Ciężki poniedziałek (18) To już dwa lata…
To był Prezes Prezesów; od kwietnia 1959 do sierpnia 2006 szef Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów wybierany na tę funkcję... dwunastokrotnie i dwunastokrotnie uczestniczący - jako sędzia, a potem bardzo ważny oficjel - w igrzyskach olimpijskich! Za Jego rządów polscy ciężarowcy zdobyli w różnych kategoriach wiekowych 494 medale olimpiad, mistrzostw Europy i świata, a mocowanie się ze sztangą było sportem prawie narodowym. Tym, którzy Go znali - a do tego grona zaliczyć trzeba prawie całe środowisko polskiej sztangi! - nie trzeba przypominać szczegółów Jego sportowej biografii. Bo to On stworzył historię PZPC, zbudował strukturę która z powodzeniem funkcjonuje do dzisiaj. Był autorytetem jakiego teraz trudno szukać w naszym sporcie - postacią tak wyjątkową, iż trudno ją opisać.
Poznałem Go w roku 1977, gdy zacząłem opiekować się ciężarami w tygodniku „Sportowiec". Stosunki pomiędzy redakcją, a PZPC były wtedy dość napięte, a to z powodu artykułu (mniejsza o autora)po mistrzostwach świata w Hawanie, który ponoć niezbyt sprawiedliwy opisywał kulisy polskiego startu. Ale Prezes mnie nie zjadł, a z biegiem lat zaprzyjaźniliśmy się, chociaż Janusz nigdy nie przepadał za mediami, był często nieufny. Ale jako jeden z pierwszych w naszym sporcie zrozumiał (na długo przed rokiem 1989), iż bez kreowania przez media danej dyscypliny nawet największe sukcesy będą tylko sporadycznymi obrazkami z niszowego świata. Przegadaliśmy wiele godzin. W siedzibie związku, podczas krajowych zawodów i na mistrzostwach świata lub Europy, a zdarzało się, iż Prezes przyjmował w swych hotelowych podwojach tzw. „waletów" puszczonych bez dewiz za granicę przez RSW Prasa-Książka - Ruch... Przyszedł czas, że mógł opowiadać „jak to było naprawdę" i do końca świata będę żałował, iż nie napisałem Jego biografii w której sport, a jednak! , nie wypełniał wszystkiego. To o wojnie, od udziale Jego - wówczas 18-latka - w Powstaniu Warszawskim, o obozie jeniecki, służbie w alianckich oddziałach wartowniczych (battledress i czarny beret...) i trudnych początkach po powrocie do kraju. Mazury, Lidzbark Warmiński, matura, praca w szkole rolniczej i odrzucone papiery na SGGW, bo takich ludzi jak On ludowe państwo nie przyjmowało wtedy na studia. Był też powojenny Elbląg, początek działalności w Ludowych Zespołach Sportowych i ciężarach, bo wieś była wtedy prawdziwą wylęgarnią sportowych talentów. W roku 1954 Janusz znalazł się w Warszawie, w RG LZS, a za sprawą prezesa Czesława Borejszy rozpoczął współpracę z PZPC. Poszło szybko, bo w roku 1957 był już wiceprezesem, a ster objął dwa lata później gdy zdymisjonowano prezesa Kochanowskiego, a to za sprawą wywieszenia flagi Tajwanu podczas warszawskich mistrzostw świata. Takie to były czasy...
Miał szczęście, bo trafił na pokolenie Roguskich, Dziedziców, Firsowiczów, Zielińskich, Baszanowskich, Palińskich, Ozimków czy Smalcerzy. To ci trenerzy i zawodnicy zdobywali dla Polski wszystko, co było możliwe do zdobycia. Oni też mieli fart, bo to Przedpełski i ekipa PZPC stworzyła im warunki do treningu, co funkcjonowało idealnie przez długie, długie lata. Janusz wspominał, iż na początku lat 60-tych wezwał go sekretarz general PKOl - Tomasz Lempart i oznajmił, iż podoba mu się to, co robi PZPC. Więc będzie pomagał, ale i wymagał. „Bo wie pan co jest najważniejsze?", usłyszał od Lemparta Przedpełski. „Najważniejszy panie prezesie jest finans. I ja go panu dam". Mówiąc szczerze są to słowa, które nic nie straciły na aktualności...
Wielkim sukcesem Janusza było założenie w roku 1969 w Warszawie (trwały w stolicy mistrzostwa świata) Europejskiej Federacji Podnoszenia Ciężarów, której został prezesem. To była przeciwwaga dla IWF rządzonej wtedy przez Amerykanów (a na pomostach rządziły wtedy „demoludy") - prezydenta Clearence Johnsona i sekretarza generalnego (z Polski rodem...)Oskara State'a. Powołanie EWF odbyło się w hotelu „Saskim" prawie że w konspiracji, ale się udało. To pokazało jak wielkie zdolności dyplomatyczne ma prezes Przedpełski z czego słynął zresztą zawsze - bo to doprawdy sztuka zgodnie współpracować z kilkunastoma kolejnymi prezesami GKKFiT, GKKFiS i kolejnych agend - aż po ministerstwo - rządowych odpowiedzialnych za sport. Był prezes szefem i honorowym prezydentem EWF, był wiceprezydentem i honorowym wiceprezydentem IWF i członkiem jej dyrektoriatu. Sędzią międzynarodowym i szefem jury d'appel. Był działaczem PKOl i obywatelem świata, bo trudno znaleźć kraj w którym nie gościł. Był jednym z najbardziej rozpoznawalnych działaczy, człowiekiem z ogromnym mirem i autorytetem. Kawalerem najwyższych odznaczeń - i Krzyża Powstania Warszawskiego który cenił wyjątkowo i Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski i innych... Był duszą towarzystwa nie stroniącym od uciech życia i człowiekiem sukcesu, który umiał sobie dobierać współpracowników, przeprowadził też PZPC przez różne wewnętrzne konflikty i afery dopingowe także.
Wcześnie owdowiał zostając z córką. Po latach ożenił się powtórnie i w jakże szczęśliwym związku z Marią doczekał w roku 1992 kolejnej córki! Wieść o porodzie dotarła do Niego podczas igrzysk w Barcelonie, co ze wzruszenia przepłacił zapaścią, pobytem w szpitalu i skróceniem wyjazdu. Zaś szczegóły pakowania Prezesa przez jednego z członków polskiej ekipy przeszły już do związkowej legendy; kto wie jak to było, ten wie... W ostatnich latach życia chorował na serce, a najlepiej czuł się swym domu w Krze wśród kóz i owocowych drzew. Chętnie przyjmował tam gości, służył radą i pomocą. Zmarł we śnie, a jego pogrzeb na Wojskowych Powązkach był wielką manifestacja polskiego środowiska sportowego...
Wydawało się nam, że Janusz Przedpełski będzie zawsze, że będzie wieczny; jak był przez ponad pół wieku obecności w sporcie. Ale On też był śmiertelny.
Jacek Korczak-Mleczko
PS. Drodzy czytelnicy-internauci. Przez najbliższe dni będę z dala od kraju stąd kolejny „Ciężki poniedziałek" ukaże się z przyczyn technicznych we... wtorek. Przepraszam i pozdrawiam. JKM
|
|