Ciężki poniedziałek (4) Pamięć o Wielkich Nieobecnych
Już niedługo, bo w sobotę 8 sierpnia, w nadmorskim Władysławowie-Cetniewie odbędzie się kolejna- już jedenasta- edycja Alei Gwiazd Sportu. Na reprezentacyjnym corso miasta, tuż obok legendarnego COS-Ośrodka Przygotowań Olimpijskich przybędą nowe spiżowe gwiazdy w granitowych tablicach (zatopione w chodniku)i znowu zapłonie olimpijski znicz. W tym roku liczba gwiazd przekroczy 80 i nikt nie spodziewał się, iż impreza i idea, które wymyślił miejscowy biznesmen i fan sportu - Jerzy Szczepankowski z biegiem lat stanie się jednym z prestiżowych akcentów naszego sportowego lata. Dlatego wespół ze Szczepankowskim serdecznie zapraszamy do Władysławowa-Cetniewa, bo jeśli przeżyć coś niepowtarzalnego, to właśnie tam. O tym zaręczam i ja i Janek Rozmarynowski, bo obaj współpracujemy od dawna z Fundacją Alei Gwiazd Sportu i wiemy od podszewki jak trudno jest zorganizować kolejną edycję, jak trudno jest się uporać z logistyką i zgraniem przyjazdów wszystkich wybranych przez Kapitułę sportowców i trenerów, jak trzeba się gimnastykować z funduszami, bo i impreza nie tyle jest komercyjna, co raczej trwa z racji donacji i zapału wnoszonych przez prezesa Szczepankowskiego. Przypomnę też, iż wybrani sportowcy muszą osobiście odsłonić swoje gwiazdy, co poprzedzone jest uroczystą laudacją - jeśli zaś honorowana jest osoba, która odeszła już od nas na zawsze w ceremonii bierze udział najbliższa rodzina zmarłego. Wzruszenia, historia, pamięć o największych z wielkich, radość i łzy, perfekcyjna organizacja, zainteresowanie mediów? Oczywiście! Bo właśnie to wyróżnia Aleję Gwiazd Sportu od kilku podobnych zamierzeń, często od zalewu tandety...
Dlaczego o tym piszę i kolejnym już, bo czwartym, felietonie „Ciężki poniedziałek"? Dlaczego trzeba o tym powiadomić na stronie internetowej PZPC? Bo w tym roku odsłonięta zostanie, obok innych, gwiazda jednej z legend polskiej sztangi. Mają już w Cetniewie swoje gwiazdy mistrzowie Waldemar Baszanowski, Ireneusz Paliński i Zygmunt Smalcerz. Teraz przypomnimy sportowemu światu wielką postać trenera KLEMENSA ROGUSKIEGO, a ceremonii odsłonięcia jego gwiazdy dokonają małżonka - pani Alfreda oraz dwie córki. Sądzę, iż nie zabraknie władz PZPC na czele z prezesem Zygmuntem Wasielą i tych, którzy pamiętają popularnego „Klimka".
Bo Klemens Roguski był postacią nietuzinkową, a jako trener naszych championów stoi w jednym szeregu obok Feliksa Stamma, Jana Mulaka i Kazimierza Górskiego. Jego życie wyznaczają lata 1926-2002. Zawsze związany z wojskiem i wojskowymi klubami - najpierw z Legią Warszawa, potem z także stołecznym Lotnikiem. Był sztangistą, w latach 1952-1959 siedmiokrotnym mistrzem Polski w wadze półciężkiej (82,5 kg). Za namową legendarnego prezesa Janusza Przedpełskiego w roku 1959 został trenerem reprezentacji Polski i pełnił tę funkcję do roku 1981! To była złota, niezapomniana era polskiego podnoszenia ciężarów, bo był szef-bardziej trener praktyk i samouk, niż teoretyk, bo był niekwestionowany autorytet, psycholog i tzw. „szczęśliwa ręka". Akurat wam, Drodzy Czytelnicy, nie muszę o tym przypominać, o tym iż za kadencji „Klimka" jego podopieczni zdobyli wszystko, co było do zdobycia, że przywieżli do kraju worek medali mistrzostw świata i Europy, najcenniejsze trofea z igrzysk olimpijskich. Jeśli do tego dodać, iż pan Klemens kładł też podwaliny pod rychłą siłę sztangi w Iranie i Grecji, to będzie miara jego przebogatego trenerskiego życia i kunsztu.
