Ciężki poniedziałek (44) O potrzebie słowa drukowanego
W tym galimatiasie w odwrocie jest słowo drukowane (przeciętny Polak czyta jedną książkę rocznie, czytelnictwo gazet jest bliskie załamania...), a jeśli już znajdą się pieniądze to MSZ wydaje słynny komiks o Chopinie, gdzie bohater klnie niczym przysłowiowy szewc, a Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego raczy nas na ulicach wysokonakładową akcją bilboardową z hasłem... „Zimo, wypierdalaj!", bo tak sobie wymyśliła jakaś nawiedzona pani uważająca się za artystkę i wyrażająca „uczucia Polaków". Ale co to ma wspólnego ze sportem i PZPC?
No trochę jednak ma, bo u nas na szczęście normalnie, a do refleksji skłoniła mnie wnikliwa lektura kolejnego tomu publikacji, którą od dawien dawna wydaje właśnie PZPC, a która udowadnia po raz kolejny, iż nic nie zastąpi potrzeby i roli mądrego drukowanego słowa. Mowa oczywiście o „Materiałach Informacyjno-Szkoleniowych, rok 2010 (część II)" pod doskonałą redakcją i piórem Gienia Andrejuka kontynuującego dzieło zapoczątkowane przez Mieczysława Szyka (nadal współpracownika cyklu) i Grzegorza Stańskiego. Ostatnia księga to 220 stron, 39 materiałów ilustrowanych zdjęciami Janka Rozmarynowskiego. Być może szata graficzna i takiż projekt, to jeszcze nie jest doskonałość, ale rekompensowane jest to przez zawartość merytoryczną, co w całości daje nam istną środowiskową biblię- rocznik polskiego podnoszenia ciężarów oczywiście z uwzględnieniem tego, co działo się na arenie międzynarodowej. To kompendium wiedzy o naszej dyscyplinie w minionym roku, a bogactwo rankingów, tabel rekordów, wyników i materiałów statystycznych, opis najważniejszych imprez jest imponujące. Jest to wreszcie niezastąpione źródło wiedzy o sztandze i jej ludziach, z biegiem lat rzetelny, obiektywny materiał historyczny, a fakty bezsporne. Jest to wreszcie forum dla przedstawiania naukowych nowinek i badań dotyczących różnych aspektów treningu; chociaż język tych publikacji jest chyba zbyt hermetyczny dla wielu trenerów-praktyków pracujących u samej podstawy sportowej piramidy.
Oczywiście marzy się, o czym wielokrotnie pisałem, aby „Materiały" przekształciły się w środowiskowe pismo ludzi od sztangi - w ilustrowany dwumiesięcznik, czy nawet miesięcznik, żeby weszły na rynek i były także miejscem polemik, dyskusji, reportaży, publikacji artykułów o historii i herosach podnoszenia ciężarów. Da Bóg to się tego doczekamy - wzorem periodyki wydawane przez bogatsze od nas `PZPN, PZLA czy ZPRP, ale poza siłami boskimi potrzebni są sponsorzy i pieniądze. Bo pomysłów, tematów i przyszłych autorów to chyba nam nie zbraknie.
W dyskusji o tym związkowym wydawnictwie nie sposób pominąć jednego, ważnego zagadnienia. Popularyzacji podnoszenia ciężarów, materiałów szkoleniowych przeznaczonych dla nastolatków i (młodszych), dla UKS-ów, dla wszystkich początkujących adeptów sztangi i ich równie młodych szkoleniowców. Wymyślać cudów nie ma potrzeby, bo... wszystko już było; a rzecz tyczy czasów gdy prasa miała jeszcze inne, dalekie od komercji funkcje. Pół wieku temu przebojowym tytułem był redagowany przez Stanisława Zakrzewskiego niezapomniany „Sport dla Wszystkich", a ciężary nie schodziły tam z łamów. Nie dziwota, bo była to wówczas bardzo popularna dyscyplina, a w kolegium redakcyjnym „Sportu dla Wszystkich" zasiadał Janusz Przedpełski... W każdym numerze był więc kącik podstaw treningu dla samouków (jak ćwiczyć bezpiecznie dla zdrowia), techniki, żywienia i „zachowań przy sztandze", a prowadził to trener Augustyn Dziedzic, do druku podawał nieodżałowany Henryk Jasiak, a jako demonstrator występował nie kto inny, tylko mistrz Waldemar Baszanowski. Materiały przygotowywano w siłowni bielańskiego AZS AWF, w ognisku TKKF Syrenka - czasy i możliwości były inne, a „SdW" sprzedawał się jak ciepłe bułeczki. Ten czytelniczy popyt sprawił, iż ten legendarny periodyk został... zlikwidowany, bo takie to były ciekawe czasy urawniłowki. Potem ciężary, poradnictwo dotyczące naszej dyscypliny, odrodziły się w przeznaczonych dla środowiska wiejskiego (to był bastion polskiej sztangi) LZS-owskich „Wiadomościach Sportowych". Rubrykę redagowali Wojtek Wiechowski i wspomniany Henio Jasiak, ale zmiany roku 1989 zmiotły „WS", jak i inną legendę tamtych lat, czyli tygodnik „Sportowiec" i jego tematyczne dodatki na czele z „Atletą". W tym ostatnim miałem przyjemność współredagować (z Zygmuntem Smalcerzem)ciężarowe, poradnicze strony, a oddźwięk tych publikacji był naprawdę wielki. Zaś wszystkie te cykle zdjęciami ilustrował oczywiście Janek Rozmarynowski - sam przecież teoretyk i praktyk sztangi.
Teraz pozostała pustka, w procesie transformacji mediów wielokrotnie dziecko wylewano wraz z kąpielą. Teraz mamy całą plejadę magazynów dotyczących kulturystyki, fitness, trójboju siłowego czy siłowania na rękę, a ciężarom pozostały „Materiały...". Na tym rynku wyróżnia się miesięcznik „Kulturystyka i Fitness" wydawany przez pana Sylweriusza Łysiaka, który - sądzę - zagospodaruje także ciężarową niszę.
Ale na razie marzę pięknej, kolorowej, ciekawej i mądrej PZPC-owskiej „Sztandze" czy „Atlecie", bo marzenia nic przecież nie kosztują. I wiem, iż byłoby to dobre, potrzebne pismo.
Jacek Korczak-Mleczko
„Sport dla Wszystkich", „Wiadomości Sportowe", Sportowiec" i „Atleta" - to były dobre pisma i dobre czasy dla popularyzacji podnoszenia ciężarów
|