ZMARŁ FOTOREPORTER MIECZYSŁAW ŚWIDERSKI
W środę, 3 maja 2017 roku, w wieku 81 lat, zmarł w Warszawie Mieczysław Świderski. Był jednym z najlepszych polskich fotoreporterów sportowych. Pięknie fotografował ciężary i zawodników dyscypliny.
Ledwie kilka dni temu pożegnaliśmy na warszawskich Powązkach Piotrka Komorowskiego, a środę, 3 maja nadeszła kolejna smutna wiadomość. W wieku 81 lat Odszedł od nas Mieczysław Świderski, wspaniały człowiek, jeden z najbardziej znanych polskich fotoreporterów sportowych. Zadzwonił do mnie serdeczny przyjaciel i kolega z lat pracy w „Przeglądzie Sportowym” Janek Basałaj. – Wiesz Maro, zmarł nasz Miecio. Odszedł w środę, po chorobie. To był szczególny człowiek dla mnie. Dla ciebie pewnie też. W przypadku Janusza, to jego początki pracy w „Przeglądem Sportowym” związane są właśnie z Mietkiem. To było w 1984 roku. – A jak nazwisko – spytał wtedy Janka. – Basałaj – odpowiedział Janusz. – To niemożliwe! Nie ma takich nazwisk – odparował Jankowi przyszły redakcyjny kolega. Inna historia. Początek lat 90-tych. Trenerem kadry futbolowej jest Andrzej Strejlau. PZPN „załatwił” autokar dla dziennikarzy i fotoreporterów na zgrupowanie do Rembertowa. Cały dzień z piłkarzami, rozmowy, wywiady, zdjęcia. Zbliżał się wieczór, gdy PZPN żegnał nas na Placu na Rozdrożu. – No to do kawiarni! – dał się Miecio zaprosić. Siedzieliśmy tam do zamknięcia. A że zrobiło się bardzo późno, no i w głowach szumiało, zaprosiłem Janka i Mietka na nocleg. Wcześniej moja mama dała mi do Warszawy torbę suszonych grzybów, było ich jakieś półtora kilograma. – Tylko jak zajedziesz, weź garnek i namocz! Saganek stał dobre kilka godzin. Rankiem – patrzę, a tu same grzyby. Wody nie ma. – Budzi się Mietek i mówi: - Nie chciałem cię fatygować, chrapałeś, a jeść się chciało. Muszę ci powiedzieć, że takiej zupy grzybowej, to ja nigdy w życiu nie jadłem. Może tylko zimna była, mało słona i jakaś mało gęsta… - rzucił zadowolony kolega fotoreporter.
Pięknie fotografował ciężary i zawodników dyscypliny. Kolega Janka Rozmarynowskiego, jako wysłannik foto z „Przeglądu Sportowego” obsługiwał wiele imprez i zgrupowań. Piękne archiwum ciężarowe m.in. z Ireneuszem Palińskim, Waldemarem Baszanowskim, Zygmuntem Smalcerzem – by wymienić tylko naszych mistrzów olimpijskich! Często, przy okazji kolejnych porządków fotograficznych wołał i pytał: - A taka fotka nam się jeszcze przyda? – O zobacz, jak będziesz pisał o Jacku Gutowskim – to mam takie zdjęcie – zaskakiwał innym razem. Tysiące zdjęć z podnoszenia ciężarów, utrwalone ludzkie życie, emocje i wydarzenia. Ale w „PS” pisałem nie tylko o „fajerkach”, a nasze teksty istniały dzięki Jego zdjęciom! Miał fotkę do każdego niemal tematu! Obiektywem zatrzymywał czas, pokazywał najwspanialsze sylwetki polskiego sportu, najpiękniejsze jego momenty i dramaty. Z wielkim poczuciem humoru, bardzo bezpośredni. Jako chłopiec widział tragedię Warszawy 1944 roku, opowiadał o tym – ale tylko wybranym. Dorosły facet płakał przy tym jak dziecko. W „PS” chyba od 1965 roku, był w gazecie do przejścia na emeryturę. Ostatni raz spotkaliśmy się we wrześniu, przed dwoma laty. Przyjechał wtedy na cmentarz na Wólce Węglowej, pożegnać innego dziennikarza „PS” Janusza Nowożeniuka. Gdy tak rozchodziliśmy się niedawno po pogrzebie Piotra Komorowskiego, nasz kolega, a Mietka nawet po fachu z lat wspólnej pracy w „PS” – Janusz Szewiński powiedział na pożegnanie: - Panowie, no to do następnego razu! Nie przypuszczał, że spotkamy się tak szybko!
Żegnaj Mietku, żegnaj Kolego!!!
Marek Kaczmarczyk