Ale jest i inny, smutny wątek. Pan Klemens w ostatnich latach życia był już z dala od środowiska w którym spędził ponad pół wieku, bardzo cierpiał w śmiertelnej chorobie. On - jeszcze tak niedawno król życia, fachowiec, przyjaciel i kompan. Choć to już 8 lat odkąd odszedł nie słyszałem, aby miały miejsce zawody będące Memoriałem Klemensa Roguskiego, żeby trofeum jego imienia otrzymywał na przykład najlepszy trener roku. Trudno było nawet o uzyskanie kontaktu do rodziny pana Klemensa, na szczęście taki utrzymuje Zyga Smalcerz. Hasła „Klemens Roguski" nie ma w Wikipedii, strony komputerowe z jego nazwiskiem nie zawierają nic poza kilkoma zdaniami informacji. To coś nie tak i dlatego cieszę się, iż „wrócimy do pana Klimka" i pamięci o nim już 8 sierpnia podczas XI Edycji cetniewskiej Alei Gwiazd Sportu.
Ale jak Roguski to oczywiście także postać innego wielkiego trenera o którym nie mamy prawa zapomnieć. To AUGUSTYN DZIEDZIC (1928-2008), najpierw zawodnik wagi piórkowej i lekkiej, dwukrotny mistrz Polski, olimpijczyk z Helsinek 1952. Potem doktor nauk wychowania fizycznego, przez całe życie związany w warszawską AWF, kierownik Katedry Ciężkiej Atletyki na tej uczelni. Legendarny guru od sztangi w AZS AWF („Hades"), odkrywca złotych talentów Waldemara Baszanowskiego, Norberta Ozimka i Zygmunta Smalcerza, a nawet mistrz Polski w... kulturystyce (1959), autor wielu podręczników dotyczących treningu ciężarowców. Wreszcie Dziedzic - sam i w duecie z Roguskim prowadzący kadrę, „Gustek" u boku „Klimka" i odwrotnie. Potem jeszcze praca w Turcji - wkrótce światowej potędze.
Dwaj Wielcy Nieobecni, dwaj ludzie z diamentowego pokolenia polskich szkoleniowców.
Dzisiaj słów kilka zamiast podpisów pod zdjęcia autorstwa Janka Rozmarynowskiego . To wspaniałe (dla mojego pokolenia) fotografie. Na pierwszej Klemens Roguski puszcza w bój Waltera Szołtyska, a on (Roguski) był arcymistrzem w ustalaniu wysokości i kolejności podejść, taktyki, szachowania rywali oraz „czytania tablicy". Miał w tym względzie prawdziwy szósty zmysł, ale i zawodników miał wspaniałych... Na kolejnych zdjęcia Roguski-Dziedzic, czyli trenerski duet wszechczasów przy sztandze oraz Mistrz (Dziedzic) i Wielki Uczeń (Waldemar Baszanowski). Wreszcie fotografia zapierająca dech w piersiach, chociaż niby nic na niej się nie dzieje. Koniec sierpnia 1968 roku, warszawska AWF i reprezentacja Polski sztangistów tuż przed wylotem na igrzyska olimpijskie w Meksyku. Od lewej: Augustyn Dziedzic, doktor Michał Firsowicz, Klemens Roguski, Henryk Trębicki, Jan Wojnowski, Mieczysław Nowak, Rudolf Kozłowski , Marian Zieliński, Waldemar Baszanowski, Norbert Ozimek, Marek Gołąb i prezes Janusz Przedpełski. To była ekipa wszechczasów, a do dziś jest wśród nas ledwie trzech z tego składu - Baszanowski Gołąb i Ozimek...
Jacek Korczak-Mleczko
|
|
|