Ciężki poniedziałek (38) Uśmiech z bilboardu
Chodzi oczywiście o wyniki 76. Plebiscytu „Przeglądu Sportowego" i TVP w którym wyłoniono najlepszych 2010 i gdzie „łaska kibiców" (jeśli wierzyć tej formule), czyli miejsce w pierwszej „10" po raz kolejny ominęła mistrza świata Marcina Dołęgę, a nasz drugi champion Adrian Zieliński uznany został przez organizatorów Odkryciem Roku. Tydzień temu pisałem o niedosycie, jaki pozostawiły te wyniki i dziękuję licznym internautom, którzy komentując ten tekst wyrażali ten sam pogląd. Bo chociaż sport jest teoretycznie niewymierny (komparatystyka dyscyplin), to jednak można znaleźć wspólny mianownik sukcesu. Bo według mnie złoty medal mistrzostw świata w podnoszeniu ciężarów ma większą wartość od takiegoż osiągnięcia w damskim kolarstwie górskim czy od brązowych lub srebrnych krążków mistrzostw Europy w lekkiej atletyce, albo od dość zawiłych osiągnięć w zawodowym boksie. Jeśli ów Plebiscyt dotyczyłby wyboru nie najlepszych, ale najpopularniejszych sportowców (a o tym zawsze były dyskusje) to oczywiście zgoda na takie wyniki byłaby większa. No i nie traktujmy tego wszystkiego w kategoriach zabawy, bo to przecież bardzo ważny probierz popularności dający mocną pozycję przed negocjacjami ze sponsorami.
Sądzę, a piszę to po raz kolejny, iż nasi wspaniali atleci i kierownictwo PZPC muszą zdać sobie sprawę z tego, iż zwycięstwa i medale nie załatwią wszystkiego. Bo trzeba, choć brzmi to strasznie, zrobić z zawodnika tzw. produkt marketingowy i umiejętnie go sprzedać. To zależy także od samych zainteresowanych uczestniczących w tej rynkowej grze. Bo faktem jest, iż najlepsi polscy sportowcy mają, na wzór gwiazd estrady, swoich osobistych agentów-menedżerów dbających o ich wizerunek i oczywiście także o finanse. I to oni, czasami zbiorowym menago jest macierzysty związek sportowy, pozyskują markowych sponsorów typu Orlen, PGNiG, Lotos czy Żywiec. Ale o to trzeba walczyć i się starać, a nie doszły do mnie informacje aby Dołęga i Zieliński robili coś w tym kierunku. Dlatego dochodzi do dziwnej sytuacji, iż według mnie najbardziej rozpoznawalnym polskim sztangistą jest nadal nie startujący od ponad dwóch lat Szymon Kołecki, którego nadal pełno i w prasie i mediach elektronicznych, gdy występuje z powodzeniem w programach typu „Jaka to melodia?" i podobnych. Ostatnio swój benefis miała kończąca karierę Agata Wróbel, ale ja chciałbym takie wielkie medialne hallo o którymś z aktualnych mistrzów.
Obawiam się jednak, że taki stan rzeczy będzie trwał dopóki nie znajdziemy dla PZPC sponsora strategicznego i stacji telewizyjnej, która kupi prawa do transmisji z tegorocznych MŚ w Paryżu (jak wyczytałem u Marka Drzewowskiego na polskiej sztandze odbędą się na terenie podstołecznego Eurodisneylandu...) i na co dzień będzie interesować się nasza dyscypliną. To drugie jest ważne, bo kto ma prawa ten szaleje, a ostatnim przykładem piła ręczna; gdy MŚ i ME transmitował Polsat sport ten był prawie przemilczany w TVP; teraz gdy prawo do obrazka z mistrzostw w Szwecji ma ekipa z Woronicza to aż huczy o handballu na wszystkich kanałach publicznej. Bo to jest i spor i propaganda własnej firmy, a już nikt nie zwraca uwagi na to, iż ów sport traktowany jest jakby instrumentalnie. Ale taki jest świat i sportowo-biznesowe zależności. Jeśli zaś chodzi o związkowego sponsora to przydałaby się rychła burza mózgów, jakaś narada ludzi dobrej woli i wysyłanie emisariuszy do wybranych, zacnych firm. Bo trzeba działać i próbować. Także przez firmy PR, które na przykład zaangażowane przez PZPN przyniosły na tacy sponsorską ofertę z „Biedronki", chociaż nasza reprezentacja jest pariasem światowego futbolu. Wiem, iż takie próby były czynione przez PZPC, a już wkrótce minie rok odkąd na specjalnej konferencji prasowej w Centrum Olimpijskim przedstawiono zasady współpracy z tą firmą. Ale efektów to ja jakoś nie widzę poza kampanią antydopingową (na łamach „PS"). To niby piękne założenie, ale z drugiej strony dlaczego to akurat ciężary mają po wsze czasy kojarzyć się z koksem? I czy to jest propaganda, czy antypropaganda dyscypliny?
Bez sponsorów, promocji i bez reklamy nasze eksportowe trio Dołęga-Zieliński - Kasabijew nigdy, choćby powtórzyli ubiegłoroczne sukcesy, nie wskoczy na należne mu eksponowane pozycje. Problem także w tym, a wracam do sprawy po raz kolejny, iż sportowcy z plebiscytowej „10" 2010 startują po kilkadziesiąt razy w ciągu roku, są stale obecni w telewizji, prasie i Internecie. A Dołęga i spółka zaplanowali sobie... jeden występ (taki na pełen gaz); na wspomnianych mistrzostwach świata w Paryżu. Ta specyfika ciężarów w jakiś sposób działa niestety na ich niekorzyść... Bo uważam, iż na rynku jest wiele produktów i firm, które mógłby reklamować Marcin i być ich „twarzą medialną".
To wszystko, w wypadku sztangi, przypomina nieco zasadę błędnego koła. I to trzeba zmienić. Dlatego zatroskałem się nieco jadąc wczoraj Trasą Łazienkowską na wysokości stacji benzynowej przy Ostrobramskiej. Z ogromnego bilboardu uśmiecha się do kierowców Anita Włodarczyk, a tekst alarmuje, iż; „Mistrzyni świata w lekkiej atletyce nie zapłaciła za kawę!". Ano chodzi o to, iż jeśli ktoś na stacji Orlenu (sponsor Anity i czołówki PZLA) kupi paliwo za minimum 30 złotych to dostanie za darmo kawę w plastikowym kubeczku...
Kiedy z bilboardów uśmiechać się będą Dołęga albo Zieliński?
Jacek Korczak-Mleczko