Ciężki poniedziałek (22) Jeszcze sztanga nie zginęła!!!
Byłem wtedy w Lublanie,także był wrzesień, pamiętam tamte szczęśliwe chwile w hali Olimpija. Pamiętam radosny powrót i to, że mistrzostwa świata obsługiwało wtedy bardzo liczne grono kolegów dziennikarzy prasy i oczywiście Mietek Szyk z PAP, na żywo szły transmisje radiowe i telewizyjne, a ciężary były dyscypliną obowiązkową w ówczesnym „kanonie medialnego przekazu". I komu to przeszkadzało, dlaczego patrzenie Polaków na sport ukierunkowano w tak koślawy sposób? Teraz, gdyby nie telewizyjny „Eurosport" oraz internetowe strony PZPC i „polskiej.sztangi",mistrzostwa w Antalyi i to, co zrobili Adrian z Marcinem kołatałoby się gdzieś na peryferiach informacyjnych przekazów, chyba żeby gruchnęła jakaś koksownicza afera... I ja już nie wiem, co jeszcze lepszego muszą zrobić polscy sztangiści żeby być zauważonymi i przebić się przez futbolowy kram, Roberta Kubicę którego wyniki obchodzą już chyba tylko ekipy Renaulta i Polsatu albo antysportową szmirę z „Pudzianem" w ringu. Dlaczego największa gazeta codzienna w naszym kraju, czyli „GW" triumfowi Adriana Zielińskiego(to przecież najwspanialsza z niespodzianek tego roku!) poświęca dwa zdania w rubryce „Sport w skrócie", a obok rozwodzi się o tym, czy w Formule 1 Niemiec „Sebastian Vettel w Singapurze odbuduje psychikę"? No cóż, być może to po prostu są takie kosmopolityczne dominanty, choć nie wiem dlaczego.
Dlatego przed władzami PZPC stoi trudne jak widać zadanie zdyskontowania sukcesów z Antalyi, walka o godne miejsca Dołęgi i Zielińskiego w Plebiscycie „Przeglądu Sportowego", a kontynuacją wielkiego ciężarowego boomu niech na pewno będzie - już 9 pażdziernika - II Memoriał Janusza Przedpełskiego gdzie na spalskim pomoście na pewno zobaczymy dwóch naszych mistrzów świata, a sądzę iż w obliczu polskich występów w Antalyi prezes Zygmunt Wasiela zakontraktował też grono znakomitych, utytułowanych siłaczy. W PZPC jest też, wydaje mi się, potrzeba powołania tzw. oficera prasowego z prawdziwego zdarzenia, który różnymi działaniami i bezpośrednim kontaktem ze środowiskiem mediów zapewniałby podnoszeniu ciężarów odbiór na jaki zasługuje. Trzeba organizować - w ciągu roku, a nie tylko przed i po mistrzostwach - sesje z najlepszymi, warto zaprosić media na wypad do maleńkiej Mroczy, gdzie zdarzył się sportowy cud na czele z klanem Zielińskich, gdzie potrafiono ciężarami zainteresować całą społeczności - od burmistrza po proboszcza i gdzie dzisiaj w rynku będą wieczorem fetować złotego Adriana i trenera Chełmowskiego. Czapki z głów przed takimi ośrodkami i oby ich było jak najwięcej. Bo widać właśnie tam można wszystko (tak jak w Łukowie przygodę ze sztangą zaczynał Marcin Dołęga), tam są diamenty czekające na odkrycie i oszlifowanie.
Mam nadzieję, iż złote żniwo z Antalyi przełoży się także na finansową kondycję PZPC. Że związek ma w ręku mocne karty i wreszcie znajdzie sponsora strategicznego, że w corocznych negocjacjach z Ministerstwem Sportu może z czystym sumieniem walczyć o zwiększenie funduszy anno 2011. Dzięki Marcinowi i Adrianowi, dzięki dzielnej postawie Bartłomieja Bąka i Arsena Kasabijewa (choć jego wynik to dla mnie jednak zawód; tak samo jak występ Krzysztofa Szramiaka - bo mistrzowi i wicemistrzowi Europy trudno wybaczyć forme gorszą od tej z kwietnia w Mińsku) oddalił się chyba pomysł, aby - w polskim olimpijskim panelu - traktować sztangę jako dyscyplinę niszową. Bo w sportach indywidualnych PZPC wzorcowo wykonał zadanie. Bo przypomnę, iż mistrzostw świata mamy tylko złotą kolarkę górską Maję Włoszczowską, a „pijar" jaką wokół niej stworzono niech będzie przykładem dla zarządu PZPC, champion globu Tomasz Gollob to zupełnie inna parafia, są dwie bokserki z brązem MŚ na Barbadosie, są najlepsi na ME wioślarze z niepokonanej czwórki. A gdzie indziej? Szermierka bez błysku, katastrofa u bokserów - na MŚ w Moskwie 9 reprezentantów wygrało.... jedną walkę, liczną ekipę judoków na championacie globu w Tokio stać było na jedno 7.miejsce, trwa katastrofalny kryzys w zapasach obu stylów. To oczywiście bardzo smutne dla całego polskiego sportu, a Londyn już za niespełna dwa lata.
Więc cieszę się ze złota Dołęgi, który pokazał, po fatalnym rwaniu, iż jest prawdziwym wojownikiem; silnym psychika i krzepą oraz doświadczeniem. Wierzyliśmy w niego i nie zawiódł - obronił tytuł, ma ich już w kolekcji trzy i Marcin dogania legendy naszej sztangi. I wierzę, iż będzie też złoto w Londynie. 21-latek Zieliński startował jak stary wyga, pobił rekord Polski należący od 13 lat do Andrzeja Cofalika. To ogromny talent tak świetnie prowadzony ku Antalyi poprzez sukcesy na mistrzostwach Europy i świata juniorów. Więc brawa także dla trenerów Mirosława Chorosia i Krzysztofa Siemiona. Przez te 10 dni zmagań było na kogo i na co popatrzeć i tylko na występy naszych pań oglądaliśmy przez lekka kurtynę miłosierdzia, ale to temat na inne opowiadanie... Poza tym Marzena Karpińska o mały włos nie uszkodziła (wypuszczając sztangę przed pomost) sędziego głównego z Libanu, przy podejściu w podrzucie superciężkiego Egipcjanina spadły talerze z prawej strony gryfu, okazało się iż Chińczykami także można wygrywać, a prawdziwą esencją mistrzostw była finałowa waga +105 kg, czyli najsilniejszy człowiekiem świata jest znowu Irańczyk prowadzony przez legendarnego Hosni Reze Zadeha.
To były naprawdę ekstra mistrzostwa. Teraz zaś czas udać się na Okęcie. Nasi przylatują dziś o 12.40.
Jacek Korczak-Mleczko