"NAPALONY" NA ZAPASY, TROCHĘ Z PRZYPADKU WYBRAŁ CIĘŻARY. JEST MISTRZEM POLSKI
Przed miesiącem w Nidzicy wywalczył swój drugi w karierze tytuł mistrza kraju. Podczas MP juniorów do lat 20 w kwietniu był najlepszy w kategorii 105 kilogramów. Walka o medale w tej kategorii należała do najbardziej interesujących w całym turnieju. Jaroslaw Daniluk, młody sztangista klubu ŁKS Orlęta Łuków ma świadomość, że mimo wygranej w Nidzicy, to prawdziwe dźwiganie przygody ze sztangą – dopiero przed nim.
W minioną sobotę bronił barw klubowych w meczu I rundy Ekstraklasy DMP przeciwko mistrzom Polski – zawodnikom Budowlanych Opole. Rozmawiamy ze złotym medalistą MP juniorów do lat 20 w kat. 105 kg Jarosławem Danilukiem.
- Gdybyś tak w pięciu słowach ocenił to, co wydarzyło się miesiąc temu w Nidzicy, podczas mistrzostw Polski juniorów, gdy walczyłeś o złoty medal, to…
- … walka na pomoście była prawdziwą... wojną. Przed zawodami nie sądziłem, że mogę być pierwszy, a jednak się udało.
- Powiedz kibicom kilka zdań o sobie. Skąd pochodzisz, co robisz, jak trafiłeś do ciężarów?
- Pochodzę z Trzebieszowa, niedużej miejscowości niedaleko Łukowa. Jeszcze się uczę w studium policealnym. W tym roku poprawiałem maturę, bo niestety się nie udało mi sie jej zaliczyć za pierwszym razem przed rokiem. Arzygoda z ciężarami zaczęła się osiem lat temu, gdy byłem w piątej klasie podstawówki. Nauczyciel wychowania fizycznego, pan Piotr Pierzchalski podczas jednych z zajęć zorganizował namiastkę turnieju zapaśniczego. Tak naprawdę, to były tylko drobne przepychanki, no i nieskromnie mówiąc - w klasie nikt nie miał ze mną szans, nikt mi nie "podskoczył"! Pan Piotrek nawet zawołał chłopaków z gimnazjum, by sie ze mną sprawdzili. Przy ósmej walce nie dałem już rady! Próbowałem też zajęć w pchnięciu kulą, Pan Piotrek, wspólnie z nauczycielem wychowania fizycznego z gimnazjum, panem Robertem Gronowskim postanowili, że mógłbym spróbować w zapasach, no i nie będę ukrywał "napaliłem" się na to. Ostatecznie się okazało, że mam trafić na.. ciężary pod skrzydła trenera Roberta Dołęgi. Pamiętam swój pierwszy trening. Było to drugiego maja 2008 roku. To był piątek! Przez cały czas trwania nauki w szóstej klasie dojeżdżałem na treningi, potem w gimnazjum byłem już w Łukowie, w internacie. Mogłem dzięki temu trenować częściej. Oczywiście nie mogę też zapominać o drugim trenerze, który pomaga trenerowi Robertowi, o panu Janie Dmowskim, bo gdy trener Robert wyjeżdżał na zgrupowania kadry Polski, to on się opiekował zawodnikami.
- „Napalony” na zapasy Jarosław Daniluk, trafia troszkę może przypadkowo pod skrzydła wybitnego zawodnika Roberta Dołęgi. Wtedy tak od razu spodobało ci się dźwiganie?
- Powiem szczerze - od zawsze mnie „ciągnęło” do sportów siłowych, tak jak do sportów walki zresztą. Jako mały brzdąc, byłem zafascynowany rywalizacją „strongmenów”, potem mi się „odmieniło” na boks, ale ostatecznie po kilku latach trafiłem na pomost! I nie żałuję tego, bo sport ten bardzo kształtuje charakter człowieka.
- Po mistrzostwach Polski w Nidzicy dostałeś mnóstwo gratulacji – dużo ludzi pisało do ciebie. Wiem, że masz bardzo wielu znajomych, i ze jesteś lubianym człowiekiem?
- Nigdy nie miałem problemu z komunikacją z ludźmi, a odkąd dźwigam, poznałem mnóstwo znajomych. Zawsze byłem i jestem otwartym człowiekiem, po prostu lubię poznawać nowe osobowości...
- Cecha, która kształtuje sztangistę, taka, co ze średniaka może uczynic mistrza! Ja ty to widzisz?
- Pracowitość i systematyczność - to jest bardzo ważne. W sporcie i w życiu. Jeśli zawodnik jest systematyczny plus do tego też i pracowity, to w końcu będzie mial z tego efekty. A gdy dojdzie to tego prawdziwe pragnienie odniesienia sukcesu - to czyni zawodnika dobrej klasy. Tak osobiście powiem, że nie sztuką jest mieć talent do danego sportu, co prawda jest on ważny, ale istotniejsze jest, by mieć szacunek do ciężkiej pracy.
- Twoja dewiza życiowa..
- Nigdy się nie poddawać, zawsze zaciskać zęby i dążyć do wyznaczonych celów. Trzeba też pamiętać, że prawdziwy charakter wyrabia się w trudnych sytuacjach, gdy jest ciężko. Wtedy właśnie trzeba zaciskać zęby i się nie poddawać.
- Co chcesz osiągnąć w życiu – na pomoście i obok niego?
- Jak każdy sportowiec, chciałbym wystąpić kiedyś w igrzyskach olimpijskich. A jeśli chodzi o kwestie poza sportem, chcę się kształcić, zdobyc wiedzę i fajny zawód. Interesują mnie służby mundurowe, choć nie musi być to wojsko. Mogą to być jakieś służby wewnętrzne, obecnie uczęszczam do studium, gdzie właśnie uczę się na podobnym kierunku, a mianowicie jest to technik ochrony osób i mienia.
- Kto jest twoim największym kibicem…
- Z pewnością cała moja cała rodzina. Mama, tata, no i czterej bracia. Tak, moimi najwierniejszymi kibicami są wszyscy najbliżsi .
- A twój ideał na pomoście, wzór godny naśladowania?
- Największym moim idolem na pomoście był jest i bedzie grecki zawodnik Pyrros Dimas, jest to sztangista, który był trzykrotnym mistrzem olimpijskim i jeszcze na swoich czwartych igrzyskach zdobył brązowy medal olimpijski! Podziwiam też swojego trenera, pana Roberta Dołęgę! Bardzo wiele mu zawdzięczam. To dobry fachowiec, pedagog. A o ciężarach wiedzę ma niewyczerpaną!
- Za dwa miesiące igrzyska w Rio de Janeiro. Będziesz śledził zmagania na olimpijskim pomoście.
- No jasne, oglądanie najlepszych zawodników na świecie, to w jakimś stopniu lekcja z podnoszenia ciężarów i motywacja. Oglądając zawodników najwyższej klasy, można obserwować ich zachowania i brać przykład.
- Twoje plany sportowe na drugą część sezonu?
– Będę walczył o wyjazd na mistrzostwa Europy do lat 20, które odbędą się na początku grudnia w Izraelu.
Rozmawiał: Marek Kaczmarczyk