Ciężki poniedziałek (59) PPPS?
Piszę o tym nie bez kozery i to z dwóch powodów. Po pierwsze mierzi mnie już owo publiczne roztrząsanie stanu naszych przygotowań do piłkarskich Euro 2012. Jest, jak jest, co każdy widzi, a jedyna smutna prawda jest taka, iż potrzeba było (o ironio..) dopiero wielkiej sportowej imprezy, aby Polska zaczęła wydostawać się z cywilizacyjnej zapaści odnośnie stadionów, dróg i autostrad, lotnisk, linii kolejowych, dworców i Bóg wie czego jeszcze... Oczywiście opozycja w imię tylko sobie znanych racji nie pozostawia na rządzie suchej nitki wieszcząc, iż za rok będzie kompromitacja na prawdziwie europejska skalę, a wiernie wtórują jej media działające w myśl zasady, iż „im gorzej, tym lepiej" (oczywiście dla nich), bo im więcej padliny i schadenfreude na łamach, tym ponoć bardziej po obywatelsku. Żeby było ciekawiej tych obaw nie podziela firma najbardziej zainteresowana, czyli UEFA jakby nie rozumiejąc zastępu naszych dyżurnych polityków i komentatorów, którzy w polsko-ukraińskim Euro 2012 widzą głównie dopust boży oraz szamotaninę ministrów Grabarczyka i Giersza, a nie powód do dumy i radości.
Niepokoić może jedynie szacunek kosztów; na przykład odnośnie Ministerstwa Sportu i Turystyki, które niepotrzebnie dało wpuścić się w gorset budowniczego stadionów zamiast oddać to na starcie resortowi infrastruktury, gdzie chyba jest więcej fachowców-budowlańców niż w Pałacu Blanka. No i te nadzwyczaj wypasione ministerialne córy, czyli spółki PL.2012 i NCS... Bo jeśli już liczyć, to przecież koszt budowy li tylko warszawskiego Stadionu Narodowego zamknie się kwotą 2 miliardów złotych, co starczyłoby na... 10 lat działalności ministerstwa i polskich związków sportowych! Więc mamy, także w PZPC, okres finansowego, budżetowego postu i liczenie każdej złotówki oraz przeświadczenie sportowej władzy, iż jedynym ratunkiem na podreperowanie związkowej kasy jest pozyskanie bogatego sponsora. Ale sztanga to nie piłka nożna czy lekka atletyka i tu koło się niestety zamyka.
Powód drugi to instrumentalne traktowanie sportu (i jego gwiazd) w czasie kampanii wyborczej do naszego parlamentu. Ludzie sportu zachęcani są przez wszystkie partie (a przoduje tu PO) do startu w jesiennych wyborach, a niektóre znane nazwiska mają być albo wyborczymi lokomotywkami, albo działać na zasadzie wabia. Bo i tak na listach liczą się pierwsze numery, a reszta to tzw. wypełniacz choć zdarzają się i niespodzianki. Niestety dotychczasowe doświadczenia w sprawdzaniu się sportowców w Sejmie i Senacie są raczej mikre, bo nie przypominam sobie ani lawiny ich inicjatyw ustawodawczych, płomiennych mów z parlamentarnej trybuny, a rejestr spraw załatwionych dla dobra środowiska jest bardzo ubogi. No bo czymże zasłużyli się dla wyborców i zapadali w pamięć senatorowie lub posłowie Pietrzykowski, Lato, Piechniczek, Kulej, Wójcik, Kosecki, Guzowska? Tak naprawdę to zapamiętaliśmy sejmową działalność posła Stanisława Stefana Paszczyka (to on przeprowadził przez parlament ustawy o odpisach na sport z Totalizatora i sprawę emerytur olimpijskich), postawę posła Zbigniewa Pacelta, czy dawne dobre czasy merytorycznej i fachowej pracy sejmowej Komisji Sportu i Turystyki, gdy przewodzili jej posłowie Tomaszewski, Drzewiecki i Pacelt właśnie.
Tymczasem słychać, iż idzie już kolejna zmiana, głównie spod partyjnego sztandaru PO, chętnych na robotę przy Wiejskiej. Piszę to oczywiście w chwili, gdy nie ma jeszcze oficjalnych list wyborczych, ale w mediach aż dudni od spekulacji.
I tak mają ponoć kandydować Leszek Blanik, Jerzy Rybicki, Przemysław Saleta, Jagna Marczułajtis - osoby znane ze sportowych aren, ale jak na razie jakby zupełnie dziewicze jeśli chodzi o poglądy polityczne i rękojmię tego, iż będą dobrymi reprezentantami narodu. Z naszej, ciężarowej łączki też dochodzą słuchy z północnych krańców Mazowsza, iż podobno propozycję miejsca na ciechanowskiej liście PO otrzyma Szymon Kołecki, który być może myśli o karierze politycznej, co było już widać podczas ostatniej kampanii prezydenckiej. Na razie Szymon był zaproszony przez Bronisława Komorowskiego na 4 czerwca, na spotkanie dawnych opozycjonistów z okazji 22.rocznicy „okrągłostołowych" porozumień. No i bardzo dobrze, chociaż akurat gdy działy się te wielkie dla Polski sprawy, to Kołecki miał 8 lat...
A może lepiej, w dobie kryzysu naszego parlamentaryzmu, powołać Polską Partię Przyjaciół Sportu na czele choćby z podobno ukochanym przez naród Adamem Małyszem? Tu przypominam, iż nie tak dawno temu do Sejmu weszła Polska Partia Przyjaciół Piwa, to może i PPPS by się udało...
Jacek Korczak-Mleczko