- SIEDZĘ CICHO I TRENUJĘ DO IGRZYSK OLIMPIJSKICH. ROZMOWA Z BARTŁOMIEJEM BONKIEM
Wiele jego wypowiedzi doskonale pokazuje, jaki ma charakter. Na przykład, gdy mówi: - Należę do tych, co nie „pękają”, walczą od początku do końca. Albo: - Zawsze stawiam sobie cele najwyższe. Innym razem: - Walka o podium to będzie swojego rodzaju… wojna. Na pytanie – jaki wynik da mu medal odpowiada: - Będzie to rezultat o kilogram większy od czwartego w klasyfikacji. A gdy pytajno go o zdrowie, powiedział: - Już przyzwyczaiłem się żyć z bólem. Im więcej boli, tym mocniej trenuję. Taki już jestem! Nie odpuszczam!
Rozmawiam z jednym z najbardziej charyzmatycznych polskich sztangistów ostatnich lat – Bartłomiejem Bonkiem. Jeśli zakwalifikuje się do ciężarowej czwórki na Rio, w Brazylii przyjdzie mu bronić brązowego medalu w kategorii. 105 kg, wywalczonego przed czterema laty w Londynie.
- Witam Bartku, jakoś tak nic o tobie nie słychać ostatnio? Kibice od dawna nie mają wiadomości na temat tego, co aktualnie porabia brązowy medalista olimpijski z Londynu i mistrz Europy z roku ubiegłego.
- Po ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Stanach Zjednoczonych, po powrocie do kraju, przeszedłem operację biodra. Ten uraz czekał na zabieg od dawna i musiałem się z tym zmierzyć. Od połowy grudnia do płowy stycznia miałem rehabilitację, żadnych ćwiczeń, żadnej zabawy ze sztangą. W lutym byłem w Hiszpanii, pojechałem tam z kadrą na obóz. W Madrycie powoli dochodziłem do siebie po zabiegu, i ćwiczyłem bez mocnego natężenia. Gdy zobaczyłem, że wraca zdrowie, że biodro już tak nie dokucza, spokojnie w zajęciach ze sztangą wchodziłem na coraz wyższe pułapy. Co więcej? Uważam, że teraz jest dobrze. Mówię tu o aktualnej formie. Tak siedzę sobie cicho i trenuję do igrzysk olimpijskich. Jest ok.!
- Cofnijmy się o kilka miesięcy. Po nieudanych mistrzostwach świata w Houston powiedziałeś zdecydowanie, że… trzeba wstać z kolan, otrząsnąć się z niepowodzenia i walczyć od nowa. Czy już wtedy zacząłeś układać w głowie plan pracy na Rio?
- Tak, zdecydowanie. Ułożyłem sobie to wszystko – co i jak - w najdrobniejszych szczegółach. Po operacji biodra, podczas obozu wprowadzającego we wspomnianym Madrycie, chciałem zobaczyć jak ono pracuje. Nie wchodziłem na duże ciężary, by to biodro oszczędzić. Gdy widziałem, że jest dobrze, że nie ma bólu - natężenie ćwiczeń wzrastało. Z każdym treningiem, dniem i tygodniem – szło mi coraz lepiej. A teraz – na dwa miesiące przed rozpoczęciem olimpiady – mogę śmiało powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony, bo realizuję to, co założyłem. Na pomoście w oficjalnym starcie, pokażę się dopiero na początku lipca w mistrzostwach Polski seniorów w Mroczy. Za miesiąc powinienem zaprezentować się z dobrej strony. A formę – tę najwyższą – szykuję do igrzysk olimpijskich. Aktualnie wszystko co robię, wykonuje z myślą, by właśnie w Rio de Janeiro dźwigać największe ciężary! A jak duże one będą? Wierzę, że moje rekordowe!
- Mało kto w dyscyplinie jak Bartek Bonk zna swój organizm, jego możliwości i granice, których przekroczyć nie wolno.
- Zgadza się. Doskonale znam swoje ciało, wiem jak funkcjonuje organizm na zwolnionych oraz pełnych obrotach, wiem jak trenować, i kiedy, oraz z jakim obciążeniem. Jest też inna ważna sprawa – potrafię to robić w taki sposób, by wykonywane ćwiczenia mi nie przeszkadzały, nie sprawiały bólu i kłopotów. Weźmy prosty przykład i ten sterany kręgosłup. Tylko ja wiem, jak ćwiczyć, by nie było z nim problemów! A jeśli chodzi o sprawy czysto szkoleniowe – doświadczenie i kompletna znajomość siebie, odgrywa tu kolosalną rolę. Mam ustalony plan przygotowań i według niego pracuję. Co do występu w mistrzostwach Polski za miesiąc - nie będę czarował - moja sytuacja jest jasna i klarowna – zamierzam „zrobić” wynik ponad czterysta kilogramów w dwuboju i jechać do Rio walczyć o stawkę najwyższą.
