ALEKSANDRA MIERZEJEWSKA, HISTORYCZNA ZŁOTA LEGIONISTKA!
Zodiakalna „ryba”. W tym roku skończyła 23 lata, jest pięknym przykładem na to, że praca, zaufanie i własna wola – może przenosić góry. Aleksandra Mierzejewska – zawodniczka Legii Warszawa, w tym roku… góry właśnie przeniosła. Ma brązowy medal ME do lat 23, a ostatnio została mistrzynią Polski seniorek.
Krótka przecież metryczka sportowa Aleksandry Mierzejewskiej jest najlepszym przykładem na to, że jak ktoś uparcie dąży do celu – to jeśli nie osiągnie go tak od razu, to przynajmniej znacznie się do niego zbliży. Przed Olą jeszcze wiele pracy i miejmy nadzieję – wspaniała kariera. Ważne jest też, że obok pomostu, brązowa medalistka ME U23 w kat. +75 kg z Kłajpedy i mistrzyni Polski seniorek w kat. +75 z Makowa Mazowieckiego, jest normalną, fajną dziewczyną. Nie szuka drogi „na skróty”, jak to bywa często i w ciężarach, jest jej dobrze samej ze sobą, gdy ze słuchawkami spaceruje czasami po mieście, albo gdy dla relaksu sięga po dobrą książkę. A jest też informatyka oraz język angielski. W tym także Ola jest bardzo… mocna! Rozmawiamy z autorką jednej z większych niespodzianek 22. Mistrzostw Polski Kobiet w Makowie Mazowieckim, mistrzynią kraju w kategorii + 75 kg Aleksandrą Mierzejewską.
- Co się właściwie wydarzyło w sobotę wieczorem, 24 października 2015 roku, na pomoście w Makowie Mazowieckim?
- Dobre pytanie! Sama do końca nie wiem! To dzieje się tak szybko i na takich emocjach! W ciągu dwóch tygodni, zaliczając dobry start w młodzieżowych mistrzostwach Europy, gdzie stoczyłam dość wyrównaną walkę o medal i teraz, wygrywając mistrzostwa Polski seniorek, zdałam sobie sprawę, że mogę stawiać przed sobą jeszcze większe cele i mieć kolejne marzenia! Ja w końcu w to uwierzyłam! Nawet w takim momencie jak teraz, gdy po mistrzostwach Europy moje prywatne życie bardzo się skomplikowało i pojawiło dużo problemów! Ale ostatnie wydarzenia i sukcesy, bardzo mnie pozytywnie nakręciły! Co do wydarzeń na pomoście w Makowie, całego startu nie pamiętam, bo byłam skupiona na głównym celu i zaliczaniu podejść. Bardzo chciałam osiągnąć wynik jeszcze lepszy niż dwa tygodnie wcześniej w Kłajpedzie! I dopiero na filmie, już po zawodach, zobaczyłam jak wyglądała moja walka o tytuł! Ale ja nie wpadam w euforię, mam co prawda ogromną satysfakcję, jednak widzę wciąż, w którym jestem jeszcze miejscu! Wiem też, jak ważna jest pokora. Nie wolno mi spoczywać na laurach, a najlepszy wynik, chcę osiągnąć na pomoście w Houston, podczas mistrzostw świata!
- Czym jest dla ciebie ta prestiżowa wygrana na makowskim pomoście?
- Oj, to wielka radość i frajda! Ale też zastrzyk wiary, przed zdobywaniem kolejnych… gór i realizacją marzeń. Ta wygrana jest też dla mnie miłą odpowiedzią na ciężką pracę, którą wykonałam od początku roku.
- Jeszcze niedawno troszkę bałaś się samej siebie, kiedy nastąpił moment, w którym uwierzyłaś, że możesz dźwigać duże ciężary?
- Od początku mojej przygody ze sztangą, wielu ludzi mi mówiło, że stać mnie na duże wyniki, ja też o tym wiedziałam! Ale nie potrafiłam wiary przenieść na pomost. Wraz z kolejnymi treningami i startami, tak powoli, wiara w sukces rosła. Najpierw, gdy trenowałam jeszcze w kadrze z panem Waldemarem Ostapskim, później tę wiarę budowali we mnie - trenerzy Jacek Mazur i Ireneusz Pepłowski. Trener kadry bardzo mi pomógł, jeśli idzie o jakże istotny aspekt psychologiczny. Dzięki temu od czerwca tego roku, zakładałam na gryf coraz większe ciężary. Co dla mnie ważne – zobaczyłam, że trener Pepłowski mi zaufał. Dla mnie to był potężny zastrzyk energii. Wiem, że dopiero co zaczęliśmy tę wspólną drogę! A w jakim idziemy kierunku? Chcę pokazać to także w Houston! Powiem jeszcze o jednym trenerze – panu Zdzisławie Farasiu! To on dał mi wiarę w siebie, pozwolił uwierzyć we własne możliwości! On dawał i daje mi tę siłę niewidzialną podczas każdego z naszych spotkań i treningów! I gdy tak się ucieszył w tę minioną sobotę w Makowie, zobaczyłam jego sportowe szczęście! Cieszę się, że w taki sposób – wywalczeniem złotego medalu mistrzostw Polski - mogłam mu podziękować! Są trzy ważne kwestie w osiąganiu sukcesów! Po pierwsze - ciężka praca , po drugie – ludzie, którzy w ciebie wierzą do samego końca, po trzecie - upór! W całej tej monotonii treningu!
- Z rozmów ze wspomnianym trenerem Zdzisławem wiem, że bardzo wiele dały ci zajęcia podczas obozów kadry!
