PREZES PZPC SZYMON KOŁECKI: CIĘŻARY PRZESPAŁY TRANSFORMACJĘ NA PRZEŁOMIE WIEKÓW, A MENTALNIE ZOSTAŁY W LATACH 70. I 80. OD TEGO JEDNAK JESTEŚMY, BY TO ZMIENIAĆ...
- Nie możemy żyć wspomnieniami – to tytuł bardzo ciekawego wywiadu z prezesem PZPC Szymonem Kołeckim, jaki ukazał się w numerze „Gazety Olsztyńskiej” w dniu 9.10.2014. Z szefem ciężarowego związku rozmawiał red. Grzegorz Kwakszys.
NIE MOŻEMY ŻYĆ WSPOMNIENIAMI
Rozmowa z prezesem PZPC Szymonem Kołeckim.
— Ryszard Rysztowski, na którego memoriale był pan w Bartoszycach, to dla pana obca postać, czy też wasze drogi gdzieś się jednak przecięty?
— Miałem 12 lat i zająłem piąte miejsce w kategorii do 46 kilogramów podczas mistrzostw Polski. Moje ostatnie podejście w podrzucie było na brązowy medal, ale nie udało się. W swoim klubie byłem wręcz wybitny, a tu przyjechałem na zawody i nie zdobyłem medalu. No to się rozpłakałem i wtedy właśnie podszedł do mnie trener Rysztowski, poklepał po ramieniu i powiedział, żebym się nie martwił. Mam przecież 12 lat, a to duża różnica względem 16-latków. Jeszcze będę zdobywał medale. Moment ten uwiecznił na zdjęciu mój tata.
— Spotykaliście się jeszcze później?
— Wiele razy. Od kiedy Ewa Kuraś zaczęła jeździć na zgrupowania kadry, widywałem go dość często. A jeśli dobrze pamiętam, a jestem tego prawie pewien, to w 1998 roku wspólnie startowaliśmy w mistrzostwach Polski seniorów w Ciechanowie. To był człowiek, który poświęcił tej dyscyplinie cale swoje życie. Niewiele widział poza ciężarami. W dodatku miał wiele zachowań, które traktowane były w formie dowcipu. Pamiętam taką historię, kiedy Ewa wyciskała na ławce sztangę. Nie mogła sobie poradzić i trener Rysztowski powiedział do niej: „Ewa, jak będziesz wyciskać, to musisz zamknąć oczy. Wtedy jest większa siła i na pewno się uda". No i jak Ewa zamykała oczy, to on palcami pomagał jej wycisnąć ciężar, a potem mówił: „Widzisz, mówiłem, że jak zamkniesz oczy, to jest większa siła" (śmiech).
— A Bartoszyce i tutejszy klub też pan kojarzył?
— Oczywiście. Stąd przecież pochodzili Ewa Kuraś, Piotrek Drusewicz, czyli najbardziej znane nazwiska. Klub znam od wielu lat, jego zawodnicy przyjeżdżali na zgrupowania do Ciechanowa, a województwo warmińsko-mazurskie stanowiło z Mazowszem jeden okręg. Zatem to miasto często się gdzieś tam przewijało. Nigdy tu wcześniej nie byłem, pewnie nie wymienię z imienia i nazwiska wielu zawodników, ale klub z rywalizacji na pomostach znam bardzo dobrze.
— Dzisiaj jest pan szefem PZPC. Jak oceni pan działania okręgowego związku na Warmii i Mazurach?
— Przyjechałem między innymi po to, żeby ułożyć z działaczami strategię na rozwój tego związku, bo uważam, że jest dużo do poprawienia. Mógłbym wystawiać laurki, ale nie o to chodzi. Gdyby to był bardzo dobrze funkcjonujący związek, byłby jednym z najlepszych w Polsce. A najlepszymi są kujawsko-pomorski, mazowiecki, lubelski, dolnośląski i wielkopolski. Jest tu jednak duży potencjał, jest kilka miejscowości, gdzie kluby zostały zamknięte, ale jest szansa, by to reaktywować, bo są ludzie, którzy chcą się tego podjąć. Trzeba im pomóc w odbudowie, bo za 10 lat zostanie to ostatecznie zapomniane. Są też miejscowości, gdzie można stworzyć nowe sekcje. Trzeba jednak ułożyć jakiś plan na rozwój. Oczekuję również wytycznych, w jaki sposób ja i związek możemy pomóc.
