Ciężki poniedziałek (2) - Tata Dody i „Lisu”
Czego potrzebuje każda dyscyplina sportu, z podnoszeniem ciężarów na czele, oprócz rekordów, medali, sukcesów i zainteresowania kibiców? Ano potrzebuje prawdziwych osobowości, ludzi z odrobiną charyzmy, ludzi lubianych i zapadających w pamięci wszystkich, którzy chociaż raz widzieli ich na parkiecie, bieżni czy pomoście. Polska sztanga miała takich wielu od mistrzów Palińskiego (choć był to człowiek nieco kontrowersyjny) i Baszanowskiego poczynając ,po tańczącego na pomościeniezapomnianego Mietka Nowaka, Zygę Smalcerza i innych. Teraz osobowości niestety mało, a największą jest bez wątpienia Szymon Kołecki (który chociaż ostatni raz
|
Trener L. Jaczun
z zawodnikiem Janem Lisowskim |
|
Pawel Rabczewski mistrz Polski w pc. |
|
Pawel Rabczewski i trener Zdzisławem Piotrowskim |
startował dawno temu, bo na igrzyskach olimpijskich w Pekinie, to nadal pełno go w mediach i to niekoniecznie odnośnie spraw związanych ze sportem...), a powinien go gonić Marcin Dołęga, było - nie było aktualny przecież mistrz świata. Ale, powtarzam, wynik sportowy nie jest czynnikiem decydującym...
Dzisiaj o dwóch sztangistach bliskich mojemu sercu i pewnych mistrzostwach Polski, które w pewien szczególny sposób zapisały się w przebogatej historii PZPC. Był wrzesień roku 1981. Co się wtedy działo moje pokolenie (i starsze) pamięta, a młodzież ma o tych czasach wyobrażenie raczej mikre, bo żadne wspomnienia nie oddadzą atmosfery tych dni gdy kraj strajkował, a Solidarność ścierała się z rządzącymi, w sklepach naprawdę był tylko ocet i musztarda, większość towarów (od benzyny po buty i cukier) sprzedawano na kartki, a u Generała dojrzewało rychłe wprowadzenie stanu wojennego... W tych warunkach sport był w Polsce oazą normalności, bo „show must go on", więc w mieście Olsztynie odbyły się mistrzostwa Polski. W gościnie u LZS-owców z klubu Zjednoczenie, gdzie prym wodził trener Ludwik Jaczun (pozdrowienia!), co zresztą z powodzeniem czyni do dzisiaj. Mistrzostwa były niezapomniane z kilku powodów - a to z wieczorów towarzyskich w hotelu Warmiński, a to z dobrych wyników i emocji na pomoście, a także z tego iż odniosłem tam wspaniały sukces aprowizacyjny. Oto udałem się do Olsztyna w dziennikarskim tercecie wespół z Jankiem Rozmarynowskim i Krzysztofem Miklasem, który zaoferował podwózkę swoją skodą zdobywszy gdzieś paliwo. Do tego redaktor Krzysztof sobie tylko znanymi kanałami załatwił (wtedy wszystko się załatwiało...) via Akademia Rolnicza w Kortowie po kilogramie... żółtego sera na głowę tudzież najprawdziwsze masło. W domu powitano mnie więc niczym bohatera, co przypominam myśląc o konsumpcjonizmie obecnego pokolenia...
Sportowymi bohaterami ciężarowego Olsztyna 1981 byli dwaj bardzo krzepcy i lubiani zawodnicy. Pierwszy to Paweł Rabczewski, wilnianin z urodzenia, który z Brzegu Dolnego, gdzie parał się biegiem na 400 metrów i kulturystyką trafił dzięki szefowi opolskich LZS-ów i działaczowi PZPC - Władysławowi Czaczce do klubu Mazovia Ciechanów. I tam pod okiem wiecznie młodego Zdzisława Piotrowskiego i Ireneusza Palińskiego zrobił piękną karierę. Siedem raz był mistrzem Polski; trzykrotnie (1971, 1973, 1974) w ówczesnej wadze średniej, trzykrotnie w półciężkiej (1975, 1976, 1977) i raz w lekkociężkiej (ów rok 1981). W półciężkiej ( wtedy do 82,5 kg) wywalczył brązowe medale mistrzostw świata (19777 i 1978), był wicemistrzem Europy (1979) i zdobywcą trzeciego miejsca na kontynencie także. W dwuboju zaliczał po 352,5 kg , rwał 155, podrzucał 195. Na igrzyskach olimpijskich w Moskwie 1980 zajął 6.miejsce. Paweł był przystojnym mężczyzną, pięknie zbudowanym, zawsze z uśmiechem i fantazją. A to występował w ulubionej koszulce tzw. matrosce, a to w czarnej wełnianej czapeczce białym trykocie. Kibice bardzo go lubili, dziennikarze- szczególnie fotoreporterzy -jeszcze bardziej. Potem Paweł założył w Ciechanowie własną siłownię, z powodzeniem startował w zawodach kulturystycznych i w trójboju siłowym. I dalej o nim głośno, ale z zupełnie innego powodu. Oto w roku 1984 państwu Wandzie i Pawłowi Rabczewskim urodziła się córka Dorota - znana dzisiaj jako Doda, piosenkarka która zrobiła w Polsce karierę w iście hollywoodzkim stylu. Był więc mistrz sztangi Paweł Rabczewski, teraz jest Tata Dody. A może tak do Opola, w sierpniu na jubileuszowe mistrzostwa Polski, pokusić się o zaproszenie Dody? Paweł pomoże?
Drugim z bohaterów tamtych MP w Olsztynie był Janek Lisowski. Murarz z zawodu, niezbyt wysoki, silny jak tur i pięknie umięśniony. Chodził też w półciężkiej, dwa razy był mistrzem kraju (właśnie 1981 i 1984) i nie miał szczęścia do prowadzącego kadrę narodową Klemensa Roguskiego. Panowie jakoś się nie lubili, a raczej „Klimek" nie przepadał za trenerem Jaczunem, albo odwrotnie. Nieważne, było minęło, ale faktem jest iż reprezentant „Lisu" trenował poza kadrą... Ale pojechał do olimpijskiej Moskwy 1980, gdzie do brązowego medalu zabrakło mu ledwie 5 kg. Zaliczył 355 (150+205), a wygrał wówczas legendarny siłacz, Ormianin reprezentujący ZSRR - Yurik Wardanjan zaliczywszy w dwóboju równo 400 kg. Z tego co wiem Janek Lisowski prowadzi w Olsztynie... biuro detektywistyczne.
Bardzo serdecznie pozdrawiam obu panów, bo jak słyszę słowo „Olsztyn", jestem w tym mieście albo gdzieś w pobliżu, to zawsze myślę o nich i mistrzostwach 1981. I o tym serze też.
Jacek Korczak-Mleczko