- Podczas tych zgrupowań dostałam ogromne ilości… paliwa! Każdy dzień podporządkowany treningowi, regularne posiłki, treningi dwa razy w ciągu dnia, odnowa biologiczna, fizjoterapeuta, dobry sen, odpoczynek - to wszystko musi się scalić w jedno, by był efekt. Ale tego musi chcieć zawodnik. Ja chciałam! Do trenera Farasia mam sto procent zaufania, traktuję go jak… drugiego ojca, był i jest ze mną na dobre i złe, gdy miałam i mam chwile zwątpienia - nigdy mnie nie odpechnął, nie zostawił z boku, sam też się nie załamywał, a za to bardzo pomagał! Trener był zawodnikiem wysokiej klasy i uzyskiwał „kosmiczne” wyniki i za to go podziwiam! Jego podejście do zawodnika czy zawodniczki jest pełne szacunku! To spokojna osoba, lecz kiedy trzeba, zmotywuje tak, że nie wiem co! W sekundę też potrafi uspokoić atmosferę. Trener Faraś, to jedna z najważniejszych osób w moim życiu! Każdemu życzę takiego szkoleniowca!
- No to teraz powiedz - dlaczego wybrałaś ciężary właśnie?
- Zanim znalazłam się na pomoście, trenowałam wcześniej rzut młotem w warszawskiej Skrze, a „znalazł” mnie pan Tomasz Borowski, trener sekcji rugby. Trenowałam cztery lata z panem Krzysztofem Kaliszewskim, trenerem Anity Włodarczyk i Kamili Skolimowskiej! Rzucałam w okolicach pięćdziesięciu metrów, a oprócz rzucania i treningu wydolnościowego, była też i siłownia. Bardzo mi się spodobały siłowe ćwiczenia. Aż któregoś czerwcowego poranka wybrałam się na Kępę Potocką, na Piknik Olimpijski! A tam „urzędowała”, w jednym z stoisk sportowych, ciężarowa Legia! Tak się zaczęła się moja przygoda z ciężarami.
- A kto jest w dyscyplinie wzorem dla Oli Mierzejewskiej?
- Za każdym razem, gdy oglądam mistrzostwa świata czy Europy – zawsze czekam na występy Rosjanki Tatiany Kasziriny. Jestem pełna podziwu dla tego, co wyczynia ta fenomenalna zawodniczka. Fascynuje mnie lekkość z jaką poprawia kolejne rekordy świata. W Houston na żywo zobaczę jej występ, jestem bardzo ciekawa, co tym razem pokaże, jakie rekordy zaatakuje? Wzorem dla mnie jest też moja mama, niesamowicie silna kobieta, również kapitalny psycholog. Z każdym dniem sprawia, że staję się coraz silniejsza. Zawdzięczam jej wszystko!
- Siłownia Legii - szaro, buro, zimno - to miejsce może odpychać, ale was, trenujących tam, pewnie bardzo hartuje?
- Po każdych wyjazdowych zawodach - wracam na naszą halę Legii, na… swój pomost, do… swojej sztangi! Może się narażę, ale powiem tak – wygląd naszej hali, pokazuje w pewnym sensie, jak wygląda aktualnie polski sport! Z legijnym obiektem w takim stanie, nie jesteśmy jedyni w Warszawie. I jest mi bardzo przykro, że żadne władze nic z tym nie robią! Tak, na pan rację, nasza hala bardzo hartuje psychikę i siłę ducha! Teraz najważniejsze są mistrzostwa świata, ale gdy wrócę z Houston, chce podziałać w kierunku tego, by młodzież chętnie przychodziła do nas na treningi, bo nie możemy pozwolić na to, by historyczna ciężarowa Legia upadła!
- To jest dobry rok dla ciebie – brązowy medal w młodzieżowych mistrzostwach Europy, mistrzostwo Polski seniorek. Rośnie nam w siłę Aleksandra!
- Dzięki za dobre słowo! Teraz kolejnym moim celem jest poprawianie rekordów życiowych na pomoście w Houston. A od stycznia nowego roku, ciężka praca, by ponownie powalczyć o medal mistrzostw Europy, ale już w kategorii seniorskiej. Jak każdy sportowiec, marzę o występie w igrzyskach olimpijskich. Jeśli będę pracować, tak jak do tej pory, to jestem pewna że i to marzenie zrealizuję. Chcę w roku 2016 wyrównać porachunki z Rumunką Andreeą Aanei, która w tym roku wygrała ze mną i została młodzieżową mistrzynią Europy w Kłajpedzie.
- A jaka prywatnie jest mistrzyni Polski seniorek w kategorii plus siedemdziesiąt pięć kilogramów?
- Bardzo lubię branżę informatyczną, ten kierunek totalnie mnie zainteresował i wiążę z nim plany na przyszłość. Jest to pasja numer dwa – po ciężarach oczywiście. Lubię po ciężkim dniu iść na spacer… założyć słuchawki i pobyć sama ze sobą. Dobry film i książka, też jest genialna, kiedy chcę odpocząć od życia!
- Marzenia prywatne i sportowe…
- Długo moim marzeniem był wyjazd do Stanów Zjednoczonych! Ale on się właśnie realizuje, wiec jestem bardzo szczęśliwą osobą. Chcę osiągnąć klasę międzynarodową, w Houston planuję uzyskać w dwuboju 232 kg! Oczywiście będę walczyła o jeszcze wyższy wynik! Moim marzeniem jest też by hala Legii miała… stabilny grunt, by była czysta, odnowiona, pełna dzieci i młodzieży. Pod koniec roku planuję zdanie egzaminu i uzyskanie certyfikatu z języka angielskiego FCE.
- No to trzymam kciuki. Za wszystko!
Rozmawiał: Marek Kaczmarczyk