Ciężki poniedziałek (16) 75-lecie pana Waldemara!
Kim jest Waldemar Baszanowski? To takie trywialne pytanie, bo przecież ludzie z naszego pokolenia natychmiast wymienią najważniejsze fakty z jego wspaniałej kariery sportowca i działacza. Ale trzeba je znowu zadać w trosce o pokolenie obecne, które w różny sposób traktuje pamięć historyczną i dla którego wydarzenia z drugiej połowy XX wieku jawią niczym pradzieje podnoszenia ciężarów. Więc trudno pisać takie teksty i dbać, aby nie ociekały laurkowym lukrem. Trudno tym bardziej, iż historia życia Waldka to PRAWDZIWA LEGENDA i fantastyczna opowieść o pracy i wspaniałych sukcesach. To kronika kariery godnej filmowego scenariusza. Najpierw suche fakty. Waldemar Baszanowski (startował w wadze lekkiej - do 67,5 kg) to czterokrotny olimpijczyk (1960, 1964, 1968, 1972) i złoty medalista z Tokio 1964 i Meksyku 1968. Pięciokrotnie stawał na najwyższym podium mistrzostw świata (1961, 1964, 1965,1968 i 1969); pięciokrotnie wracał z championatu globu ze srebrnym medalem. Sześć razy był mistrzem Europy (1961, 1965, 1968, 1969, 1970 i 1971) i trzykrotnie wicemistrzem. W latach 1961-1971 aż 25 razy bił rekordy świata , 9-krotnie zdobywał mistrzostwo Polski i ustanowił 61 rekordów kraju. Jego reprezentacyjna kariera przypadła na lata 1958-1972! Był Baszanowski wybierany najlepszym polskim sportowcem w plebiscycie „Przeglądu Sportowego" w rankingu IWF na najlepszych zawodników XX wieku ustąpił pola tylko Turkowi Naimowi Suleymanoglou i Węgrowi Imre Foeldiemu. „Baszan" to absolwent warszawskiej AWF, trener i sędzia podnoszenia ciężarów. To były prezydent EWF i notabl IWF, działacz Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Kilka lat temu odsłonił swoją gwiazdę w kultowej Alei Gwiazd Sportu we Władysławowie-Cetniewie, ma swoje miejsce Kręgu Sławy uczelni na stołecznych Bielanach. Wydawano znaczki pocztowe z jego podobizną, był częstym gościem na falach Polskiego Radia i bohaterem programów telewizyjnych. Dzisiaj powiedzielibyśmy, iż Baszanowski to prawdziwy idol lub celebryta tamtych czasów...
Urodził się w Grudziądzu, mieście z ułanem w herbie. Ojciec - Jan był podoficerem artylerzystą, żołnierzem kampanii wrześniowej, jeńcem i przymusowym robotnikiem wywiezionym do Niemiec. Rodziną opiekowała się matka -Elżbieta, a lata okupacji to okres przyspieszonej edukacji Waldemara. Spędził je ewakuowany na linię Bugu w okolicach Dorohuczy, Drohobyska i Chełma. Najpierw Niemcy, potem Rosjanie, znowu Niemcy aż po lato 1944. Gdy skończyła się wojna Waldek miał 10 lat, rodzina powróciła do bliskiego Grudziądzowi Kwidzyna, ojciec był administratorem poniemieckich majątków z ramienia ówczesnych Państwowych Nieruchomości Ziemskich i ciągle był przenoszony. Więc Waldemar szkołę podstawową zmieniał ... sześć razy. Stabilizacja przyszła wraz z wyborem szkoły średniej - było to kwidzyńskie Technikum Mechaniki Rolnej. I od tego dnia zaczyna się sport i spotkania z ludźmi, którzy zaważyli na jego życiu. Pierwszym był dyrektor technikum, przedwojenny inżynier Andrzej Humecki. To on odkrył prze Waldkiem sport - najpierw starty w tzw. Biegach Narodowych, potem gimnastykę i ... lekturę „Przeglądu Sportowego" także. Po maturze Baszanowski złożył dokumenty starając się o przyjęcie do warszawskiej Wojskowej Akademii Technicznej - został odrzucony z powodu przeszłości ojca (bo takie to były czasy) i do dzisiaj zastanawia się, czy nie była to największa przysługa jaką mogli mu zrobić politrucy z WAT-u... A wtedy dostał nakaz pracy i jesienią 1953 stawił się z walizeczką w Państwowym Ośrodku Maszynowym w podszczecińskim Gryfinie. Sport zszedł na dalszy plan; aż do wiosny 1955 gdy Waldemar rozpoczął zasadniczą służbę wojskową. Tam spotkał absolwenta warszawskiej AWF - porucznika Igora Wójtowicza, który w niezwykle sprawnym poborowym odkrył talent wielkiego sportowca z ukierunkowaniem na sztangę. Treningi na prawdziwym sprzęcie - radzieckiej sztandze tzw. leningradce i pierwszy start na spartakiadzie dywizyjnej w Kołobrzegu; 60 kg w wyciskaniu, 70 w rwaniu i 90 w podrzucie. To były wyniki bliskie ówczesnej I klasie sportowej i awans do reprezentacji na spartakiadę okręgu w Bydgoszczy. Baszanowski był drugi, a wyniki szły w górę - 70, 80 i 105 kg w poszczególnych bojach; nagrody wręczał mu Zygmunt Huszcza, późniejszy generał, szef WOW i wieloletni prezes Legii. Co dalej? Tak Waldemar wspominał kilka lat temu: „Był już koniec czerwca 1957 - w październiku wychodziłem do cywila. Wojsko poszło na rękę swojemu sztangiście. Pozwolono mi złożyć egzaminy na stołeczną AWF, pojechałem prosto z poligonu. Zdałem! Miałem jeszcze tylko na 3 miesiące wrócić do jednostki. Nastrój był euforystyczny. Marymoncka, Bielany, Warszawa. Wielki świat. Ale zaczął się Październik i zanim Gomułka spotkał się z Chruszczowem przetrzymano nas w koszarach i przychodziły najgorsze myśli. O interwencji. Wreszcie mnie wypuścili, dostałem bilet do Warszawy. I chyba tego październikowego dnia urodziłem się po raz drugi".
