Ciężki poniedziałek (46) Ciężary u… Agnieszki Osieckiej
Tak się bowiem porobiło, iż na ciężarowej mapie Polski Warszawa i jej najbliższe okolice to bardziej wspomnienia dawnych lat mistrzowskiej chwały, niż medalodajne zagłębie w skali kraju. No, bo łza się kręci w oku wspominając czasy potężnej Legii i patrząc na wysiłki Stanisława Wyszomirskiego, Mariana Jankowskiego i Ździcha Farasia robiących wszystko, by ta historyczna marka nie zniknęła na dobre. Ale Legii... nie stać teraz na uczestnictwo w lidze, stąd rozsądny pomysł na „czarterowanie" najlepszych zawodników do innych klubów. Gdzie czasy kuźni sław w Lotniku, w Okęciu czy Ursusie, gdzie i dlaczego wywiało ciężary z warszawskiej AWF, dlaczego tak szybko zaistniał i równie szybko zgasł Ekopak Jatne Otwock? To jest temat na dłuższe opowiadanie, na opowieść o tym co zrobić, aby w stolicy sztanga odrodziła się, bo przecież na to moje miasto zasługuje. Czy Warszawa, czyli „syndrom wielkiego miasta" jest rzeczywiście skazana na wyczynową pustynię skoro są trenerzy, są wypróbowani pasjonaci-działacze, a chętni do dźwigania być muszą? Problem i w infrastrukturze i problem w pieniądzach (a raczej ich braku), ale chyba pora zacząć działania zmieniające ten anormalny stan.
Na razie mamy w stolicy i okolicach entuzjastów sztangi utrzymujących ja przy życiu i do z obiecującym zastrzykiem świeżej krwi. Tak w swoim Raszynie pracuje Sławek Ruszczyk jeszcze niedawno najlepsza „mucha" w kraju, zdobywca 12 tytułów mistrza Polski, który na sobotnie zawody przywiózł obiecującą ekipę. Bardzo barwną postacią jest pan Wojciech Dąbek, 45-latek, animator sportu w Błoniu i szef LKS Błonianka; najstarszego po Legii, Polonii i Jedności Żabieniec klubu na Mazowszu. To taki człowiek-orkiestra. W latach 1981-1988 był czynnym zawodnikiem w Legii (a w latach 2002-2008 wiceprezesem sekcji), a przygodę z sportem zaczynał od kolarstwa i lekkiej atletyki (sprinty w Skrze). Startował w wadze lekkiej, a jego życiowe rekordy to 110 kg w rwaniu i 135 w podrzucie, ma na swym koncie tytuły i medale MP weteranów. Startował? Startuje nadal - jak przedwczoraj, ramię w ramię ze swoim synem Grzegorzem. Mieszka w Błoniu, jest przedsiębiorcą, prowadzi firmę elektroniczną, zajmuje się recyclingiem urządzeń elektronicznych (a to jest już problem ogólnopolski), współpracuje z podobnymi w Grodzisku Mazowieckim, Warszawie, Legionowie i Tomaszowie Mazowieckim, zdobywa fundusze. W roku 2009 założył w Błoniance (dotychczas jednosekcyjnej-piłkarskiej) sekcję podnoszenia ciężarów i prowadzi ją wespół z trenerem Leszkiem Doleszczukiem. Zajęcia odbywają się w klubowej świetlicy, trenuje kilkunastu chłopaków którzy sami się zgłosili deklarując chęć spróbowania się przy sztandze. Dąbek mówi, iż utrzymanie sekcji na takim poziomie to roczny wydatek w granicach 15-20 tysięcy złotych. Skąd pieniądze? Ano łoży sam - 300 złotych na najlepszych za udany ligowy start - pozyskuje sponsorów, przekonuje do ciężarów władze klubu i władze samorządowe Błonia. To jest trudna sprawa, bo w myśl obowiązującego prawa z nową ustawa o sporcie na czele samorząd może dać pieniądze na sport, ale nie musi, bo przecież są inne potrzeby. I tu zaczyna się błędne koło umocowania sportu w lokalnych społecznościach, gdzie często gros środków dzielonych jest według politycznej proweniencji, gdzie więcej biurokracji niż widocznego działania. Po tych dwóch latach w Błoniance pan Dąbek przekonał się, iż musi być dokonany wybór. Miasto musi zdecydować na co, w ramach klubu jednosekcyjnego, postawić i dać fundusze. Niedościgłym przykładem jest dla Dąbka (także dla przysłuchującego się naszej rozmowie Krzyśka Sucheckiego ratującego teraz w Starcie Otwock to, co zostało z ciężarów...) oczywiście Tarpan i miasto Mrocza. Dlaczego - wiemy wszyscy. Czy będą w Polsce „kolejne Mrocze"? A czemu nie! Potrzeba jest także wielu Dąbków, ale takich ludzi jest naprawdę wielu.
Kolejnym przykładem pan Bogusław Ulatowski (Lotnik, Okęcie...) ongiś nasz czołowy zawodnik wagi superciężkiej, który kierując sztangistami UKS Impuls świetnie zorganizował sobotnie zawody, które były także rywalizacja o Puchar Burmistrza Pragi-Południe - Tomasza Kucharskiego. Ulatowski od lata jest nauczycielem wychowania fizycznego, bardzo dobrze rozumiał go wielce zasłużony dla sportu dyrektor Technikum Łączności /Zespołu Szkół im. Osieckiej - pan Eugeniusz Śniegowski (zmarł zeszłym roku...). I tak w roku 2000 udostępnił Ulatowskiemu pomieszczenie po byłej kotłowni (to już taka atletyczna specjalność...) i powstał UKS Impuls specjalizujący się zrazu w powerliftingu-trójboju siłowym odnosząc wiele sukcesów. Trójbój był tani, nie trzeba było pomostu, ale zaporą (finansową)nie do pokonania był fakt, iż jest on dyscyplina nieolimpijską. A podnoszenie ciężarów oczywiście tak, stąd możliwe było uruchomienie ścieżki samorządowej-sponsorskiej z Urzędu Dzielnicowego w kwocie 3 tysięcy rocznie.... W Impulsie trenują 34 osoby, sami się zgłaszają, wychwytuje ich Ulatowski, który pilnuje aby szkolne ciężary to był prawdziwy sport, a nie jeszcze jedna pakernia.
Z sobotnich zawodów „u Osieckiej" (było kilku bardzo obiecujących młodzianów), prowadzonych po mistrzowsku przez Staszka Wyszomirskiego, wychodziłem z przekonaniem, iż mimo strukturalno-finansowego dołka sztanga może i musi się obronić, chociaż państwo nie jest już gwarantem sportowej codzienności. To koresponduje z bardzo ważnym i znamiennym tekstem prezesa PZPC Zygmunta Wasieli , jaki kilka dni temu ukazał się na tejże stronie www.pzpc.pl .
Jacek Korczak-Mleczko
Na zdjęciach Janka Rozmarynowskiego migawki z warszawskich zawodów; Wojciech Dąbek, z synem Grzegorzem i odbierający puchar z rąk wiceburmistrza Pragi-Południe Jarosława Karcza i Mariana Jankowskiego, w akcji Łukasz Oporski z Raszyna i Maciej Przepiórkiewicz z Błonia, PrzemysławBudek i Bogdan Ulatowski oraz silne trio Krzysztof Suchocki, Zdzisław Faraś i Bogdan Maliszewski.
|