Ciężki poniedziałek (47) Rekordowe problemy
Odkąd pamiętam światowy sport stoi na poprawianiu rekordów, bo to jest motor postępu, bo takie wydarzenia fascynują kibiców. To jest sól najbardziej popularnych i medialnie nośnych dyscyplin - lekkiej atletyki czy pływania, które znalazłyby się w permanentnym kryzysie gdyby zastosować w nich „rekordowe" przepisy IWF. Bo kto by nastawiał się na rekord mając na to jedną szansę i sposobność na rok, kto by ośmielił się nie wpisać do tabel IAAF rekordu świata (78,30)naszej młociarki Anity Włodarczyk (z Polaków tylko ona i Szymon Kołecki z wynikiem 232 kg w podrzucie wagi do 94 kg przewodzą wynikom wszech czasów) ustanowionego niespełna rok temu - 6 czerwca 2010 podczas najzwyklejszego mityngu w mieście Bydgoszczy? W czym więc problem? Ano w zaufaniu, a raczej jego braku, co jest wynikiem wieloletnich już zmagań z dopingiem wokół ciężarowego pomostu, a nie sprawa kwestii technicznych czyli okoliczności ustanowienia rekordu (pomiar, sędziowie, warunki, infrastruktura obiektu i badania antydopingowe także). W naszej dyscyplinie takie postawienie sprawy spłaszcza sezon do dwóch imprez - licząc mistrzostwa Europy i kontynentów odpuszczane ostatnio programowo przez najlepszych - co automatycznie przekłada się na zbyt małą popularność ciężarów i małe zainteresowanie sponsorów. No bo, jak to porównać właśnie z lekką atletyką czy pływaniem, gdzie czołówka rywalizuje ze sobą w kilkunastu imprezach najwyższej próby? A ja pamiętam przecież czasy, gdy sezon na pomoście trwał praktycznie cały rok, bo gdyby było inaczej nie fetowalibyśmy choćby serii rekordów Waldemara Baszanowskiego i innych wielkich gwiazd lat minionych.
Co więc trzeba zrobić z tym fantem? Logika wskazuje na to, żeby zaufać i jednocześnie sprawdzać czystość nowych bohaterów, a nie tylko raz w roku wypuszczać ich z treningowej klatki na pomost na którym wolno bić rekordy świata. Bo czy dotychczasowa polityka IWF jest skuteczna? Podczas ubiegłotygodniowych obrad Komitetu Wykonawczego IWF w Stambule ujawniono, iż w zeszłym roku wykryto przy sztandze aż 50 przypadków dopingu - głównie reprezentantów państw nieco egzotycznych, ale nie tylko. Posypały się kary dyskwalifikacji dla zawodników i finansowe dla narodowych federacji, a zabawa w policjantów i złodziei trwa nadal. Wszechwładna WADA poinformowała właśnie IWF , iż specjalnym nadzorem objęła 146 atletów z 33 krajów; z Polaków są to Marcin Dołęga, Adrian i Tomasz Zielińscy oraz Arkadiusz Michalski. Na liście jest... 30 Chińczyków, 25 Rosjan, 10 Białorusinów - a wszyscy będą kontrolowani odnośnie miejsca pobytu, treningów, startów, co prawie całkowicie odziera z prywatności. Ale takie są realia i koszta współczesnego sportu, który bywa przecież także dziwnie wyrozumiały tolerując sterydową astmatyczkę Marit Bjoergen...
Na pół roku przed mistrzostwami świata w Paryżu i niespełna 500 dni przed igrzyskami w Londynie musimy oczywiście chuchać na nasze wielkie nadzieje - na Marcina Dołęgę i Adriana Zielińskiego, a owo „chuchanie" dotyczy także władz naszego sportu. Niech jeszcze bardziej docenią (także finansowo) polską sztangę, bo proszę znaleźć druga dyscyplinę w której w czołowej „6" światowego rankingu za rok 2010 jest dwóch reprezentantów Polski. Bo rankingu „World Weightlifting" na 3. miejscu jest Dołęga, a Zieliński na 5! Pierwszego wyprzedzają inni mistrzowie świata z Antalyi - wspomniany superciężki Salimikordasiabi - w Turcji 453 w dwuboju (208+245) i Ormianin Tiran Martorosjan - champion wagi do 77 kg wynikiem 373 kg (173+200), a drugiego z naszych jeszcze Rosjanin Aleksander Iwanow z kategorii do 94 kg; w Antalyi 403 kg (185+218). Jeśli do tego dodać przedlondyńskie prognozy (przed Pekinem były bardzo trafne) opracowane przez redakcję „USA Today" w których Polsce przypisano 17 medali, ale tylko 3 złote, które mają zdobyć dyskobol Piotr Małachowski, młociarska Anita Włodarczyk i oczywiście Marcin Dołęga, a na brąz typowany przez Amerykanów jest Adrian Zieliński. Pożyjemy, zobaczymy - te prognozy odnośnie ciężarowców brałbym w ciemno, choć jestem przekonany iż Adriana także stać na złoto. Decydować będzie zarówno tzw. dyspozycja dnia, jak i odporność psychiki co tak boleśnie doświadczył w Pekinie Marcin. Więc dalej nie wiem, czy hartowanie psyche, odporność na startowy stres i automatyzm podejść zdobywa się - jak w przypadku naszych asów - li tylko podczas jednej, docelowej imprezy w sezonie?
Jeśli zaś chodzi o rekordy świata to przyszłość przed odważnymi chłopakami podobnymi do Salimikordasiabi i chwała mu nie tylko za owe 214 w rwaniu, ale za sam fakt iż zdecydował się na taką próbę - teoretycznie powinien to być oficjalny nowy rekord Iranu. Patrząc na tabelę rekordów świata mężczyzn widać, iż w większości są to rezultaty „z wieloletnią brodą" (wyjątkiem 198 kg w podrzucie i 358 w dwuboju uzyskane w wadze do 77 kg przez Chińczyka Hui Liao w Antalyi 2010). Czy świadczy to o tym, iż u panów nastąpił kres możliwości i dlatego słychać już o kolejnej zmianie kategorii wagowych i rozpoczęciu całej zabawy na nowo? Czy znikną wtedy legendarney rekordy Polski Szymka Kołeckiego (235 w podrzucie wagi do 94) i 250 Pawła Najdka w podrzucie +105? Czy ktoś w świecie podrzuci więcej niż Rezazadeh (263)?, ta cała trójka na zdjęciach Jana Rozmarynowskiego. W natarciu jest za to płeć piękna - na MŚ w Antalyi panie poprawiały rekordy świata aż w czterech kategoriach wagowych, a pierwsza w rankingu IWF 2010 Swietłana Podobienowa z Kazachstanu (kategoria 75 kg) zaliczyła 295 kg (134+161) co do wyobraźni przemawia.
I to na tyle w pierwszym dniu wiosny, gdy z telewizora nie puka już duet Kowalczyk/Małysz przez 4 miesiące goszczący codziennie w naszych domach. Dołęga gości raz
Jacek Korczak-Mleczko
|