Ciężki poniedziałek (54) Smutny felieton
Wraz z Jego śmiercią powoli odchodzi do historii najwspanialszy okres naszego sportu - nie tylko z racji uzyskiwanych przez tamtych herosów wyników-rekordów, olimpijskiego złota i triumfów na mistrzostwach świata i Europy. Wraz z Waldemarem odchodzi bezpowrotnie wspomnienie sportowego etosu szlachetności, czystej walki, kultury i najzwyczajniejszej uczciwości. W czasie Jego kariery, czyli w latach 1957-1972 sport był jeszcze tym, czym być powinien. Był rywalizacją (a nie zawodem)bez medialnej maskarady często teraz kreującej na bohaterów sztuczne miernoty , bez reklam i różnych „działań marketingowych", bez blichtru sztuczności i zmory dopingu, bez kiboli i przemocy. Baszanowskiemu przypadło startować w czasie gdy sport był oczkiem w głowie władzy, gdy „nasz obóz" rywalizował z Zachodem, a triumfy były dowodem na wyższość systemu. Ale Mistrz nigdy nie dał się propagandowo zwariować, być może wiedząc także iż dzięki temu ideologicznemu sosowi polski sport był wielkim beneficjentem starań i troski o czym po roku 1989 władza tylko czasami sobie przypomina. Z pokolenia Waldemara odeszli przed Nim trenerzy Augustyn Dziedzic i Klemens Roguski, prezes Janusz Przedpełski, doktor Michał Firsowicz, szef GKKFiT i PKOl Włodzimierz Reczek i wielcy koledzy z reprezentacyjnego pomostu: Ireneusz Paliński, Czesław Białas, Marian Zieliński, Mieczysław Nowak, Henryk Trębicki... Ale dalej są wśród nas, pamiętają i pożegnają dzisiaj Baszanowskiego Jego koledzy z tamtych lat: Marian Jankowski, Jan Bochenek, Wojtek Ozimek, Marek Gołąb, Kazio Czarnecki, Zygmunt Smalcerz, Zbigniew Kaczmarek... Dla nich Waldemar był zawsze Tym Największym - liderem, przyjacielem, dżentelmenem, wzorem i żywa legendą ich wspaniałego sportowego życia. A był to przecież czas, gdy podnoszenie ciężarów było sportem prawie narodowym, a PZPC miał zarejestrowanych 12 tysięcy zawodników zrzeszonych w ponad 200 klubach! Teraz jest, jak jest, a na Jego ukochanej stołecznej AWF nie ma nawet studenckiej sekcji od sztangi, ani specjalizacji z podnoszenia ciężarów...
Gdy Waldemar Baszanowski zmarł 29 kwietnia nie brakło w gazetach, w radio i telewizji, oraz w Internecie wspomnień i artykułów przybliżających Jego sylwetkę i dokonania. I jak to często w takich sytuacjach bywa dowiedzieliśmy się o Nim wiele nowych rzeczy odkrywając, iż poza oficjalnymi biogramami był przecież inny, nieznany a prawdziwy człowiek. No i teraz wiemy, iż był majsterkowiczem „złotą rączką" co to potrafił zrobić i naprawić wszystko, a już w latach 50. miał pod łóżkiem w akademiku cztery wzmacniacze, co pozwoliło rywalizować z innymi pokojami co do głośności puszczanej muzyki. A za muzyka przepadał, grał na gitarze, z uśmiechem potrafił dać recital ZMP-owskich pieśni, jako pierwszy miał słuchawki, które wraz ze szpulowym magnetofonem (przerobionym, a jakże) były Jego sprzętem do relaksu podczas wielogodzinnych zawodów . Że technika, motoryzacja były Jego żywiołami, ale był także zapalonym miłośnikiem krótkofalówek i radiowej wędrówki przez świat...
