Ciężki poniedziałek (33) Dla kogo mistrzostwa?
Rzecz tyczy organizacji mistrzowskich imprez, miejsc w których się odbywają i sprzedaży praw telewizyjnych, co jest pokłosiem decyzji EWF i IWF. Kończący się rok był pod tym względem symptomatyczny. O ile kwietniowe mistrzostwa Europy w Mińsku miały w sobie wiele ze znaczącego wydarzenia sportowego - co składam na karb popularności ciężarów na Białorusi i panującego tam systemu zarządzania sportem -to potem było już tylko gorzej. Ci, co tam byli i ci co śledzili relacje na antenie Eurosportu wiedzą, iż wrześniowe mistrzostwa świata w Antalyi były impreza nieco peryferyjną, chociaż zgromadziły na starcie zawodników z rekordowej liczby państw. Ale w Turcji były niedopuszczalne perypetie związane z zakwaterowaniem ekip i dystansem pomiędzy hotelami, a hala, mnożyły się pomyłki sędziowskie, zawody (panie i panowie z podziałem na grupy) trwały praktycznie od świtu do późnego wieczora. Toczyło to się wszystko w hali międzynarodowych targów, którą dla potrzeb championatu przedzielono jakimiś kotarami. No i nawet po telewizyjnym oglądzie bardziej pachniało prowizorką, niż profesjonalizmem. Do tego widownia świeciła pustkami. Może dlatego, iż tureccy gospodarze nie mają obecnie zawodników klasy Halila Mutlu i Naima Suleymanoglou, ale to nie jest żaden argument. Więc było cicho, prowincjonalnie i beznamiętnie, a sytuacje ratowała liczna i głośna grupa kibiców ormiańskich, bo ta diaspora jest akurat licznie reprezentowana w Turcji. Jaki jest sukces propagandowy i popularyzatorski takich zawodów, to ja nie wiem. Jaki jest odbiór w świecie, a sztanga to przecież historyczny sport olimpijski, nie wiem także, ale sądzę, iż nie trafia on do tzw. przeciętnego kibica, ale wyłącznie do środowiska związanego ze sztangą i to głównie dzięki dobrodziejstwu komunikacji internetowej. Jak na było, nie było mistrzostwa świata - czyli największe doroczne święto naszej ukochanej dyscypliny - to naprawdę zbyt mało. Ale, i to jest najsmutniejsze, chyba nie rozumieją tego włodarze IWF/EWF jakby najwięcej liczył się - przy wyborze gospodarza imprezy - aspekt turystyczny, eleganckie hotele i błogie ciepełko oraz uroki kurortu nad Morzem Śródziemnym. Więc nie zdziwiłem się zbytnio słysząc, iż jedne z najbliższych mistrzostw Europy odbędą się w... Antalyi.
Tureckie warunki to jednak nic z luksusami, jakie zaoferowali gospodarze niedawnych ME młodzieżowców w Limassol na Cyprze. No wiadomo, kto nie chciałby późną jesienią spędzić 10 dni w kolejnym, śródziemnomorskim kurorcie. I to nic, że hala poza miastem, a na widowni więcej hulającego wiatru, niż publiczności. Na szczęście organizatorów-Cypryjczyków wspomagali bardziej doświadczeni greccy współbracia, to nic (?), iż pomyłek sędziowskich było tyle, że można by nimi obdzielić kilka championatów... Ale na pewno zadowoleni byli miejscowi hotelarze dla których taka ilość posezonowych gości, to prawdziwa manna z nieba. Jest jednak pytanie o to, co z tego wszystkiego ma światowa sztanga, jakie jest jej postrzeganie, jak można było sprzedać emocje których nie brakuje przecież na każdych zawodach?
Piszę o tym dlatego, iż mam w pamięci dawne mistrzowskie imprezy w Sofii, Warnie, Moskwie, Ostrawie, Budapeszcie, Sztokholmie czy Lahti - perfekcyjne sportowo i z nadkompletami fanów na trybunach. Mam w pamięci kosmiczny wręcz popis organizacyjny i atmosferę wielkich zawodów jakimi były mistrzostwa świata w Warszawie 2002 oraz mistrzostwa Europy we Władysławowie-Cetniewie 2006 i rok temu tamże zmagania najlepszych na kontynencie młodzieżowców. Bo my naprawdę potrafimy robić takie wielkie zawody i dlatego niezbyt rozumiem odłożenie przez EWF na dalsze lata starań Polski o przyznanie ME , a preferowanie choćby wspomnianej Antalyi... Więc o co chodzi? Podejrzewam, iż o dość specyficzne gusta rządzących sztangą oraz o biznes. Nie tyle o gwarancje rządowe, co o długą listę sponsorów łożących na daną mistrzowską imprezę. To wszystko jest oczywiście bardzo ważne, ale czasami umyka gdzieś czysto sportowy aspekt przedsięwzięcia. Ale w dziwnym świecie końca roku 2010 liczy się głównie on oraz telewizyjny przekaz widowiska. A tak na pewno będzie w nowej stolicy rosyjskiej sztangi - Kazaniu (jednym z nowych centrów rosyjskiego biznesu) gdzie odbędą się ME 2011; na pewno przy komplecie publiczności. Bo już nie bardzo wyobrażam sobie sukces Paryża jako gospodarza MŚ - ostatecznej kwalifikacji przed olimpijskim Londynem.
Jakie stąd wnioski. Ano życzę władzom PZPC sukcesów w staraniach o organizację championatów, a przede wszystkim życzę pozyskania sponsora strategicznego związku, co będzie największym wyzwaniem roku 2011. Bo pozycję do negocjacji mamy silną jak nigdy.
Jacek Korczak-Mleczko
Bez licznej publiczności nie ma udanych zawodów. Na zdjęciach Janka Rozmarynowskiego nasi fani podczas ME 2006 we Władysławowie oraz obok pomostu w Spale, Mroczy, Puławach, Hrubieszowie, Chełmie i Łukowie.
|
|