Ciężki poniedziałek (13) Nasze barwy
Na początku roku PZPN zbierał zasłużone cięgi za to, iż piłkarze na towarzyski mecz z Bułgarią wybiegli przy Konwiktorskiej w granatowych strojach, bo takie ponoć według odzieżowych speców z międzynarodowego koncernu od sportowej odzieży są nasze barwy. I jakiś fagas ze związku się na to zgodził , chociaż nie udało się ustalić który. Aha, te stroje miały na rękawach czerwono-białe wypustki (czyli na opak), ale tłumaczono, iż jak zawodnik zdobędzie bramkę i uniesie ręce z radości, to wtedy barwy układają się prawidłowo... O takiej drobnostce jak pisanie na koszulkach z małej litery nazwisk futbolistów już nie wspomnę, ani o tym że zawodnicy Lecha Poznań (którzy na swoim stadionie przez 120 minut nie potrafili strzelić bramki mistrzowi Azerbejdżanu) mają na piersi biało-czerwone miniaturki naszej flagi, bo oni jako mistrzowie Polski reprezentują cały kraj. Brr! Jeśli chodzi o piłkarzy to reprezentacja grała kiedyś z... czarnym orzełkiem na piersi (na czerwonym tle), w olimpijskim Vancouver 2010 bodaj biathloniści mieli orzełki z głową odwróconą w druga stronę, a teraz afera u lekkoatletów, którzy jutro rozpoczynają w Barcelonie mistrzostwa Europy. Ano dostali nowe kostiumy, ale rozmiary się nie zgadzają, a szczególnie „wyróżniono" mistrzynię i rekordzistkę świata w rzucie młotem - Anitę Włodarczyk, której trafił się kostium... męski.
Piszę to nie bez kozery, bo chcę aby nasi rycerze spod znaku PZPC to była prawdziwa elegancja-Francja (a wzorem lat dawnych arcymistrz Waldemar Baszanowski), a nie jakaś pstrokacizna. W wieku dojrzałym robię się strasznie sentymentalny, ale pamiętam jakie to było przywiązanie do barw klubowych. Warszawska Legia zawsze na zielono odkąd latem 1964 na obozie w koszarach w Bartoszycach (grałem wówczas w Legii w koszykówkę) zobaczyłem trening ciężarowców i wystrojonego w klubowe sorty Mariana Jankowskiego rwącego w upale na nożyce... , bydgoski Zawisza na niebiesko-czarno i tak dalej. Teraz mamy klubową pstrokaciznę, co nie dziwi zanadto bo przecież wielu zawodników czołówki reprezentuje kluby oddalone o kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania i codziennego treningu... Więc liczę, że podczas już tak bliskich 80. (piękny jubileusz) mistrzostw Polski w Opolu będzie prawdziwy pokaz czytelności, elegancji i klubowej mody, bo swoich barw nie ma się przecież co wstydzić. Podobnie było z reprezentacją Polski wystrojoną w garnitury, a na zawodach w jednolite wełniaki, a nawet pasy i buty były ze skóry w biało-czerwonych barwach. Teraz jest jak jest, choć dawniej niewyobrażalnym było aby kadrowicze podróżowali po świecie w dresach, a na pomoście panowała dowolność ubioru...
Z przyjemnością zaś przeczytałem w sportowym dzienniku rozmowę z Marcinem Dołęga przeprowadzoną tuz po zakończeniu zgrupowania kadry w Cetniewie. Nasz mistrz świata bardzo chwali sobie atmosferę pobytu i pracy z trenerem Mirosławem Chorosiem i przekonuje, iż swoje plany przygotowań do wrześniowego championatu globu w tureckiej Antalyi wykonał w 115 procentach. Mówi, że jest optymistycznie, dobrze i zrobi wszystko, aby obronić tytuł, a cała ekipa (skład po MP w Opolu) musi udanie zacząć starania o kwalifikacje olimpijskie do Londynu 2012. Przyznam, iż już dawno nie czytałem wywiadu utrzymanego w takim duchu -bez asekuracji, narzekania na kontuzje oraz Bóg wie co i słabo skrywanego cykora przed rywalami. I za to tak bardzo lubię Marcina przed którym historyczne wyzwanie. On MUSI zdobyć złoto w Londynie, a my wiemy iż go na to stać. Tego medalu jak kania dżdżu potrzebują całe polskie ciężary, cały PZPC i sympatycy naszego sportu. Bo ostatni olimpijski triumf Polaka to przecież złoto Zygmunta Smalcerza w Monachium 1972, a Marcin stanie do walki w Londynie prawie dokładnie w... 40. rocznicę triumfu „Zygi". Ten czas, a przecież były piękne nieolimpijskie sukcesy i srebra z igrzysk także, to - w historii, w sporcie, w medialnym przekazie popularności - prawdziwa wieczność.
Pora zacząć nową epokę pod biało-czerwonymi barwami. Wierzę, iż tak się stanie. Więc czekam. Jaki Marcin jest każdy widzi - rywale też.
Jacek Korczak-Mleczko