Ciężki poniedziałek (26) Sztanga w sieci
W Polsce, chociaż mamy dwóch aktualnych mistrzów świata i mistrza Europy, podnoszenie ciężarów nie jest dla mediów sportem ulubionym i hołubionym. Zarówno w ogólnopolskiej prasie, jak i w radio czy szczególnie w telewizji, próżno szukać wyników krajowych zawodów (w prasie regionalnej bywa lepiej...), chociaż łamy wypełnia często bełkot o imponderabiliach z iście kosmicznych dyscyplin typu karykaturalne popisy „Pudziana". Nawet w przypadku championatów globu największy opiniotwórczy dziennik zbywa ciężary trzyzdaniową wzmianką, a stacje telewizyjne nie walczą o zakup praw - niezbyt przecież drogich - do transmisji. A jeśli już jest nieoceniony dla sztangi kanał - Eurosport, to komentatorzy (z MŚ 2010 w Antalyi byli to Grzegorz Pajda i Janusz Pindera) siedzą w „dziupli" w... Warszawie i pozbawieni newsów z musu bajdurzą czasami jak u cioci na imieninach. Więc konia z rzędem temu, kto powie dlaczego tak się dzieje i co trzeba zrobić, aby wrócić do nie tak znowu odległych czasów, gdy nasza dyscyplina należała do iście żelaznego kanonu sportowego przekazu. Czy dzieje się tak dlatego, iż nie są już w zawodzie dziennikarze którzy znali i kochali sztangę i jej ludzi, którzy znali, szanowali środowisko i tak samo byli przez nie traktowani. Czy może PZPC i kluby przywiązują zbyt małą wagę do tego jak „sprzedawać" to, co dzieje się na i wokół pomostów? To jest temat do dyskusji, a przede wszystkim do szybkiego działania. To jest ważny temat, tak sądzę nie tylko ja, nad którym powinien też obradować zarząd PZPC.
Na tym firmamencie są na szczęście jasne punkty związane z tak uniwersalnym środkiem komunikowania, jakim jest Internet. Więc chwała PZPC za oficjalną stronę jaką jest www.pzpc.pl z którą mam przyjemność współpracować i która z racji swego charakteru oprócz wyników-aktualności i zdjęć zamieszcza to wszystko co związane jest z bieżącą działalnością związku. Na sportowym-federacyjnym rynku jest to od lat wymagany standard, najszybszy kanał przekazywania informacji, komunikatów i różnych środowiskowych ustaleń. Pieczę nad związkową strona sprawują prezes Zygmunt Wasiela, redaktor Eugeniusz Andrejuk i uniwersalny Jerzy Łukasiak. Jest strona www.titanos.net prowadzona przez Michała Farasia (syna byłego mistrza Polski, obecnie trenera Legii Warszawa - Zdzisława) nastawiona na świetną grafikę, galerie fotografii i newsy statystyczno-biograficzne. Jest wreszcie www.polska.sztanga.prv.pl, którą wyróżnia to, iż jest prawdopodobnie... najlepszą na świecie strona internetową poświęconą podnoszeniu ciężarów i - mniemam -najlepszą dotyczącą w Polsce danej dyscypliny!
Jeśli polska.sztanga to oczywiście jej motor (wespół z koszalinianinem Rafałem Grążawskim, który jest sędzia PZPC i członkiem władz związku), czyli Marek Drzewowski. Dynamiczny facet, 50-latek, który wie czego chce i który doznał kiedyś prawdziwego olśnienia dotyczącego wszystkiego, co dzieje się wokół podnoszenia ciężarów. Pochodzi z Malborka, wiele lat spędził w Krakowie - bo takie były służbowe drogi ojca-pilota wojskowego. Teraz mieszka w Redzie, pracuje w gdyńskim porcie jako funkcjonariusz celny (wydział zwalczania przestępczości) i zajmuje się elektroniczną kontrolą zawartości kontenerów przechodzących przez portowe nabrzeża. Te wiadomości były dla mnie sporym zaskoczeniem, bo myślałem, iż polska.sztanga to jego główna zawodowa domena. Ale, strona nie jest komercyjna!, to tylko bardzo ważne i pracochłonne hobby. Dlaczego podnoszenie ciężarów? Drzewowski mówi, iż od dziecka interesowała go statystyka sportowa, a wszystko zaczęło się gdy miał 14 lat. Zaczął od statystycznego opracowywania wyników... lekkoatletycznych z Azji i Ameryki Południowej. Dlaczego akurat to? „Bo lubię wyzwania, lubię rzeczy trudne, a tego nikt przede mną nie robił" wspomina Marek. Od roku 1979 był już nowy wybór - podnoszenie ciężarów, w roku 1993 w mieszkaniu Drzewowskiego pojawił się pierwszy komputer, potem dostęp do Internetu - komunikowanie z całym światem, wreszcie rok 2003 i pomysł założenia strony poświęconej sztandze poprzedzony doświadczeniami z obsługą warszawskich mistrzostw świata 2002. Początki były trudne, bo piętrzyły się dwie bariery. Zorganizowanie w Polsce całej sieci wolontariuszy-współpracowników, którzy podawaliby lub przekazywali mejlami najświeższe wyniki i informacje oraz pokonanie bariery nieufności. I nie raz Drzewowski słyszał, iż: „Wszystko jest pięknie, rozumiemy pana prośbę, tylko że my nie wysyłamy wiadomości byle komu...".
