Ciężki poniedziałek (53) Dużo trudnych pytań
Wszyscy zgromadzeni prezentowali się jako świadoma celów grupa, grupa zarazem i mistrzów i żyjących w dostatku szczęściarzy, którym państwo (czyli mu wszyscy -podatnicy)funduje na czas przygotowań materialny spokój, indywidualne programu treningów, startów, opiekę medyczną, naukową, logistyczną i Bóg jeszcze wie co. To wszystko ma ich doprowadzić na przełomie lipca i sierpnia 2012 na olimpijskie podium w Londynie, a wielka rolę odgrywa tutaj kwestia zaufania. Jest ono jednak, powiedzmy, kontrolowane, bo przy owym Klubie działa Zespół Wsparcia Naukowego i Metodycznego czyli organ prognozujący i sprawdzający co tak naprawdę robi dany zawodnik i jakie są efekty (startowe)owego „samotniczego" cyklu przygotowań. Nie będę wnikał w kwestie finansowe, bo wiem iż według oficjalnych danych w tym roku budżet via Ministerstwo Sportu i Turystyki przeznaczył na sport wyczynowy 158 milionów złotych; w tym 120 na dyscypliny tzw. letnie. Mamy teraz nad Wisłą czas rządowych oszczędności więc owe sumy są niby solidne, ale przecież nie powalające i to nie tylko w stosunku do innych państw, które przecież także „zbroją się" na Londyn. Ale mniemam, iż stypendia i inne granty dla owych 44 olimpijskich klubowiczów - a do tego dochodzą świadczenia dla grupy 76 sportowców, którzy w MŚ i ME uplasowali się na miejscach 4-8 - pochłania znaczną część owych budżetowych kwot. W sumie znaczy to, iż bez pomocy państwa nie byłoby tego Eldorado, bo - co podkreślano w czwartek w kuluarach - łaska sponsorów jeździ często na pstrym koniu. Bo w sporcie liczy się przecież coś więcej niż proporcja i reklama dobrodzieja - liczy się to, co swoja postawą olimpijczyk wywalczy także dla naszego kraju, dla Polski, dla nas wszystkich. Są to zyski nieprzeliczalne i stąd ów państwowy program. Ale w PKOl słyszałem także od uczestników spotkania (na to robocze, z ministrem nie zaproszono mediów...), iż jedynym punktem spornym było wystąpienie mistrza z Pekinu - kulomiota Tomasza Majewskiego, który ponoć narzekał iż jego sugerowane plany startów kolidują z licznymi komercyjnymi mityngami, które dają dodatkowe apanaże a i sponsorowi na nich zależy. Mistrz został jednak szybko sprowadzony na ziemię, bo przecież to „minister jego ojcem, a kto daje przez lata i - to regularnie - dużą kasę, ten wymaga posłuszeństwa". Czy mamy więc do czynienia z wyborem pomiędzy altruizmem, a egoizmem naszych bohaterów?
A jak to się ma do sztangistów z których Marcin typowany jest (w różnych fachowo-medialnych międzynarodowych przymiarkach) do olimpijskiego złota 2012, a Adrian co najmniej do zdobycia medalu brązowego? Patrząc na to wszystko myślę o jakimś obecnym tu elemencie alienacji wybitnych sportowców. Marcin na indywidualnej ścieżce trenuje z Jackiem Chruściewiczem, bo tak chciał i wybrał. Głównie w Bydgoszczy na sesjach wyjazdowych w ośrodku Zawiszy, także w Siedlcach. Pytany, kiedy dołączy do kadry narodowej - grupy prowadzonej przez Mirosława Chorosia - nie bardzo potrafi dać odpowiedź; a ostatni raz widział się z kadrowiczami przed MŚ w Antalyi. Czy młodsi koledzy nie korzystają ze wspólnego trenowania z trzykrotnym mistrzem świata, czy on - tak doświadczony sztangista - nie ma im nic do przekazania? Jaka jest w tym wszystkim pozycja trenera Chorosia, wreszcie kto będzie w trenerskim teamie na Londyn i kto będzie Marcina puszczał na pomost? Koledzy po piórze pytają mnie kiedy i gdzie będą mogli zobaczyć Dołęgę w akcji i dlaczego odpuścił mistrzostwa Europy? Pytają zarówno ci, którzy od lat piszą o sztandze i dziennikarska młodzież, którą staram się zachęcić do poznania (ale nie teoretycznego) i polubienia naszej dyscypliny Więc mówię, że może na rzucie ligi, na pewno na MP w Płońsku gdzie wszystkich ciekawych sztangi zapraszam, ale to będzie dopiero w październiku. No i będą listopadowe MŚ w Paryżu, ale jest problem w tym, czy „iść na maksa". Czy Marcin będzie, choćby jako gość, na mistrzostwach klubów wojskowych, które już 7 maja organizuje w stolicy Legia? Bo przecież dziennikarze dostali zaproszenia i siła rzeczy są ciekawi obsady turnieju - będzie dobra wtedy przyjdą do hali przy ul. 29 Listopada. W PKOl pytano mnie, czy obaj nasi championi będą uchwytni na początku czerwca przy stanowisku PZPC na tradycyjnym Pikniku Olimpijskim, gdzie tak tłumnie przychodzą kibice i gdzie można także „robić marketing" - sobie, całej naszej dyscyplinie i PZPC . To wszystko jest niby oczywiste, ale w czytaniu jest różnie, chociaż u podstawy owej wymuszonej (?) alienacji i unikania startów pośrednich leży cel najważniejszy - olimpijskie złoto. Z kolei Adrian Zieliński swoją ścieżkę do Londynu wydeptuje razem z trenerem Ireneuszem Chełmowskim - w Mroczy i Bydgoszczy, ale był też na zgrupowaniu kadry w Spale (z ekipą, która przygotowywała się do ME w Kazaniu) i - ujmijmy to tak - nie traci kontaktu z grupą i Chorosiem.
O tych wszystkich sprawach, a także o marketingu i promocji, o pieniądzach także, traktują bardzo ciekawe maile jakie otrzymałem od pana Roberta Salwowskiego - szefa marketingu Budowlanych Nowy Tomyśl i profesjonalisty w tym fachu oraz od Andrzeja Skiby - ongiś szefa szkolenia w PZPC, a teraz od dekady pracującego (po latach spędzonych w Ameryce Południowej) w Katarze. A obaj, także dzięki tym łamom, mają swoje bogate, oryginalne przemyślenia. Dziękuję i obiecuję wkrótce wrócić do tej korespondencji.
Jacek Korczak-Mleczko