ADRIAN ZIELIŃSKI: - MAM ŚWIADOMOŚĆ CELU. DO RIO JADĘ PO MEDAL!
- Cieszy mnie nominacja dla Tomka, ale też i dla Bartka Bonka, Arka Michalskiego oraz wśród seniorek dla Patrycji Piechowiak. Serdecznie gratuluję rywalizacji o miejsce w ekipie olimpijskiej innym zawodniczkom i zawodnikom. Wiem, że bardzo się wszyscy starali. Za to należy im się szacunek - powiedział Adrian Zieliński w szczerej rozmowie kilka godzin po zatwierdzeniu przez Zarząd PZPC olimpijskich nominacji.
Patrycja Piechowiak (kat. 69 kg), Arkadiusz Michalski (kat. 105 kg), Bartłomiej Bonk (kat. 105 kg), Tomasz Zieliński (kat. 94 kg) i Adrian Zieliński (kat. 94 kg) – oto nasza ciężarowa piątka, jaka wystąpi w olimpijskim turnieju w Rio de Janeiro. Ostatni z wymienionych w Brazylii będzie bronił złotego medalu z Londynu. Adrian jest aktualnie w wyśmienitej formie.
Podczas generalnego testu dla kandydatów do wyjazdu do Rio de Janeiro – 86. Mistrzostw Polski Seniorów – Adrian Zieliński (CWZS Zawisza Bydgoszcz) zaskoczył wszystkich, decydując się na start w kategorii 105 kg! Za rywali miał m.in. takich sztangistów jak Bartłomiej Bonk, Arkadiusz Michalski czy Kornel Czekiel (wszyscy Budowlani Opole). – Co on w tej wadze robi? – pytali niektórzy dziennikarze, powątpiewając w medalowe szanse starszego z Zielińskich. Ale szybko zmienili zdanie po jego pierwszych podejściach. Wielka siła, skupienie, determinacja, ogromna wola pokazania na pomoście tego, co ma się najlepszego tego dnia – taki w piątkowe popołudnie 1 lipca, był na pomoście w Mroczy - Adrian Zieliński. Wykonał znakomite, na światowym poziomie podejścia w rwaniu – na 180, 185 i 188 kg oraz w podrzucie – na 215, 221 kg. 225 kg też by podrzucił! Rekordy życiowe! Wynik w dwuboju – 409 kg, nawet w wadze 105 kg należy do znaczących, a jego powtórka w kategorii 94 kg w Rio de Janeiro może dać olimpijski medal, nawet koloru złotego. Ależ byłaby to kapitalna sprawa! Rozmawiam z Adrianem Zielińskim.
- Tak na początek - serdeczne gratulacje dla Ciebie i dla brata – Tomasza za olimpijskie nominacje! Wychodzi, że bracia Zielińscy - to pięćdziesiąt procent składu ciężarowej ekipy na igrzyska. Taki przypadek mamy chyba po raz pierwszy w dyscyplinie. To rzadkość także w innych sportach.
- Nie wiem czy to pierwszy taki przypadek czy nie, dla mnie aktualnie nie jest to najważniejszy temat. Bardzo cieszę się, że obaj z Tomkiem, znaleźliśmy się w reprezentacji na Rio. Uważam, że zasłużyliśmy na te nominacje. Pokazały to mistrzostwa Polski rozegrane przed tygodniem. A za gratulacje dziękuję w imieniu swoim i Tomka! Postaramy się nie zawieść kibiców. Będziemy godnie reprezentować Polskę w tych igrzyskach!
- Przywołałeś niedawne mistrzowa kraju. Wiesz, że sporo „namieszałeś” tym swoim niesamowitym występem w kategorii sto pięć kilogramów. Zwłaszcza, że przez wiele miesięcy nie widzieliśmy Adriana Zielińskiego na pomoście podczas oficjalnego występu.
- O tym, że wystartuję w wyższej wadze, wiedziałem od dłuższego czasu. Mam wszystko pod kontrolą, lekką nadwagę w stosunku do nominalnej mojej kategorii – także kontroluję. Przed dźwiganiem w mistrzostwach Polski w Mroczy, nie było żadnego uzasadnienia, by „zbijać” wagę. Wiedziałem, że jestem mocny.
- Ale, że aż tak…?
- Oczywiście! Podczas treningów podchodziłem nawet do dwustu trzydziestu kilogramów! Jestem przygotowany na „mocne” dźwiganie, wiem na co mnie stać i jakie mam możliwości.
