Ciężki poniedziałek (14) Słaba płeć?
Przez ostatnie ćwierćwiecze kobiety opanowały już prawie wszystkie męskie bastiony wyczynu. W grach zespołowych dotychczas nie widziałem w akcji tylko rugbystek, ale damska liga futbolu amerykańskiego i owszem istnieje, a hokej ma się nad wyraz dobrze. Olimpijskie są już kobiece zapasy, bodaj w Londynie zadebiutuje boks. Ten ostatni sport, czyli panie krwawiące z nosa i okładające się pięściami po buziach to dla mnie, przepraszam, raczej ohyda niż szlachetna rywalizacja płci pięknej. W lekkiej atletyce już dawno pękły ostatnie samcze szańce, czyli trójskok, młot, skok o tyczce, 3 kilometry z przeszkodami, biegi długie i maraton. I muszę przyznać, iż oglądając przez miniony tydzień transmisje z mistrzostw Europy w Barcelonie niestety nie mogłem dostrzec , szczególnie w konkurencjach biegowych, jakiś stadionowych Wenus. No i są kulturystki z mięśniami o twardości skały. Oazą konserwatyzmu jest tylko FIS, która jak może broni się przed skokami narciarskimi pań argumentując to względami zdrowotnymi. A jak to się ma do podnoszenia ciężarów?
O ile panowie pierwsze mistrzostwa świata rozegrali w roku 1891(i są na igrzyskach od zawsze), ale dopiero od 1946 championaty odbywają się corocznie. Panie debiutowały ze swoją mistrzowską imprezą w roku 1987, a odbyło się to w amerykańskim Daytona Beach; od roku 1991 zaś ich światowa rywalizacja toczyła się wspólnie z mistrzostwami mężczyzn. Ba! W roku 1996 MŚ odbyły się w Warszawie; bo był rok olimpijski, a ten status panie uzyskały 4 lata później w Atenach i mieliśmy historyczne srebro Agaty Wróbel. Pamiętam, iż polskie początki nie były łatwe. Pamiętam namiętne dyskusje w siedzibie PZPC z udziałem prezesa Janusza Przedpełskiego, sekretarza generalnego Andrzeja Matusiaka i trenerów na temat tego, co z tym fantem robić. No, nawet jak nazwać reprezentantki tego sportu. Wtedy powstało niezbyt eleganckie określenie „ciężarówki" i przyznam do dzisiaj nie wiem, jakie być powinno - ciężarki, ciężarowniczki? Więc lepiej zostańmy przy sztangistkach. Zachwytów i spontaniczności to chyba zbyt wiele wtedy związku nie było, ale IWF naciskała, trend był światowy i tak to się zaczęło. Założono też słusznie, iż jeśli mamy w ciężarach tradycje, piękne dokonania, dobrych trenerów i bazę treningową, to będą dziewczyny chętne do tego sporty, zrobią wyniki i zanim cały świat się na to rzuci, to mogą być medale.
Szczerze mówiąc to niepotrzebne były jakieś działania centralne, bo kobieca sztanga zaczęła się rozwijać sama z siebie. Z tamtych, pionierskich lat pamiętam doskonale panią Beate Prei, Anetę Szczepańską, Marzenę Wysocką, Ewę Kuraś czy byłą dyskobolkę Renatę Katewicz. Z klubów-pionierów zapamiętajmy Grom Więcbork, Zawiszę Bydgoszcz, WLKS Siedlce, z trenerów panów Deskaua i oczywiście wieloletniego już opiekuna kadry narodowej Ryszarda Soćkę. Wkrótce potem przyszło na pomosty pokolenie Agaty Wróbel, Aleksandry Klejnowskiej, Dominiki Misterskiej czy Mariety Gotfryd, które trwa do dzisiaj chociaż lata nieubłaganie lecą. No, ale mamy całe grono utalentowanej młodzieży zaś w opinii fachowców tegoroczne mistrzostwa Polski w Puławach były pod każdym względem imprezą udaną. Sądzę, iż w Antalyi Polki też się pokażą i sądzę też, iż niezwykle udaną imprezą będą tegoroczne mistrzostwa świata mastersów (kobiet i mężczyzn od lat 35 do....), których gospodarzem jest Ciechanów. To na pewno będzie wielkie spotkanie ciężarowej rodziny, spotkanie obu płci które na krajowych pomostach jakoś na co dzień nam się mijają.
Nasze kobiece dźwiganie to oczywiście także siedlecki ośrodek - istny atletyczny klasztor Shaolin w polskim wydaniu w którym Rysiek Soćko od lat daje dobry przykład jako trener, psycholog, opiekun i powiernik w jednej osobie. Bo gdzieś tam czytałem, iż garnięcie się dziewczyn do ciężarów to przejaw drogi prowadzącej do pozbycia się kompleksów, do zaakcentowania swojego „ja", do akceptacji jakiejś odmienności. Nie wiem czy to prawda i czy silna kobieta ze sztangą to ciągle widok niezwykły. Malkontenci i poszukiwacze sensacji wybrzydzają głownie wtedy, gdy nie ma sukcesów i są tzw. afery. Gdy są sukcesy i medale są już tylko słowa uznania i zachwytu. Tak, jak w każdym innym sporcie. Więc naszym sztangistkom wszystkiego najlepszego. Róbcie swoje dziewczyny.
Jacek Korczak-Mleczko
|