Studia na AWF to był wspaniały okres spędzony pod okiem człowieka, który z „Baszana" stworzył mistrza. To oczywiście Augustyn Dziedzic i treningi w słynnej salce zwanej „Hadesem", ale także tylko 16 złotych dziennej stawki żywnościowej i codzienne przewalanie żelastwa od godziny 16 do oporu... To uczelniany styl; jakże inny od obecnego, który ukształtował Waldka. Włosy na jeża (to jeszcze z wojska...), elegancja i inteligencja; prawdziwy dżentelmen ze zniewalającym uśmiechem. Wkrótce był pierwszy start w barwach AZS AWF, a w marcu 1958 w Poznaniu pierwszy medal (brązowy) mistrzostw Polski; 292,5 kg w trójboju jeszcze w wadze piórkowej za Marianem Zielińskim i Rusinowiczem. Potem przeskok do lekkiej, wicemistrzostwo kraju (za Zielińskim), powołanie do kadru narodowej i spotkanie z innym wielkim trenerskim magiem - Klemensem Roguskim i prezesem PZPC Januszem Przedpełskim. Wkrótce start w olimpijskim Rzymie i 5 miejsce (Zieliński czwarty), a złoto dla półciężkiego Ireneusza Palińskiego. „Wtedy już wiedziałem, co to są prawdziwe zawody i prawdziwe ciężary", wspomina Waldemar. Po ledwie 4 latach treningów , 23 września 1961, został w Wiedniu po raz pierwszy mistrzem świata. Krótko potem, podczas meczu z Węgrami w Budapeszcie, osiągnął w trójboju zaczarowaną barierę 400 kilogramów. Potem przyszły dwa olimpijskie złota i dwukrotnie funkcja chorążego repezentacji Polski. Pojedynki Waldka z Rosjanami Buszujewem, Łopatinem, Kurencowem, Kapłunowem, Korolem, Kirżinowem; z Bułgarem Kuczewem i Węgrem Bagocsem (pamiętny triumf na mistrzostwach świata w Warszawie 1969 i 9 udanych podejść!) rozpalały emocje i kibiców. Wreszcie pierwsze porażki, a tym który pierwszy pokonał mistrza był młodszy kolega z reprezentacji - Zbigniew Kaczmarek. „Baszan" miał już 37 lat, gdy 4. Miejscem podczas igrzysk w Monachium 1972 zakończył cudowną karierę. Ale nie zerwał ze sztangą. Był pracownikiem naukowym AWF, działaczem PZPC (to on sprowadził do siedziby związku pierwszy komputer) i EWF/IWF, aktywnie angażował się w walce z największym wrogiem podnoszenia ciężarów - dopingiem.
Waldemar jest uroczym gawędziarzem, czego doświadczyłem wielokrotnie, a opowieści o olimpijskich pomostach, o jego pracy w Indonezji czy wizycie ( w ramach Solidarności Olimpijskiej) na... Samoa nie zapomnę nigdy. Wspaniałe życie wspaniałego człowieka? Oczywiście tak. Ale jednocześnie pełne przecież wielkich osobistych dramatów z których ostatni rozgrywa się z dala od naszych oczu. Od kilkunastu miesięcy „Baszan" w następstwie nieszczęśliwego wypadku jest częściowo sparaliżowany i toczy walkę najważniejszą...
Będzie dobrze, kochany przyjacielu i jubilacie!
Jacek Korczak-Mleczko
|
|
|
|
|
|