Ciężki poniedziałek (7) Analfabeci i uczeni
Oto niedawno miałem przyjemność rozmawiać z jednym z reprezentantów Polskim w siatkówce, który zwrócił mi uwagę na problem następujący. Na stosunek do polskiego futbolu przedstawicieli innych gier zespołowych i sportów indywidualnych także. Jest to stosunek hiperkrytyczny, zgoła nienawistny mający za podstawę rozdźwięk pomiędzy poziomem i medialnością piłki nożnej i innych dyscyplin dotyczący oczywiście finansów. Coś w tym jest skoro w koszykówce, piłce ręcznej czy siatkówce rekordowy w skali europejskiej transfer to zaledwie nikły procent piłkarskiego średniaka, a kwoty kontraktów indywidualnych są w takich samych proporcjach. Odnośnie naszego podwórka rodzi to pytanie dlaczego tacy sportowcy, jak wspaniali Marcin Dołęga czy Szymon Kołecki są a priori skazani na rolę pariasów wobec prowincjonalnych kopaczy piłki. Dlaczego cyna piedestał winduje się ludzi, którzy (jak wyczytałem w „Gazecie Wyborczej" po niedawnym 0:6 z Hiszpanią w Murcii) „są słabi, fatalnie wyszkoleni przez beznadziejnych trenerów, a jeszcze latami obijają się w polskiej lidze, biorąc za to duże pieniądze" . Dlaczego w reprezentacji Polski, dowodzonej przez Franciszka Smudę i mającej zapewnione przysłowiowe ptasie mleko na czas przygotowań do Euro 2012, zatrzymać Hiszpanów „Miało sześciu zawodników z ligi, którą od Primera Division dzielą lata świetlne; dowodził nimi 34-letni kapitan Żewłakow, który po latach występów w Lidze Mistrzów w koszulkach Anderlechtu i Olympiakosu przeniósł się do 11. drużyny ligi tureckiej; skład uzupełniało trzech rezerwowych z klubów zagranicznych oraz grający w Dortmundzie Błaszczykowski, w minionym sezonie najczęściej zmieniany zawodnik Bundesligi", co skrupulatnie wylicza redaktor Robert Błoński.
I co z tego? Ano nic. Po superkompromitacji w Murcii Smuda mówi, iż jest... zadowolony, że to była gorzka i pouczająca lekcja. Czego? Bo czyż wyobraźmy sobie, że z jakiegoś ważnego turnieju wraca Dołega - wyrwał 130 kilogramów, podrzucił 170 i zajął ostatnie miejsce, a trenerzy Choroś i Maciejewski wsparci prezesem Wasielą twierdzą, iż jest dobrze, pouczająco i perspektywicznie. Na szczęście przy panach piłkarzach - sportowych analfabetach, to Dołęga i Kołecki są prawdziwymi uczonymi w piśmie. Jeśli chodzi o medialną popularność, to nie mówmy iż sztangista musi na pniu przegrywać z byle jakim piłkarzem. Były przecież czasy arcymistrza Baszanowskiego, w ZSRR na rękach noszono Własowa, Aleksiejewa czy Rigerta, w Bułgarii ekipa trenera Abadżijewa była esencją siły ichniego sportu tak samo jak w Turcji w dniach triumfów Suleymanoglou i jego kolegów, czy w Grecji z asem Dimasem na czele. Więc trzeba działać, dźwigać na medalowe miejsca i zdobywać przychylność mediów. Od poziomu mikro, czyli reformy naszej ciężarowej ligi, czym wkrótce zajmie się zarząd PZPC, po olimpijski start w Londynie 2012. Mamy dobrych zawodników, mamy trenerów na tyle fachowych iż nigdy nie było sensu i potrzeby zatrudniania dla potrzeb kadry szkoleniowca-cudzoziemca. Mamy wielką zdolność organizacyjną do sięgania po turnieje mistrzostw świata i Europy, mamy wreszcie utalentowaną młodzież o czym przekonały niedawne mistrzostwa Polski 23-latków w gościnnym Hrubieszowie.
To o czym piszę, ten antypiłkarski zew, to wielka szansa i wyzwanie dla podnoszenia ciężarów i innych dyscyplin chcących uciekać spod bardzo ostatnio modnego posądzania o „niszowatość". Stąd zaniepokojenie wątłą w sumie dyskusją nad nową ustawą o sporcie, która została przyjęta przez Sejm, stąd wyselekcjonowanie ultrauprzywilejowanej Grupy Londyn 2012 i nieco już mniej kochanego przez państwo jej zaplecza. Mamy wreszcie ostatni tydzień kampanii przed wyborami prezydenckimi w której o sporcie oczywiście ani słowa i chociaż dobrze, że Bronisław Komorowski spotkał się z wierchuszką PKOl i naszymi mistrzami podczas sobotniego, 11. już, Pikniku Olimpijskiego w Warszawie.
To są takie rozważania u progu lata ilustrowane zdjęciami symbolizującymi poziom naszego piłkarstwa i prawdziwą walkę na pomoście. Ten na czarnobiałym to nadzwyczaj ekspresyjny sztangista sprzed lat - Bogdan Bakuła. Pamiętacie go, drodzy internauci?
Jacek Korczak-Mleczko
|
|
|
|