- Po Mroczy wiemy jedno – są one bardzo duże. Aż nie chcę myśleć, co się może wydarzyć przy takiej twojej dyspozycji na pomoście w Rio!
- Szykując się do występu w mistrzostwach Polski – razem z trenerem Jerzym Śliwińskim, zaplanowaliśmy start na końcowe czterysta dziesięć kilogramów w dwuboju. Jak wiadomo - uzyskałem kilogram mniej. W tamten piątek dała o sobie znać wysoka temperatura i duchota panująca w hali. Zupełnie co innego mieliśmy w sali rozgrzewkowej, gdzie działała klimatyzacja. Ale na pomoście człowiek zderzał się ze ścianą gorąca. Nie żebym narzekał, bo przecież takie same warunki mieli wszyscy, tak jednak było. Przy podrzucie dwustu dwudziestu pięciu może z tego powodu zabrakło odrobiny koncentracji i "zimnej krwi". Jestem jednak bardzo zadowolony z występu, na miesiąc przed rozpoczęciem igrzysk uważam, że przygotowania szły w dobrym kierunku. Jechałem do Mroczy świadomy startu w kategorii sto pięć kilogramów, ale nie po to by „ograć” Bartłomieja Bonka czy Arkadiusza Michalskiego. Nie, o tym nie myślałem! Chciałem po prostu zaliczyć dobry start, przekonać się i zobaczyć, w którym jestem miejscu! Szkoda, że Bartek „spalił” rwanie, a przecież jest mocny w tym boju i była możliwość fajnej walki. Dowiedziałem się później, że zerwał odcisk na dłoni i pojawiło się krwawienie – stąd te nieudane podejścia w rwaniu i rezygnacja z podrzutu.
- Znalazłeś się w gronie polskich sztangistów, mających w dorobku zaliczone czterysta i więcej kilogramów w dwuboju. No i poprawiłeś znacząco rekordy życiowe.
- Czterystu kilogramów podczas zawodów – rzeczywiście – nigdy wcześniej nie uzbierałem. Z drugiej strony - takie ciężary w moim przypadku, to aktualnie rzecz normalna. Zmieniłem kategorię wagową, przestałem „dusić” i trzymać w ryzach swój ciężar ciała, nabrałem masy mięśniowej. To wszystko zostało zaplanowane i rozłożone w czasie. Gdy się do tego zabierałem, mówiłem, iż potrzebne są na to dwa-trzy lata. Tyle czasu zajęło mi „przerabianie” nowej wagi. Po występie w Mroczy wiem, że muszę jeszcze popracować nad „górą” i wtedy będzie ok. W igrzyskach wystartuję w niższej kategorii wagowej czyli 94 kg. Po zrzuceniu paru kilogramów nie ubędzie mi mocy, jestem o tym przekonany. Skupiam się więc teraz na igrzyskach i odpowiednio dopracowanej diecie. O wejściu do klubu „400 kg” marzyłem od początku kariery i cieszę się, że w końcu udało się tego dokonać. Bycie w tym elitarnym gronie to zaszczyt, ale i dobry prognostyk przed igrzyskami.
- Powtórka wyniku z Mroczy w Rio może dać medal, nawet złoty! W kategorii dziewięćdziesiąt cztery kilogramy w czołówce zrobiło się teraz luźno. Po dopingowych wykluczeniach ubyło kandydatów do podium.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę! Z drugiej strony – staram się myśleć o tym jak najmniej. Trzeba robić swoje, nie popadać w euforię. Wiem już jak „smakują” olimpijskie występy. To trochę też i loteria. Pojawiają się zawodnicy, których przedolimpijskie wyniki nie powalały, a podczas olimpijskiego konkursu dźwigali aż miło. I odwrotnie – mocarze nie potrafili znaleźć siły w występie czterolecia. Jedno jest pewne – w Rio zapowiadają się ciekawe zawody. Zobaczymy, co los przyniesie!
- Podczas startu w mistrzostwach kraju miałeś wsparcie mroteckich kibiców. Wyglądało to bardzo wzruszająco i sympatycznie. Dokonania Adriana Zielińskiego to najpiękniejsza karta w historii miasta!
