Znaczył wiele w naszym życiu
Zdzisław Żołopa mówi, że Stefana Polaczuka znał właściwie od zawsze. - Poznaliśmy się na początku lat siedemdziesiątych, gdy byliśmy zawodnikami - powiedział Zdzisław Żołopa. - Szybko zapamiętałem Go jako młodego, dynamicznego trenera, który zaczął pracować z juniorami. To były czasy, gdy do szkolenia młodzieży nie przywiązywano wielkiej wagi jak teraz. Wychodziło się z założenia, że podnoszenie ciężarów zaczyna się uprawiać trochę później niź w kategorii kadeta czy juniora. Stefan Polaczuk zaczął zmieniać te poglądy. Z czasem Terespol za Jego sprawą zasłynął jako wielka kuźnia talentów. Medalistów mistrzostw Polski w kategoriach juniorskich można liczyć na dziesiątki czy nawet setki. Jego wychowankowie liczyli się również w Europie.
Prezes Lubelskiego Okręgowego Związku Podnoszenia Ciężarów podkreślił, że Stefan Polaczuk był dla młodych ludzi jak surowy, ale bardzo dobry ojciec. - Coś z tą młodzieżą trzeba zrobić, te słowa Stefan bardzo często wypowiadał - mówi Zdzisław Żołopa. - Jeździł po wsiach i miasteczkach, szukał zdolnych chłopaków, niejednokrotnie znajdował ich w biednych, patologicznych rodzinach. Uczył życia, zasad postępowania z ludźmi. Był prawdziwym wychowawcą. Miał ogromne serce. Potrafił skrzyczeć zawodnika jak zasłużył i za chwilę go przytulał i mówił chodź coś zjemy.
- Profesorów tutaj nie wykształcimy, ale tym młodym ludzim z biednych rodzin na pewno możemy pomóc - Zdzisław Żołopa przypomina inne powiedzenie Stefana Polaczuka. Ze zgrupowań szef lubelskich ciężarów zapamiętał sylwetkę Zmarłego z założonymi z tyłu rękami i mówiącego: to co, do roboty.