Ciężki poniedziałek (15) Ludzie drugiego planu
Oczywiście bohaterami championatu będą zawodnicy dla których jest to najważniejsza w kraju chwila walki w ciągu całego roku, a dla najlepszych-kadrowiczów ostatni sprawdzian przed ustaleniem składu na wrześniowe mistrzostwa Europy w tureckiej Antalyi. Niech więc wreszcie Marcin Dołęga i spółka pójdą na maksa, niech będą wyniki zgodne z oczekiwaniami kierownictwa PZPC, trenerów, mediów i oczywiście kibiców, bo o tych ostatnich trzeba dbać i im sprzyjać.
Ale w Opolu będą też ludzie bez których nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek imprezy pod sztangą. Nazwijmy ich ludzmi drugiego planu, chociaż to nie jest dobre określenie. To są ludzie, którzy wpływają na atmosferę zawodów, na ich sprawny przebieg, na życzliwe podejście do startujących. Na początek mistrz ceremonii, czyli spiker zawodów. Od niego zależy wiele- sprawne wywoływanie zawodników na pomost, informacja o tym kto jest kto, informacja o wartości podejścia i zaordynowanego ciężaru, unikanie przestojów i momentów nudy (a takie przecież bywają), dyskretne mobilizowanie zawodników oraz dodawanie im otuchy, nagradzanie uznaniem po udanym boju i wreszcie kontakt z publicznością, bo taki jest przecież konieczny. Aby sprostać tym obowiązkom trzeba mieć znakomite rozeznanie sytuacji, ogromną wiedzę o naszej dyscyplinie sportu, takt i wyrozumiałość. Trzeba, szczerze mówiąc, trzymać całe zawody żelazną ręką i mieć do tego doskonałą kondycję, podzielność uwagi i refleks; a także przysłowiowy luz i poczucie humoru także. No i mamy takiego spikera, bo odkąd lat temu 35 zacząłem pisać o ciężarach on już był z mikrofonem w ręku, bo chyba się z nim urodził... To oczywiście maestro Bogusław (Bogdan) Mokranowski, który spikerował podczas setek zawodów z mistrzostwami świata i Europy na czele. I niech nasz Caruso mikrofonu robi to z powodzeniem przez wiele lat.
Przed laty anonimowym człowiekiem był spec od tablicy wyników. Pamiętam czasy, gdy te wpisywano kredą, potem były wsuwane kartonowe paski (niezawodny Staszek Bielewicz), aż wreszcie zaczęła panować elektronika i komputery. Ta nowa era ma swoich cichych bohaterów-komputerowców, a to co podczas wielogodzinnych maratonów wyprawia administrator tej strony Jurek Łukasiak (razem z synem Waldemarem; imię juniora oczywiście na cześć mistrza Baszanowskiego) zasługuje na związkowego Oscara. Dzielnie sekunduje mu spec od rejestracji video Leszek Kołecki (ojciec Szymona i Sylwestra) oraz spirytus movens znakomitej strony internetowej (znakomitej w skali światowej!), czyli „polskiej sztangi" - Marek Drzewowski. I dobrze, bo bez natychmiastowego internetowego przekazu wyników, informacji i ciekawostek nie może teraz na poważnie egzystować żadna dyscyplina sportu!
Dalej idą sędziowie. Oczywiście też anonimowi w swej masie. Bo czy na igrzyskach olimpijskich czy mistrzostwach świata znane są nazwiska arbitrów decydujących o zaliczeniu bojów w najbardziej silnych i widowiskowych wagach? Oczywiście że nie w przeciwieństwie na przykład do arbitrów piłkarskich, którzy często z racji swych kontrowersyjnych decyzji są - w miejsce zawodników - prawdziwymi bohaterami zawodów. Nasi sędziowie dowodzeni przez Staszka Wyszomirskiego to klasa sama w sobie; z liderem Zygmuntem Wielogórskim, który rozstrzyga na olimpiadach i mistrzostwach świata, a wczoraj ślubował w PKOl wraz z innymi członkami ekipy udającej się do Singapuru na Swiatowe Igrzyska Młodzieży. Doskonałym arbitrem był niezapomniany prezes Janusz Przedpełski, parał się tym zajęciem Waldemar Baszanowski, a także moi starsi koledzy po fachu, dziennikarze sportowi Wojtek Wiechowski i Mietek Szyk. Wydaje mi się, iż od zawsze w sędziowskich panelach działali mili memu sercu panowie Grabia, Szatkowski, Potrykus, Szejn i inni. Złotymi zgłoskami zapisali się w annałach PZPC ci, którzy odeszli już od nas na zawsze i jakże znali się na swoim fachu: Janek Janiszewski i Janek Kondracki. Ileż to było i jest wspomnień i anegdot; gdy podczas zawodów gasło oświetlenie, gdy łamał się pomost, albo zawaleniem groziła scena, gdy sędziowie uciekali ze swych stanowisk, bo szarżował w ich kierunku atleta ciągnięty poza pomost przez sztangę...
Widowisko sportowe, jakim powinny być zawody sztangistów ma swoich bohaterów o których donoszą media i ma swoich robotników rozumiejących się bez słów. I każdy jest ważny. Od prezesa PZPC i naszego mistrza świata po chłopaków z obsługi pomosty. Ciężary to jedna z nielicznych dyscyplin o jednolitym, dość hermetycznym środowisku. Ot, taka prawdziwa Rodzina.
Jacek Korczak-Mleczko