Był oczytany, ciekawy świata i ludzi, był poliglotą i Bóg jeszcze wie kim. Ale zawsze szło to w parze ze skromnością i przysłowiowym olimpijskim spokojem, co w przypadku dwukrotnego mistrz igrzysk brzmi tak strasznie prozaicznie. Zresztą... Zresztą pisanie o Waldemarze jest teraz niesłychanie trudne, bo tak łatwo otrzeć się o truizm, o frazy które choć prawdziwe nie są w stanie oddać tego kim był naprawdę. Na pewno człowiekiem, którego wspaniała kariera przeplatała się z wielkimi osobistymi tragediami. Pierwsza trauma to lipiec 1969 gdy prowadzony przez Niego moskwicz 412 wpada w poślizg na klinkierowej kostce pod Łowiczem - kilkuletni syn przeżywa katastrofę, Waldemar jest długo w szoku, ginie Jego żona - Anita. Sportowa Polska jest poruszona, a za dwa miesiące Warszawa będzie gościć mistrzostwa świata. I na Torwarze Baszanowski wygrywa, uznany zostaje najlepszym sportowcem 1969 w Plebiscycie „PS" - po raz pierwszy w karierze, bo choć triumfował na igrzyskach w Tokio i Meksyku to laury za te lata zdobywali inni z wielkich - trójskoczek Józef Schmidt i szablista Jerzy Pawłowski. „Baszan" po kilku latach żeni się powtórnie, ale szczęśliwe pożycie kończy choroba nowotworowa żony. Wreszcie trzeci, równie szczęśliwy związek i trzy lata temu wypadek, który Jego - uosobienie sprawności - do końca dni przykuł do łóżka jakby straszna igraszka losu, wielkie cierpienie i ciała i umysłu. Może splot tych wszystkich przyczyn sprawił, iż w jednym z wywiadów Baszanowski wyznał, że jest agnostykiem czyli wyznawcą poglądu według którego obecnie niemożliwe jest całkowite poznanie rzeczywistości i niemożliwym jest dowiedzenie się, czy Bóg istnieje, czy też nie... A takie wyznanie wymaga odwagi.
Znaliśmy się od ponad 35 lat, od dnia gdy będąc na AWF w towarzystwie jego druhów od pierwszych dni kariery - redaktorów Heńka Jasiaka i Janka Rozmarynowskiego ten pierwszy krzyknął „O! Baszan idzie!" i zostałem Mu przedstawiony. Nigdy nie była to znajomość bliska, codzienna, ale oprócz spotkań na zawodach i w PZPC były także domowe, długie nocne rodaków rozmowy. Tak było po Jego powrocie z Indonezji, po objęciu fotela prezydenta EWF, były wizyty u Niego, gdy przygotowywałem rozdział pt. „Waldemar Baszanowski" do wspaniałego, monumentalnego albumu „Najlepsi polscy sportowcy XX wieku" wydanego staraniem pana Sobiesława Zasady. I byłem dumny, iż to zadanie wydawca powierzył właśnie mnie...
Żegnaj więc Waldku, żegnaj na zawsze. Ty już tam poza nami, ale życie pędzi dalej po swojemu. Od dnia Twojego odejścia w Ciechanowie młodzież od sztangi walczyła na swojej XVII Ogólnopolskiej Olimpiadzie, w minioną sobotę w historycznej hali Legii przy ul. 29 Listopada swoje mistrzostwa i Memoriał generała dywizji Kazimierza Gilarskiego (zginął w katastrofie smoleńskiej) rozegrali ciężarowcy z klubów wojskowych, wczoraj były juniorskie zawody w Siedlcach i nie tylko tam. Wczoraj na swoje mistrzostwa świata juniorek i juniorów U-17 odleciała reprezentacja Polski - aż do peruwiańskiej Limy, właśnie tam gdzie równo 40 lat temu zostałeś wicemistrzem świata ulegając Zbyszkowi Kaczmarkowi... W Bydgoszczy wreszcie prezydent miasta Rafał Bruski przyjął i finansowo uhonorował Aleksandrę Klejnowską-Krzywańską, która z ME w Kazaniu wróciła z brązem oraz zdobywcę 6. miejsca Damiana Wiśniewskiego i ich szkoleniowca z Zawiszy Piotra Wysockiego. I dobrze, iż samorządowa władza docenia swoich sportowców. I Ty byś się z tego cieszył.
Dzisiaj na pogrzebie Waldemara sztandar PZPC nieść będzie Marcin Dołęga - trzykrotny mistrz świata i faworyt igrzysk w Londynie 2012. To Jego godny następca, chociaż wszyscy wiemy iż drugiego Baszanowskiego nie będzie...
Jacek Korczak-Mleczko
Na zdjęciach Janka Rozmarynowskiego Waldemar Baszanowski , autor i sędzia Mieczysław Grabia podczas mistrzostw Europy w Warszawie 1995 oraz Baszan", autor i redaktorzy magazynu „KiF" - Sylweriusz Łysiak i Mirosław Prandota w czasie ME we Władysławowie 2006.
|