Związek wioseł i sztangi
- Halę, gdzie odbywała się rywalizacja w Memoriale Waldemara Malaka, darzę ogromnym sentymentem. Gdy byłem młodzikiem i juniorem wiele czasu spędziłem w niej w trakcie zimowych treningów. Korzystałem z siłowni, tutaj miałem zajęcia ogólnorozwojowe, grałem w koszykówkę. Zamiłowanie do tej gry nie minęło. Co piątek gramy tutaj w kosza. Na Memoriale Waldemara Malaka jestem już któryś raz z kolei - powiedział Adam Korol. W tym miejscu musimy wymienić nazwisko Mirosława Jarzębowskiego, który w ostatnich latach kojarzy się przede wszystkim z doskonałą organizacją Memoriału, a przed laty znakomicie wiosłował. Robił to tak udanie, że znalazł się w reprezentacji Polski w igrzyskach olimpijskich w Moskwie.
Za znakomitym dokumentalistą polskiego sportu red. Bogdanem Tuszyńskim przypomnijmy sylwetkę Mirosława Jarzębowskiego. Urodzony 20 lutego 1954 w Bydgoszczy, syn Franciszka i Heleny Piątkowskiej, absolwent zasadniczej szkoły zawodowej (ślusarz). Wioślarz (193 cm, 85 kg), reprezentant BTW, Zawiszy Bydgoszcz i Stoczniowca Gdańsk (wiosłował w osadach: dwójki bez sternika, czwórki bez i ze sternikiem, ósemki). 7-krotny mistrz Polski w czwórce (1975-1981). 2-krotny uczestnik MŚ w czwórce bez sternika 1979 Bled: 12 m. (partnerzy: W. Beszterda, A. Król, M. Niedziałkowski), 1981 Monachium: 11 m. (partnerzy: W. Beszterda, A. Król, M. Niedziałkowski).
Adam Korol nie miał okazji poznać Waldemara Malaka. - Widziałem Waldka kilka razy. Przychodził do nas na przystań. Czekał na jedną z wioślarek, która miała w naszym klubie treningi - wspomina Adam Korol, który zgodnie z ustaleniami sztabu szkoleniowego PZTW nie startował z kolegami w zakończonych w niedzielę w Nowej Zelandii mistrzostwach świata. Przed tygodniem wznowił treningi według planów przygotowanych przez trenera Aleksandra Wojciechowskiego. Na razie ćwiczy raz dziennie. Jak mówi dziś miał piętnastominutową rozgrzewkę, z tysiąc powtórzeń na siłowni oraz rozciąganie.
Mistrz olimpijski i czterokrotny mistrz świata bardzo lubi oglądać zawody w podnoszeniu ciężarów. - Podziwiam zawodników i zastanawiam się co dzieje się z kręgosłupem, gdy jego właściciel trzyma nad głową około dwieście kilo. Znam Marcina Dołęgę i Szymka Kołeckiego. Podziwiam obu, a tego drugiego szczególnie. Po kontuzji kręgosłupa pozbierał się. Zwykle w takich przypadkach sportowcy chuchają i dmuchają na ten organ, a Szymek zaczął dźwigać ogromne ciężary. Jestem przekonany, że z obecną kontuzją sobie poradzi czego mu serdecznie życzę - zakończył Adam Korol.
Eugeniusz Andrejuk