Ciężki poniedziałek (42) Maksymalne obroty
Na razie jednak cisza i spokój plus czekanie (w tym roku rekordowo długie i niepokojące...) na uruchomienie pierwszej transzy budżetowych środków przypisanych dla PZPC via Ministerstwo Sportu i Turystyki. W zimowy czas prezes Zygmunt Wasiela, jak to ma w dobrym zwyczaju, jeździ po kraju i dogląda tego, co dzieje się na związkowym i reprezentacyjnym poletku. A to właśnie był w Spale wizytując zgrupowanie kadry narodowej mężczyzn, a to udał się do Mroczy gdzie z władzami miasta i Tarpana uzgadniał sprawy związane z tamtejszym Ośrodkiem Przygotowań Olimpijskich PZPC, a to po drodze wpadł do Bydgoszczy. W Spale reprezentacyjny coach Mirosław Choroś wespół z Krzyśkiem Siemionem prowadzi zgrupowanie naszych najlepszych, które cechuje się tym, iż najlepszych na nim... nie ma - poza Arsenem Kasabijewem, ale ten akurat przyjechał w charakterze rekonwalescenta po przebytym zabiegu. Bo, jak wiemy, nasi mistrzowie świata - Marcin Dołęga i Adrian Zieliński mają indywidualny cykl przygotowań. Więc pierwszy z nich jest właśnie po „wejściu w trening" co pod okiem Jacka Chruściewicza uskuteczniał w siłowni swego macierzystego teraz Zawiszy Bydgoszcz, a drugi ćwiczy w rodzinnej Mroczy i także nad Brdą pod opieką Ireneusza Chełmowskiego. Obaj panowie zawodnicy są także członkami tzw. Klubu Polska - Londyn 2012, co na taki cykl treningowy zezwala, a nad całością i kasą dla podopiecznych czuwa ciało złożone ze speców ministerialnych i PKOl, a bezpośrednio kieruje nim trener Paweł Słomiński związany z historycznymi już niestety(były czasy!) sukcesami polskiego pływania. Słomiński zastąpił urokliwego showmana Sebastiana Chmarę co to ściągnął Dołęgę w kamasze Zawiszy, który jesienią czujnie poszedł w politykę (PO) i jest teraz wiceprezydentem miasta Bydgoszczy.
Tak na dobrą sprawę to ja nie bardzo rozumiem (choć chyba powinienem... ) ten zawiły układ ciężarowo-przedolimpijski; także odnośnie finansów, chociaż jeśli będzie on dobrze funkcjonował, to pytań nie mam żadnych. Ale na razie nie wiem na czym tak dokładnie polega obecnie praca trenera kadry i jak jest rozłożona odpowiedzialność za wyniki 2011 Dołegi i Zielińskiego, a podobnie jest przecież w przypadku i Kasabijewa i innego rekonwalescenta - Szymka Kołeckiego, któremu PZPC i nieba przychyli, a który ma w tym sezonie udowodnić, iż nadal liczy się w stawce. Z informacji o wizytach prezesa Wasieli wynika, iż nasze oba złote asy mają dobrze w Mroczy i Bydgoszczy i wszystko jest okey, chociaż niezbyt dobrze rozumiem ów pęd do samotniczego treningu. No i czy obcowanie obozowe kadrowej młodzieży z mistrzami, ich wiedzą, praktyką i osobowością nie byłoby dla niej korzystne, bo przecież nic tak nie mobilizuje jak przykład i bliskość najlepszych...
Niedawno w grupie kolegów-dziennikarzy oddanych sprawie sztangi dyskutowaliśmy nad problemem medialnej popularności naszych mistrzów i całego podnoszenia ciężarów w skali światowej. Wnioski nie były zbyt wesołe, a przyczynę tego stanu rzeczy upatrzyliśmy w hermetyczności naszej dyscypliny oraz chudym kalendarzu międzynarodowym, który ma w ciągu roku tylko dwie dominanty - mistrzostwa świata i Europy (innych kontynentów). Tymczasem tendencja jest odwrotna, bo inne federacje robią wszystko, aby wydłużać sezon i mnożyć liczbę międzynarodowych imprez (cykle Pucharów Świata), czyli jak to się teraz mówi „eventów". Pal licho futbol i inne gry zespołowe w których mecz goni mecz, chodzi o sporty indywidualne. Więc PŚ mają zapaśnicy, judocy, szermierze, kolarze, pływacy, a Justynę Kowalczyk, Adama Małysza i spółkę oglądamy „in action" ponad 30 razy w ciągu czterech miesięcy! Aż do znudzenia, chociaż patriotycznie bardzo miłego. A ciężarowcy? Czy jeden, nawet najwspanialszy- na złoto mistrzostw świata, start w roku zadziała tak, iż zapadnie we wdzięcznej pamięci kibiców? Jak jest naprawdę przekonały wyniki ostatniego plebiscytu „Przeglądu Sportowego"... Jeśli nie zwiększy się cykliczność występów naszych najlepszych w ciągu roku, jeśli będą zaprogramowani na jeden główny start w sezonie, to zawsze tak będzie. Jeśli EWF/IWF wspólnie nie pomyślą (miast kłócić się i podgryzać, co ponoć ostatnio ma miejsce...) o wysoko nagradzanym cyklu Pucharu Świata, to sztanga zawsze wisieć będzie w medialnej próżni, chociaż prawdziwi rycerze pomostów na to nie zasługują. Potrzeba mniej scenariusza maratonów typu ME i MŚ, a więcej komercji i sponsorów, imprez typu show oraz dopływu żywej - nie budżetowej, gotówki. Chyba, że teraz ciężary są naprawdę sportem w którym jego herosi tylko raz w roku mogą startować na maksymalnych obrotach. A ja w to, wybaczcie, jakoś niezupełnie wierzę...
Jacek Korczak-Mleczko
|
|