Ciężki poniedziałek (41) Słodka kadra retro
Ano w styczniu, lutym Zakopane było naprawdę zimową stolicą polskiego sportu - a na przedsezonowe ładowanie akumulatorów zjeżdżali tam lekkoatleci, kolarze, bokserzy czy szermierze, zaś migawki stamtąd były żelaznymi punktami prasowych doniesień, tematów Polskiej Kroniki Filmowej czy szybko rozwijającej się telewizji. Zakopane było nieźle, jak na owe czasy, doinwestowane, bo kultowemu sportowemu „Imperialowi" przybył po narciarskich mistrzostwach świata FIS 1962 nowy hotel-ośrodek przy ul. Bronka Czecha, a podróż ze stolicy pod Tatry trwała chyba krócej niż obecnie... W Zakopanem zbierał się więc kwiat naszych wyczynowców, a sztangiści także - za sprawą sukcesów Ireneusza Palińskiego czy młodego Waldemara Baszanowskiego - stanowili ekipę budzącą powszechne zainteresowanie. Samo zaś powołanie do kadry kierowanej przez Klemensa Roguskiego(prawdziwego wodza-fachowca obdarzonego bezgranicznym zaufaniem) traktowane było jako zaszczyt, jako bardzo wielkie wyróżnienie bo oznaczało awans do specyficznego grona wtajemniczonych. Zaś określenie „reprezentant Polski" miało w sobie mocno patriotyczny wydźwięk i to wcale nie ze względu na polityczne uwarunkowania tamtych lat potępianych teraz w czambuł przez wszystko wiedzących małolatów. Bo było jak było, ale akurat sport dowodzony przez szefa GKKFiT i PKOl Włodzimierza Reczka był zarządzany w tamtych latach PRL wręcz modelowo. Był wreszcie sportem praktycznie amatorskim, bo mistrzom nikt nie wypłacał stypendiów lub płacił za starty, każdy z nich miał jakiś zawód lub go zdobywał, a „wartością dodatkową" była możliwość poznawania świata- zagraniczne wyjazdy, albo i „schabowe do oporu". Dla obecnych kadrowiczów, wychowywanych według mnie w warunkach związkowej nadopiekuńczości, te opowieści brzmią zapewne dość niezwykle, ale przecież tak było...
W samej kadrze tez panowały nieco inne obyczaje. Młodzież, jak wspominał niedawno Wojtek Ozimek, do starszych kolegów zwracała się per pan, a w grupie panowała hierarchia. Pokoje były kilkuosobowe dobierane na zasadzie przeplatania młokosów i doświadczonych. W czasie wolnym od treningów nie było wylegiwania się w łóżkach, co teraz jest ponoć normą wzmocnioną słuchaniem muzyki z różnych elektronicznych nośników. Baszanowski - zapalony majsterkowicz coś tam zawsze składał i rozkładał oraz uczył się języków, Ozimek, wtedy jeszcze uczeń, był pilnowany, aby codziennie odrabiał „swoje słupki", Marian Zieliński - będący wielkim talentem plastycznym - malował, Henryk Trębicki... śpiewał, a gdy cała grupa czuła potrzebę udania się „w Zakopane" no to szła z Roguskim na czele. Elegancko w garniturach... Do stołu siadano razem, no i chyba nie zdarzył się przypadek żeby kadrowicz-reprezentant kraju nie przyjeżdżał na zgrupowanie tylko trenował indywidualnie z innym szkoleniowcem niż Roguski.
Zima w Zakopanem to był oczywiście czas, poza treningiem specjalistycznym w siłowni, prawdziwego białego szaleństwa. Marszobiegi po turystycznych szlakach, biegi i zjazdy na nartach, łyżwy - wszystko dla poprawiania sprawności ogólnej i tzw. wysportowania. I chyba szkoda, że teraz odeszło to do lamusa, bo jakoś nie pamiętam już naszych kadrowiczów zajmujących się śnieżnymi szaleństwami, albo letnimi zajęciami w plenerze czy pływanie. Być może tak teraz trzeba, a sposoby budowania formy są inne... Tamci kadrowicze z zimy 1963 bardzo dużo czasu przeznaczali na ćwiczenia gimnastyczne, sprawnościowe - tym bardziej, iż wielu z nich (od Baszanowskiego i Zygmunta Smalcerza poczynając) przygodę ze sportem rozpoczęło właśnie od gimnastyki. Stąd na obozach konkursy pompek na poręczach, podciąganie się na drążku, wyskok dosiężny czy popularny swego czasu sprawnościowy „bieg po kopercie". Czy to była dobra metoda? Nie mnie o tym sądzić, ale logicznie rzecz ujmując był w tym jakiś konkretny cel, a całość przekładała się potem na wspaniałe wyniki na pomostach całego świata. Zaś startów ówcześni reprezentanci mieli o wiele więcej niż obecni, bo obowiązywały trzy szczyty formy - na mistrzostwach świata, Europy (dzisiaj traktowanych jako impreza peryferyjna...) i Polski oraz w licznych turniejach i popularnych wtedy emocjonujących meczach międzypaństwowych. Były starty i wyniki to i była medialna popularność oraz zainteresowanie rzeszy kibiców, a nie tylko wewnątrzśrodowiskowych fanów.
Na historycznych zdjęciach Janka Rozmarynowskiego ciężarowa zima 1963; strasznie dawno temu... Zakopiańskie spacery - na pierwszych planie Longin Skowyra i Waldemar Baszanowski, zajęcia na nartach i foto „partyzanckie". Wódz Klemens Roguski, Baszanowski i elegancki Henryk Trębicki; także przy fortepianie z Jerzym Rusinem. Dosiężnie skacze Jan Bochenek, Marek Gołąb wywija na drążku, Marian Zieliński pompuje na poręczach, Rudolf Kozłowski śmiga „po kopercie", a ze sztanga mocuje się w wyciskaniu Mieczysław Nowak. W „scence rodzajowej" Jerzy Rusin i Antoni Pietruszek , Pietruszek (także talent kulturystyczny) z młodziutkim Wojtkiem Ozimkiem. To były czasy!
Jacek Korczak-Mleczko
|
|
|