Ciężki poniedziałek (25) Felieton sentymentalny
Ale najpierw nieco inny wątek. Oto życie toczy się dalej i ledwie w tydzień po wspaniałej chełmskiej IV Gali Mistrzów im. Mariana Zielińskiego i wspaniałym, spalskim II Memoriale Janusza Przedpełskiego mieliśmy pod sztangą nowe - jak to się teraz modnie mówi - „eventy". W Ciechanowie ledwo odetchnęli po mistrzostwach świata mastersów (500 startujących weteranów!), to już prezes Jurek Ostrowski w swoich pięknie odnowionych-zmodernizowanych progach gościł championat Polski płci obojga do lat 17. Super optymistyczna impreza, po dwudziestukilku startujących w poszczególnych wagach, geograficzny przegląd kraju ze szczególnym uwzględnieniem małych miejscowości (spójrzcie na wyniki zamieszczone po sąsiedzku na tej stronie...), znak iż nasza sztanga ma tak młode zaplecze, że to żadna sportowa nisza, ale żywa i dynamiczna w swym rozwoju dyscyplina. Tak na marginesie; w wadze do 44 kilogramów wygrała... 15 letnia Emilia Szlasa z warszawskiej Legii ( 45 kg w rwaniu, 55 w podrzucie), trener Zdzisław Faraś był tak samo zadowolony, jak w czasach gdy sam brylował na krajowych pomostach - czyli Legia ze swym wychowankiem, a teraz dobrodziejem Markiem Szafrańcem - jeszcze nam nie zginęła, chociaż jej siłownia na Fortach Bema to nie jest sportowe Eldorado...
Wiec są nowi, młodzi adepci sztangi, jest ruch, a przykład jaki daje nasza eksportowa trójka - Dołęga, Zieliński, Kasabijew - poszedł w kraj, chociaż problem nadal w medialności (telewizja!) dyscypliny. Jeśli patrzę jak TVP i TVN poświęcają tak dużo miejsca mistrzostwom świata amatorów w... sumo, które odbyły się właśnie w Warszawie-Falenicy, a ciężarowe imprezy są - delikatnie mówiąc - przemilczane, to serce się kraje. Pocieszam się tylko tym, iż owo nadwiślańskie sumo to ot, taka iście kosmiczna ciekawostka, a sztanga to sprawa olimpijska o czym media sobie łaskawie przypomną w przeddzień wyjazdu polskiej ekipy do Londynu 2012. Ale jakoś przykro.
Memoriał Janusza Przedpełskiego uświadomił mi po raz kolejny, iż dobry fachowiec jest jak wino, im starszy tym lepszy. Chodzący przykład-wzór dla młodych to oczywiście szef COS/OPO Spała Zbigniew Tomkowski, który obchodził właśnie (o czy już pisałem na tych łamach) 40-lecie kierowania tą kultową dla polskiego sportu firmą. I, śmiem twierdzić, gdyby nie Zbyszek, to II Memoriał byłby chyba mniej perfekcyjny w organizacyjnych szczegółach i tzw. oprawie, byłby uboższy o atmosferę prawdziwego ciężarowego święta, uboższy o wkład serca - tak widoczny, a przecież niewymierny. A to umie właśnie Tomkowski; bo takim trzeba się urodzić i takim być, bo nauczyć się tego trudno. Więc chuchajmy na spalskiego szeryfa wierząc, iż ciężary będą tam gościć jeszcze nie jeden raz i to nie tylko z okazji kolejnego zgrupowania kadry narodowej.
Na szczęście nowa Ustawa o Sporcie, która niedawno weszła w życie, nie obejmuje funkcji jaką pełni Tomkowski. Chodzi mi o nowy, wielce kontrowersyjny zapis (a przyjęty bez jednomyślnej akceptacji środowiska polskiego sportu...) odnośnie kadencyjności na stołku związkowych prezesów pisany jakby pod strychulec sytuacji związanych z PZPN. Bo to dziwne, że na przykład posłem (a to Sejm uchwalił Ustawę o Sporcie) można być Bóg wie ile kadencji, a przecież wybory nie są u nas bezpośrednie. Ale wybranym bezpośrednio prezesem PZPC i innych związków już tylko przez dwie kolejne kadencje, choć jest furtka dopuszczająca 4-letnie „ wygnanie" i demokratyczny come back. Ja nie rozumiem dlaczego tak zapisano jakby ujmując wiele z demokratycznych prerogatyw delegatów-wyborców na związkowe walne zgromadzenie. Dlaczego jeśli trafi się prezes bardzo dobry, a na dodatek potrafiący zaistnieć i we władzach międzynarodowej federacji danej dyscypliny, to po 8 latach musi zwijać skrzydła; i w Polsce i w świecie bo dla zagranicy będzie już nikim? Gdyby tak było wcześniej to Janusz Przedpełski musiałby odejść od szefowania PZPC już w roku... 1968, nie byłoby jego dokonań, pozycji i legendy...
Memoriał w Spale skłaniał do takich refleksji i był też okazją do kilku sentymentalnych spotkań po latach. Na przykład z Ludwikiem Jaczunem - przeszło ćwierć wieku temu twórca potegi LZS-owskiego klubu Zjednoczeni z Olsztyna; za regionu gdzie było wtedy 20 sekcji ciężarowych, wiele talentów, a największe wyławiał Jaczun. Teraz to już tylko wspomnień czar. No więc powspominaliśmy sobie ze wzruszeniem dawne dzieje, a ja byłem ciekaw co też teraz porabiają dawne Jaczunowe gwiazdy - byli reprezentanci Polski. I zdumiałem się pozytywnie słysząc o ich obecnych losach. I tak Andrzej Komar z powodzeniem prowadzi biznes w branży samochodowej i znany jest z tej przyczyny w całym regionie. Janek Lisowski miał agencję ochroniarską; sprzedał interes i ma się dobrze. Tadeusz Awiżeń prowadzi w Niemczech własną firmę budowlaną, a Edward Kuliś ma swój biznes w... Londynie. Więc wiemy już gdzie są chłopcy-olsztyniacy z tamtych lat (a co ciekawego robią inni nasi bohaterowie dawnych sezonów?) i są to wiadomości krzepiące, bo gdy skończył się sport znaleźli swoje miejsce w życiu. A Zjednoczeni to była niewiarygodnie silna paka i były fajne czasy, a ja widać robię się sentymentalny...
Jacek Korczak-Mleczko
|
Wspomnień czar: trener Ludwik Jaczun i Jan Lisowski |
Spała 2010; nasz nestor Kazimierz Spychała, Feliks Binkowskim i Ludwik Jaczun; jak za dawnych lat |
Anniko Mora-Nemeth i Zygmunt Wasiela wręczają Zbigniewowi Tomkowskiemu najwyższe wyróżnienie IWF |
|
Ludwik Jaczun i Andrzej Komar, co to nie lubił podróży samolotem... |
Supersilny i utytułowany - Andrzej Komar w akcji |
Mistrz Jan Lisowski lubił show na pomoście |
|
Zjednoczeni w pełnej krasie - szkoda, iż to już tylko archiwalne zdjęcie... |
|
Tadeusz Awiżeń - silny i sympatyczny |