Ciężki poniedziałek (49) Po drugiej stronie lustra
Gdy zaczynałem pisać o sztandze PZPC kierowany przez prezesa Janusza Przedpełskiego miał swą siedzibę w pawilonie przy Stadionie X-lecia, reprezentację Polski prowadził Klemens Roguski, a nikomu nawet się nie śniło, iż kiedyś za dźwiganie ciężarów wezmą się kobiety... Jeśli chodzi o współpracę z dziennikarzami, o przenikanie podnoszenia ciężarów na łamy gazet, do radia i na telewizyjny ekran sytuacja była prawie idylliczna. Z jednej strony sztangiści wyniesieni na piedestał sukcesami zawodników z pokolenia arcychampiona Waldemara Baszanowskiego od dawna stawiani byli za wzór sportowców - a złoty medal Zygmunta Smalcerza z olimpiady w Monachium 1972 tylko ugruntował te opinie, pojawiali się nowi bohaterowie pomostu. Z drugiej strony „Klimek" Roguski przedstawiany był jako szkoleniowiec doskonały, a Janusz Przedpełski stawiany za wzór działacza-organizatora reprezentującego także Polskę na wierchuszce międzynarodowych federacji. Bo tak przecież naprawdę było, a ciężary uznawano za sport prawie narodowy, ważny, popierany przez władze, sport modny wśród młodzieży - także dla zadawania tzw.szpanu - i wśród kibiców.
Nic więc dziwnego, iż pisanie o ciężarach, przydzielenie do opieki nad tym sportem uważane było w każdej z redakcji za rodzaj wyróżnienia dziennikarza, jego fachowości , co zapewniało ciekawą, satysfakcjonującą pracę i... dobrą wierszówkę także. To wszystko spowodowało, iż blisko sztangi przez całe lata była bardzo mocna i wyrazista grupa dziennikarzy przekazująca informacje , peregrynująca po kraju i zagranicy (na mistrzostwa świata czy Europy wyjeżdżała nas spora gromadka wydębiwszy kapkę dewiz w centrali przy ulicy Bagatela, czyli w RSW Prasa - Książka - Ruch, a na mistrzostwach Polski obecność była oczywiście obowiązkowa), związek urządzał wspólne wyjazdy na zgrupowania kadry, były codzienne kontakty, znajomości i przyjaźnie także. O tych czasach i kolegach dziennikarzach wtedy działających i piszących (a wielu z nich odeszło już na zawsze...) nie raz wspominałem już na tych łamach. Także o tym jak w roku 1977 w „Sportowcu" przejąłem „opiekę nad sztangą" z rąk moich wielkich poprzedników Jerzego Iwaszkiewicza i Jacka Żemantowskiego. Oczywiście inne były czasy, inne media kontrolowane przez państwo i inny był polski sport . Inne były dominanty, mecenat władzy i nieco inna była rola Polskiego Komitetu Olimpijskiego połączonego unią personalną z ówczesną centralą, czyli GKKFiT. Wreszcie nieco odmienne były realia i zasady działania polskich związków sportowych. Dla sportu był to czas dobry i spokojny, no i dobre były wyniki. Dla mediów czas trudny, ale w mojej branży niemożliwa była działalność niedouczonych fagasów traktujących sport na zasadzie taniej sensacji i żyjących wyimaginowanymi aferami i skandalami, była odpowiedzialność za słowo, nie było zaprogramowanego zakłamania. Jeśli teraz media ze szczególnym uwzględnieniem telewizji naprawdę są czwartą władzą, bo są, jeśli teraz - co obserwujemy na co dzień - wszystko wszystkim wolno to niby dobrze. Ale tylko wtedy gdy jest uczciwa gra, a z tym już dużo gorzej... Zanikła gdzieś środowiskowa solidarność, miast tego pojawiła się często opacznie pojęta konkurencja i publicystyka rodem z brukowca. No i diabli wzięli gdzieś koleżeństwo pomiędzy dziennikarzami różnych redakcji i działów sportowych zajmującymi się daną dyscypliną, znikła gdzieś środowiskowa więź.
Być może przejaskrawiam, jestem nadwrażliwy, bo zamiast rozpamiętywać jak było trzeba iść z duchem czasów. I to są zadanie jakie stawia moja obecna funkcja. Bo trzeba znowu skrzyknąć silną medialną grupę piszącą o silnych ludziach, starać się pozyskać młodych kolegów po piórze, mikrofonie i kamerze. Sytuacja wydaje się klarowna, bo przecież dzisiaj Polski Związek Podnoszenia Ciężarów ma się czym pochwalić. Nie jest postrzegany sensacyjnie, co przecież miało kiedyś miejsce w czasie dopingowych afer i rocznego wykluczenia Polski z rywalizacji międzynarodowej. Nie jesteśmy też postrzegani jako organizacja stagnacji i minimalizmu, bo rok ubiegły był przecież bezprzykładny jeśli chodzi o triumfy w najważniejszych imprezach sezonu. Jest tylko pytanie o to, czy złote medale mistrzostw świata zdobyte przez Adriana Zielińskiego i Marcina Dołęgę udało się zdyskontować? Czy pozycja PZPC, który o prymat w polskim sporcie 2010 walczył tylko z lekkoatletami, przekłada się na popularność wśród kibiców i zainteresowanie sponsorów? Są to, w kontekście igrzysk w Londynie 2012 i polskich szans na złoto zadania i priorytetowe i trudne. Ale jestem przekonany, iż będzie dobrze.
Jako rzecznik prasowy PZPC zobowiązany jestem do działań związanych z informacją i promocją w mediach związku, dyscypliny, zawodniczek i zawodników, za współpracę z dziennikarzami odnośnie informacji bieżącej i publicystyki. Mam utrzymywać kontakt z rzecznikiem Ministerstwa Sportu i Turystyki, z klubami sportowymi naszej dyscypliny, z okręgowymi związkami oraz samorządami z terenów gdzie działają klubu sportowe zrzeszone w PZPC. Osobna działka to działalność wydawnicza PZPC; w tym także planowana inicjatywa wydawania przez związek - przy wsparciu ministerstwa i sponsorów kolorowego magazynu-periodyku poświęconego polskiej i światowej sztandze uzupełnionego wkładką teoretyczno-szkoleniową. No i sprawa komunikacji bieżącej, czyli rozwój i nadzór nad stronę internetową www.pzpc. pl.
Dziękując za zaufanie pragnąłbym zaprosić do współpracy wszystkich, którym leży na sercu dobro polskiej sztangi. Proszę o zgłaszanie tematów które warto podjąć, o przedstawianie problemów wartych rozwiązania i ludzi godnych popularyzacji. Czekam na kontakt i zaproszenia od Was. Mailujcie na biuro@pzpc. pl (wkrótce uruchomimy substronę rzecznika), telefonujcie pod numery 22/8341142 i 22/8341145 lub na tel. komórkowy 507004013. Czyli zaczynamy....
Jacek Korczak-Mleczko
|
|
|