Ciężki poniedziałek (56) Ja tego nie rozumiem
W polskim sporcie mamy teraz karykaturę wolności -w działalności gospodarczej, przepływie pieniądza, transferach, w wyrażaniu poglądów - jaką przyniosła zmiana ustroju i jej wszystkie demokratyczne zdobycze. Zamiast kibiców (głównie jeśli chodzi o futbol zżerający powoli wszystkie inne dyscypliny) mamy zorganizowane kibolskie mafie w kominiarkach połączone siecią biznesowych zależności z szefostwem klubów, a na trybunach cotygodniowe pokazy antyrządowej propagandy. Bo w Polsce na stadionach i w Internecie można wszystkich bezkarnie szkalować (od sąsiada przez wiecznie bity PZPN po premiera i prezydenta), co nie ma nic wspólnego z wolnością słowa czego dopatrują się różni podejrzani publicyści. W kilkanaście dni po wydarzeniach w Bydgoszczy i arcysłusznym zamykaniu stadionów przed dziczą już tylko nieliczni bronią decyzji policji i wojewodów, bo przecież „tracą prawdziwi kibice". Problem w tym, iż ci „prawdziwi" to zahukana, milcząca mniejszość, bo polski futbol już dawno temu pozbył się widowni zastępując ją tłumem oglądającym mecze tyłem do murawy... Bo mecz nie jest ważny, liczy się tylko jego tzw. oprawa na którą kibole ściągają haracz. Piszę o polskiej piłce nożnej, ale tej praktycznie nie ma, chociaż daleko mi do różnych nacjonalizmów i szowinizmów, bo liczą się tylko fakty. A te są takie, iż w ekstraklasie gra coś ze 170 obcokrajowców, a mistrz Polski - krakowska Wisła zatrudnia przedstawicieli kilkunastu nacji, a w pierwszym składzie jak dobrze pójdzie mieści się... dwóch Polaków. Więc jaki to dla mnie mistrz Polski - to tylko drużyna która wygrała ligę w sezonie 2010/2011, a doprowadzili ją do tego trenerzy Holendrzy z prowincjonalnego miasta Breda. To wszystko nijak nie przekłada się na reprezentację Polski, która na rok przed Euro 2012 podążą tą samą straceńczą drogą „wynarodowienia" na której od lat jest reprezentacja koszykarzy, a szybko dołączają do niej inni przedstawiciele gier zespołowych, bo w ligach obowiązuje taka sama „myśl transferowa" nastawiona na import średniaków. Oczywiście nijak nie przekłada się to na sukcesy w europejskich pucharach więc nie wierzę w kolejne udane pukanie Wisły do Ligi Mistrzów, bo znowu trafi na jakichś Azerów (a ci potrafią nawet wygrać konkurs piosenki Eurowizji, podczas gdy nasi wyjce od lat nie dostają się nawet do finału), albo na potęgę nie do przeskoczenia typu Levadia Tallin.
Piszę o tym dlatego, iż liczę na koniec społecznego przyzwolenia dla tych praktyk, na otrzeźwienie mediów wmawiającym nam że piłka nożna to królowa polskiego sportu, chociaż po niektórych kolejkach ekstraklasy wystarczyłoby podać li tylko wyniki i strzelców bramek. Ale zamiast tego mamy całą filozofię futbolu i dyżurnych filozofów, kilkudniowe dywagacje nad tym czy Arboleda chciał wsadzić palec w tyłek Smolarka, czy boiskowe bluzganie Małeckiego miało podtekst rasistowski i czy „Staruch" nie jest być może nękany złośliwie, a w tej sprawie czytałem już nawet wypowiedź pewnego mędrca z... Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Piszę o tym dlatego, iż ponoć Wisła za prawa transmisji z jej meczów ligowych dostanie (od Canal+, Polsatu i Eurosportu) 11 milionów złotych rocznie. Czyli tyle, co dwuletni budżet PZPC i większości polskich związków sportowych! Czyli tyle, co organizacja imprez od sztangi na najbliższą dekadę! Pisze o tym, bo logistyczne zabezpieczenie przez policję jednego meczu piłkarskiego, to kwota tez sięgająca miliona... I tak to wygląda alogiczna piramida polskiego sportu, tak tworzy się sztucznie sporty „nośne medialnie i marketingowo" - chociaż bez żadnych wynikowych sukcesów - spychając pozostałe do uniwersalnego kąta o modnej nazwie nisza. Przebudzenie następuje raz na cztery lata z okazji igrzysk olimpijskich (wtedy na antenie publicznej TV oglądamy dyscypliny - na czele z ciężarami, które wcześniej gościły na antenie z okazji... poprzednich igrzysk), bo na szczęście te medale mają jeszcze największą wartość. Nad tym wszystkim miał obradować planowany od dawna Kongres Sportu Polskiego, ale jakoś nie może się zebrać, zaś futbol ma wiele wspólnego z ciężarami, choć to niewiarygodne...
Jacek Korczak-Mleczko