Powrót medalistki i… „sprawa Zwarycza”
Było bardzo serdecznie i radośnie, a pani Ola z duma prezentowała medale i puchar. Witali ja a kwiatami najbliżsi, czyli małżonek - pan Piotr Krzywański (młodszy brat lekarza kobiecej kadry - Jarosława), trener bydgoskiego Zawiszy - pan Piotr Wysocki oraz niżej podpisany, a te miłe chwile uwiecznił oczywiście w swym aparacie niezawodny Jan Rozmarynowski.
Nasza medalistka wyznała, iż jest przeszczęśliwa z tego, co uczyniła, bo to najlepszy z bodźców przed listopadowymi mistrzostwami świata w Paryżu i wielkie wyzwanie dotyczące olimpijskiej perspektywy Londynu 2012. Więc nie będzie dużo odpoczynku, bo zaraz po Wielkanocy rozpocznie przygotowania do drugiej części sezonu. Pan Krzywański (jest funkcjonariuszem Straży Granicznej, Ola to zawodowy żołnierz, czyli „mundurowe" to stadło...) gratulował małżonce i najszybciej jak mogli pojechali do domu w podbydgoskiej Zielonce. A tam już czekał syn - Szymon (urodzony 4 stycznia 2010), który oczywiście w telewizji oglądał występy mamy. Państwo Krzywańscy poznali się na wczasach leczniczych w Polanicy, są cztery lata po ślubie, a rodzinna harmonia przekłada się na postawę pani Oli, która na pomostach Europy i świata nie powiedziała przecież ostatniego słowa...
Trener Piotr Wysocki, prowadzący nasza medalistkę na co dzień, też był wielce kontent i mówił o bardzo przychylnym przyjęciu sukcesu przez władze klubu i Bydgoszczy; Ola ma już zaproszenie na spotkanie z prezydentem miasta.
Wszyscy zaś komentowaliśmy to, co wydarzyło się w Kazaniu w czwartek, czyli dlaczego nasz debiutant w wadze 77 kg - Krzysztof Zwarycz nie zdobył brązowego medalu, tylko 4. miejsce. Przypomnijmy, iż rewelacyjnie startujący Polak w drugim podejściu podrzutu zaliczył 188 kg, co jednomyślnie potwierdzili trzej sędziowie. Jednak Jury (Norweg, Szwed i Rosjanin) anulowało wynik dopatrując się dociskania... Otworzyło to drogę po brąz dla Rumuna Aleksandra Rosu, a niechaj tajemnicą alkowy będzie fakt, iż szara eminencja federacji jest Rumun Nicu Vlad. To wypadek bez precedensu, nie mówiąc o tym iż w Kazaniu przymykano już oko na większe uchybienia czystości prób. Kierownictwo polskiej ekipy złożyło oficjalny protest do władz EWF, które „okazało zrozumienie", ale odesłało sprawę do... tegoż Jury nieskorego do zmiany decyzji. Słyszało się też, iż „sprawa Zwarycza" znajdzie swój finał na... jesiennym posiedzeniu egzekutywy EWF, podczas gdy my proponowaliśmy rozstrzygnięcie sprawy na miejscu i „dodekorowanie" Polaka w dniu dzisiejszym. Trwał też akademicki spór proceduralny, kto jest pierwsza instancją sędziowską - arbitrzy stolikowi, czy Jury, gdyż przepisy IWF można interpretować dwojako. To wszystko bardzo smuci, bo racja jest po naszej stronie, ale gdy piszę te słowa Zwarycz jest nadal na 4. miejscu i nic nie wskazuje na to, aby uwzględniono polski protest. Przykra to sprawa, daleka od ducha fair play, a jest przecież zapis telewizyjny spornego podejścia.
Jacek Korczak-Mleczko