Ale Drzewowski był uparty. Trzeba było zbudować system pozyskiwania newsów i to powoli zaczęło mieć ręce i nogi. W roku 2004 ruszyły wstępne prace nad stworzeniem strony i administrowania nią, rok później w internetowej przestrzeni pojawiła się www.polska.sztanga.prv.pl. Dzisiaj to prawdziwy potentat - ma odnotowanych ponad... 3 miliony wejść, a dokonali tego internauci-pasjonaci sztangi z blisko 100 krajów całego świata! Są to liczby imponujące, świadczące o wielkiej potrzebie istnienia takiej strony, o popularności i liczebności środowiska; od Polski po bardzo egzotyczne kraje. Bo nie ma na świecie takiego drugiego forum podającego na bieżąco wyniki polskiej ligi i mistrzostw Wietnamu czy Wenezueli, penetrującego to, co dzieje się w Afryce czy w Bułgarii, gdzie wzajemnie zwalczają się... 3 federacje od sztangi. Piszącego o zakusach Brytyjczyków, którzy szykują się przed igrzyskami olimpijskimi w Londynie 2012 do „podkupienia" czołowych zawodników różnych nacji. Ostatnio specjalnością Marka są relacje na żywo z najważniejszych imprez międzynarodowych seniorów i juniorów z mistrzowskimi na czele. Był już na dwudziestu, a wszystko zaczęło się na mistrzostwach Europy w Strasbourgu 2007. Była jedna wpadka - na juniorskim champinacie w Landskronie, gdzie odpuścił dzień w którym Adrian Zieliński sięgnął po złoto, a on pojechał na organizowany właśnie wtedy wypad do fabryki Eleiko... Najwięcej sił kosztowała Antalya 2010 (sponsorem wyjazdu Stefan Maciejewski), czyli od świtu (grupy C) do nocy na hali, potem w hotelu pisanie tekstu, wyniki, ciekawostki, obróbka zdjęć, trochę snu i znowu na zawody... Antalya zaowocowała jednak wieloma kontaktami międzynarodowymi - Drzewowski stał się rozpoznawalny, miał wielką satysfakcję z tego, że tylu ze spotkanych w Turcji wchodzi na jego stronę, czerpie informacje. No i była wymiana namiarów, dzięki czemu polska.sztanga zyskała korespondentów nawet z państw bardziej niż egzotycznych. Oczywiście wielkim rynkiem czytającym stronę Drzewowskiego jest Rosja i republiki byłego ZSRR, czy Turcja. I to właśnie prawdopodobnie tureccy hakerzy (konkurencja i „wilcze prawa rynku"?) zaatakowali dwukrotnie polskąsztangę czyszcząc dane, co zmusiło do zainstalowania kosztownego systemu zabezpieczeń...
Drzewowski: „Żeby strona żyła, musi codziennie zamieszczać 1-10 wiadomości. Ze wszystkich imprez. Bo potęgą Internetu jest to, iż (przykładem Polska) jest jedynym miejscem gdzie może o sobie przeczytać nawet najmłodszy adept od sztangi. Jeśli po zawodach młodzików jakiś chłopak znajdzie siebie na entym miejscu oficjalnych wyników i powie - Mamo, to ja! - jeśli pochwali się wśród rówieśników, w szkole - to jest naprawdę wielka sprawa". Ano jest. Nic dodać, nic ująć.
Z Markiem Drzewowskim gawędziliśmy sobie niedawno w Spale podczas II Memoriału Janusza Przedpełskiego. Było też o potrzebie powstania magazynu (miesięcznika?) poświęconego teraźniejszości i historii polskich ciężarów, statystyce i szkoleniu, ciekawostkom ze świata, wywiadom i reportażom, pięknej fotografii. Bo jest o czym pisać i kogo fotografować. Ale o tym przy okazji.
Jacek Korczak-Mleczko
Na zdjęciach Janka Rozmarynowskiego Marek Drzewowski przy pracy oraz w towarzystwie Wołodii Sałtykowa - redaktora naczelnego rosyjskiego periodyku „Olimp", z Zygmuntem Wielogórskim gdy otrzymuje medal 80-lecia PZPC, razem ze swym współpracownikiem Rafałem Grążawskim, z mistrzem Waldemarem Baszanowskim, z radioredaktorem Heniem Urbasiem i Andrejem Rybakau - białoruskim eksmistrzem świata i Europy (teraz ma kłopoty...) i jego trenerem Aleksandrem Gonczarowem...
|
|