Ciężki poniedziałek (57) Zapomniane wychowanie
Sport w dalszym ciągu pozostał oczywiście jedną z płaszczyzn awansu materialnego, społecznego czy kulturowego. Dalej jest szansą wybicia się w wielki świat (chociaż to już zupełnie inne pojęcie niż kiedyś...)dla młodzieży ze środowisk małomiasteczkowych czy wiejskich. Bo właśnie stamtąd pochodzi gros talentów i przyszłych reprezentantów Polski w kategoriach młodzieżowych i tych dorosłych także. Tak jest głównie w dyscyplinach indywidualnych, w podnoszeniu ciężarów także. I właśnie o tym dyskutowałem niedawno w towarzystwie socjologów sportu i przedstawicieli sportowej władzy. Wnioski nie były zbyt optymistyczne, a dotyczyły tego co dawniej nazywano wychowawczą rolą sportu i wpływem trenerów na kształtowanie zachowań i postaw młodych ludzi. Teraz na pierwszym miejscu bywa głównie presja wyniku, a na dalszy plan schodzi to jak kandydat na mistrza radzi sobie z przestrzeganiem obyczajowych norm i co to znaczy być zagranicą reprezentantem Polski, nosić biało czerwony dres z orzełkiem na piersi.
Świat się nam skurczył, bo teraz każdy może sobie pojechać dokąd chce, a jedynym kryterium wyboru i odbycia podróży życia jest finansowa zasobność. Więc twierdzę, patrząc także na podwórko PZPC, iż możliwość peregrynacji do Peru czy Malezji (a to wynika z tegorocznego kalendarza IWF)to jednak coś innego niż wypad do Puław czy Ciechanowa. Dla mnie do przysłowiowe schwytanie Pana Boga za nogi i szansa egzotycznej przygody uzyskana przez młodziaków dzięki swej postawie i wynikom na pomoście. Ale taki wyjazd powinien być przygotowany, młodzież poinformowana czym jest docelowy kraj i miasto, czym jest jego historia, specyfika, co warto zobaczyć i dlaczego. Tę ciekawość świata miało pokolenie Baszanowskich, teraz podobno trudno wygonić reprezentantów z hotelowych pokoi, a propozycja wycieczki po mieście odbierana jest jako rodzaj uciążliwości. Teraz obowiązuje model leżenia ze słuchawkami na uszach lub przyssanie się do laptopa - atrybutu podstawowego tego elektronicznego pokolenia. Często, słyszałem od uczestników dyskusji, zachowanie młodych sportowców nieco dziwi i wystawia na ciężką próbę ich gotowość do reprezentowania narodowych barw - a przecież nie odbywa się to tylko podczas występów na pomoście, bieżni czy ringu. Nie chodzi o alkoholowe wyskoki, ale o higienę, porządek w pokoju czy nawet o zachowanie się przy stole. Czasami panuje w tym wszystkim kultura epoki kamienia łupanego i rodzi się pytanie, czy to są utrwalone nawyki wyniesione z domu, ze sportowego internatu czy ze zgrupowań? Dlaczego te podstawowe rzeczy umykają niektórym trenerom, dlaczego jest przyzwolenie na takie kompromitujące zachowania, czy trener przestał już być wychowawcą? Czy nie umie, nie chce, jest mu to obojętne, no bo przecież formalnie rozliczany jest tylko z wyników jakie osiągną jego podopieczni... Gdzie jest autorytet szkoleniowca, ale odpowiedzialnych działaczy także? To jest oczywiście temat na dłuższą dyskusję i konkretne, szybkie działania, a dotyczy on całego polskiego sportu, bo sygnały docierają z różnych dyscyplin i tak samo dotyczą nieodpowiedzialności dziewcząt jak i chłopców. Na razie są to smutne konstatacje.
I jeszcze wiadomość, którą warto odnotować. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi od tygodnia podnoszenie ciężarów jest znowu jedyną dyscypliną w której Polak dzierży rekord świata. To oczywiście Szymon Kołecki i jego 232 kg w podrzucie w wadze do 94 kg - wynik ustanowiony 29 kwietnia 2000 roku podczas mistrzostw Europy w Sofii. Rekord z solidną „brodą" i coraz bardziej wydaje się, iż nie do pobicia przez kolejne lata... Szymon znowu jest jedynakiem światowych statystyk rekordzistów, bo na mitingu w Halle Niemka Heidler rzuciła młotem 79,42 metra wymazując z tabel zeszłoroczne 78,30 Anity Włodarczyk. Jeden leciwy rekord świata w palecie tak wielu dyscyplin i konkurencji - trochę mało jak na duży kraj nad Wisłą i Odrą...
Jacek Korczak-Mleczko