznych Janko Rusewa! Teraz jest informacja o „7" z Kazania, ale dalej są jedynie przecieki i spekulacje (i wiarygodne fakt podane na portalu polska sztanga), bo przecież jeszcze próbka B, a IWF/EWF ogłoszą oficjalnie personalia przyłapanych za miesiąc, a o sankcjach nań nałożonych dowiemy się zapewne dopiero podczas listopadowych MŚ w Paryżu... To wszystko działa na rzecz dobrego obrazu polskiej sztangi, która już od lat jest czysta na arenie międzynarodowej i niechaj tak będzie zawsze. PZPC jest oczywiście zobligowany do udziału w elektronicznym systemie informacyjnym ADAMS, czyli bieżącym monitorowaniu (dla potrzeb Światowej Agencji Antydopingowej) aktualnych miejsc pobytu aż 90 wytypowanych zawodników. Sztangiści są kontrolowani podczas zawodów i zgrupowań przez naszą Komisję do Zwalczania Dopingu w Sporcie, niedawno w Spale na zgrupowaniu kadry przed MŚ do lat 20 w Malezji swoje badania czyniła ekipa z WADA...
Piszę o tym wszystkim, bo właśnie dzisiaj po południu w siedzibie PKOl odbędzie się otwarcie kampanii antydopingowej „Bądź Świadomy, Bądź Czysty". W zaproszeniu czytam, iż: „Przewidziana jest konferencja prasowa oraz pierwsza emisja spotu promującego kampanię. Na otwarcie zaproszeni zostali przedstawiciele polskich związków sportowych, mediów oraz instytucji prowadzących aktywną politykę antydopingową. Patronami kampanii są: Ministerstwo Sportu i Turystyki, Polski Komitet Olimpijski, TVP Sport. Sponsorem kampanii jest Totalizator Sportowy Sp.z.o.o. Organizatorami: Komisja do Zwalczania Dopingu w Sporcie oraz Akademia Wychowania Fizycznego w Poznaniu".
Co tam zobaczyłem i usłyszałem oczywiście przekażę na tych łamach.
Jacek Korczak-Mleczko