- Na pewno w takich chwilach emocjonalnych człowiek stara się dać z siebie to, co ma najlepszego. Ja także. Ucieszyła mnie hala pełna kibiców, okrzyki wsparcia, podziękowania i gratulacje. Piękne jest to, że sportowy doping od kibiców Mroczy mieli też zawodnicy z innych miast i klubów. Tak powinno być wszędzie i nie tylko w ciężarach! Co do mnie - kawał życia związałem z tym miejscem, miasteczkiem, oraz tymi ludźmi. Teraz reprezentujemy z Tomkiem barwy Zawiszy Bydgoszcz, ale o Mroczy zawsze będę pamiętał. I niech tak zostanie!
- Smutne teraz są Tarpany, bo nie ma wśród nich braci Zielińskich, z drugiej strony – jest wspaniały nowiutki obiekt!
- Hala jest rzeczywiście niesamowita. Dobrze, że będzie dobrze służyła także miejscowej młodzieży szkolnej. Wierzę, że wkrótce będziemy mieli godnych następców. Co do zmiany klubu - z Tomkiem zrobiliśmy dla Tarpana maksimum tego, co sportowo wykonać mogliśmy. Życie nie lubi próżni. W wojsku i Zawiszy otrzymaliśmy wielkie wsparcie, także lepsze warunki do uprawiania sportu na wysokim poziomie. Należało pomyśleć też o naszym dalszym życiu obok pomostu. Przecież nie będziemy dźwigać wiecznie!
- A jak ocenisz rezultat brata – mało brakowało, a zamiast trzystu dziewięćdziesięciu kilogramów w dwuboju, byłoby o pięć więcej.
- Przede wszystkim Tomek wygrał z innym kandydatem do wyjazdu na igrzyska w kategorii dziewięćdziesiąt cztery kilogramy – a o to w tych zawodach chodziło! Trzysta dziewięćdziesiąt czy trzysta dziewięćdziesiąt pięć kilogramów w mistrzostwach krajowych, to zupełnie inny rezultat, niż podobny uzyskany w olimpijskim konkursie. Przecież można i z takim wynikiem stanąć na podium igrzysk! Sport i nasza dyscyplina zna wiele takich przypadków. To nie jest tak, że trzeba w tej kategorii non stop – jak kiedyś - dźwigać czterysta i więcej kilogramów! Dziś ciężarowy świat jest inny, a rezultaty jakby się „spłaszczyły”. Dlaczego wśród seniorek i seniorów nie bije się teraz rekordów Polski, Europy czy świata ot tak, na zawołanie? Dlatego cieszy mnie nominacja dla Tomka, ale też i dla Bartka Bonka, Arka Michalskiego oraz wśród seniorek dla Patrycji Piechowiak. Serdecznie gratuluję rywalizacji o miejsce w ekipie olimpijskiej innym zawodniczkom i zawodnikom. Wiem, że bardzo się wszyscy starali. Za to należy im się szacunek.
- Trzynastego sierpnia na pomoście ustawionym w Riocentro – Pavilion 2, rozegrany zostanie finał kategorii dziewięćdziesiąt cztery kilogramy. Co będziesz robił do tego czasu?
- Zaraz po mistrzostwach pojawiłem się w Spale. Poświęciłem dla igrzysk tyle zdrowia i miesięcy z dala od najbliższych, więc spokojnie wytrzymam też i na ostatniej prostej. Łatwo nie jest, ale mam świadomość celu. Po prostu muszę być teraz na wysokich obrotach. Chcę w Rio walczyć o medal, zawsze o tym mówiłem i to podkreślałem. O kolorze nie mówmy! Ostatnie miesiące to naprawdę ciężkie treningi, a na dużych obciążeniach jestem od połowy lutego. Chociaż miałem chwile wątpliwości, nigdy nie zrezygnowałem z celu, jaki sobie postawiłem! Po wznowieniu treningów w połowie lutego, pomyślałem, że może mi najzwyczajniej zabraknąć czasu na należyte przygotowania. Powiedziałem trenerowi – że jak nie dam rady, to rezygnuję z wyprawy do Rio. Wycieczki mnie nie interesują. Na szczęście udało się ze zdrowiem w porę, kolano pracuje normalnie, jest ok! Wielkie za to podziękowania dla doktora Daniela Kopki, który nawet o północy potrafi zadzwonić i spytać czy wszystko u mnie w porządku!
- Tak na koniec – czego ci życzyć na miesiąc przed najważniejszym startem czterolecia.
- Zdrowia, bo jak ono jest, to można i góry przenosić.
Rozmawiał: Marek Kaczmarczyk
Fot. Norbert Kowalewski