- Klub oraz kadra, trener Budowlanych Opole Ryszard Szewczyk i reprezentacji – Ryszard Soćko. Pracy klubowej czy w kadrze oraz doświadczenia którego z panów Ryszardów - jest więcej podczas tych twoich olimpijskich przygotowań?
- Powiem tak - jestem już na takim etapie kariery, że z trenerem Szewczykiem ustaliliśmy na początku roku warunki i zasady pomocy w moich przygotowaniach, trener wprowadzi korekty, a dalej sam będę wykonywał plan. I od początku do końca wszystko realizuję! A rener Soćko to zaakceptował. Czy wprowadzam zmiany indywidualnie? Tak, bo patrzę ciągle na zdrowie, na swój organizm, a że nie jestem przecież młodzieniaszkiem, jedne ćwiczenia zastępuję innymi – ale efekt jest podobny. Ćwiczenie proste i lekkie, oraz te bardziej skomplikowane, trudne i wymagające wysiłku, poświęcenia – wykonuję zawsze najlepiej jak potrafię.
- No to spytam czy organizm to wytrzyma, no i czy wystarczy zdrowia do igrzysk? Bo przecież obciążenia są teraz duże, z każdym dniem nawet coraz większe.
- Wytrzyma, nie ma innej opcji! Nie dopuszczam myśli, że przed olimpiadą mogę się… rozlecieć. O, nie, to w ogóle nie wchodzi w rachubę! Wszystko jest pod absolutna kontrolą! Byle nic nie dokuczało, a będzie dobrze. Ci, którzy śledzą moją karierę, wiedzą – że przez wszystkie lata uprawiania ciężarów, uzbierało się u mnie i zabiegów, i operacji. A teraz jak jest? Masa dobra, siłowo się wzmocniłem, czuję się dobrze. Do igrzysk ciężka robota, a później wakacje!
- A co z wyczynowym uprawianiem sportu i karierą po Rio de Janeiro? Bo że to ostatnie twoje igrzyska – wiemy. Sam o tym powiedziałeś kilka miesięcy temu
- Nigdy nie mówiłem, że po Rio zakończę karierę, jest to sprawa otwarta. Wiem natomiast, że z moim udziałem będą to ostatnie igrzyska olimpijskie.
- Dyscyplina ostatnio łaknie spektakularnych sukcesów. Marzą nam się medale mistrzostw świata i olimpijskie podia. W tym kontekście ponownie spoczywa na tobie odpowiedzialność – do ewentualnego twojego sukcesu na olimpijskim pomoście – czego serdecznie i szczerze życzę - ktoś ponownie dorobi hasło: Bartek Bonk znowu uratował polską sztangę! Do sukcesu fajnie jest się przytulić...
- To mnie nie interesuje. Absolutnie o tym nie myślę. Realizuję cele ważne dla mnie, dla moich najbliższych. Robię swoje i tyle. Jestem na każdym zgrupowaniu, a przecież w kadrze różnie z tym bywa. Jedni są, inni przysyłają zwolnienia lekarskie. Takie podejście mnie nie dotyczy, to nie dla mnie. Wiem, że są igrzyska olimpijskie, a ja muszę siebie dla nich poświęcić, bo to moja pasja, moja praca. Zawsze staram się wszystko wykonywać najlepiej jak potrafię. A na czas wolny będzie okazja po igrzyskach. I zamierzam z tej okazji maksymalnie skorzystać. Wraz z rodziną!
- Czy kobiety twojego życia – żona i córcia wspierają cię w tej olimpijskiej drodze do Rio?
- Oj, bardzo. Są dla mnie wsparciem wspaniałym, ale i inspiracją. Bardzo mi pomagają, chociaż tak do końca nie zdają sobie z tego sprawy. To piękne, że po prostu są. Nawet już mam plany – jak fajnie spędzimy czas wolny po igrzyskach.
- Masz też wielu kibiców. Co im powiesz?
- Macie serdeczne pozdrowienia od Bartka Bonka i trzymajcie za niego kciuki.
Rozmawiał: Marek Kaczmarczyk
Fot, Norbert Kowalewski