— Kiedyś nasze województwo było mocnym ośrodkiem w podnoszeniu ciężarów, a do sztangi na treningach „ustawiały się kolejki...
— Czytałem wywiad z dyrektorem MOSiR-u w Ciechanowie, który jest też kanclerzem wyższej uczelni. Opowiadał, że swoją ofertę muszą dopasowywać do zmieniających się czasów. O to właśnie chodzi i o tym nie można zapominać — trzeba się umieć dopasować, a nie tylko żyć wspomnieniem dawnych lat. Kolejki do sztangi pewnie nie wrócą, a na pewno nie wrócą, jeśli nie zrobimy czegoś, co by mogło dać temu szansę.
— Jeździ pan po kraju, rozmawia z działaczami, trenerami. Jakie sq największe bolączki klubów? Brak pieniędzy?
— Jeżeli dla kogoś największą bolączką są pieniądze, to znaczy, że jest w złym miejscu. Podnoszenie ciężarów nie jest kosztownym sportem. Oczywiście, na poziomie mistrzowskim pieniądze mają bardzo duże znaczenie. Rozumiem, kiedy prezes Budowlanych Opole lub Mazovii Ciechanów powie, że brakuje mu w budżecie kilkudziesięciu tysięcy złotych, bo ma reprezentantów kraju, których chciałby lepiej przygotować do mistrzostw Europy. Ale kluby, które mają kilkunastu zawodników, trenują w miejskich obiektach i narzekają na zbyt małe fundusze, minęły się z powołaniem. Oczywiście fajnie jest, jeśli trener ma etat, a zawodnikom można kupić dresy lub zapłacić za przejazd. W Ciechanowie mamy sponsora, ale gdyby go nie było, to klub też byśmy prowadzili. A pieniędzy zawsze będzie brakować.
— Na co więc słyszy pan narzekania?
— Problemy są różne. Czasami brak trenerów, a czasami mają mało czasu. Nie chcę zostać źle zrozumiany, ale nie wszyscy też potrafią sobie zorganizować grupę do szkolenia. Kiedyś nabory były cyklicznymi działaniami, a kandydatów na zawodników podsyłali wuefiści. Często spotykam się z narzekaniem, że nie ma tylu zawodników co kiedyś. Wtedy podaję przykład Budowlanych Nowy Tomyśl czy Polwicy Wierzbno. Adam Kraska z Wierzbna, jadąc na trening, przejeżdża obok kilku domów, bierze dzieci i zawozi je do sali. Dzięki temu w wiosce, gdzie mieszka 800 osób, ćwiczy prawie 40 ludzi! Dlatego często z tymi problemami się nie zgadzam.
— A samo podejście dzieci i młodzieży do sportu nie jest problemem? Często słychać, że w obecnych czasach szybko się zniechęcają i trudno je utrzymać w klubie.
— Tak mówią trenerzy sportów niepopularnych. Gry zespołowe zdominowały przestrzeń w mediach i sport olimpijski nie ma już takiego znaczenia jak w latach 90. Dzisiaj liczą się piłka nożna, siatkówka, więc te sporty są dostępne w szkołach. Trenerzy ciężarów, zapasów czy szermierki nie powinni się dziwić, że nie przychodzą do nich zawodnicy. Ciężary przespały trochę transformację na przełomie wieków, a mentalnie zostały w latach 70. i 80. Od tego jednak jesteśmy, żeby to zmieniać, a nie narzekać.
Autor: Grzegorz Kwakszys „Gazeta Olsztyńska”
P.S. Prezes Szymon Kołecki gościł w dniu 4 października w Bartoszycach, przy okazji 10. Memoriału Ryszarda Rysztowskiego. W jubileuszowym memoriale wzięło udział pięć drużyn, w tym po raz pierwszy sztangiści z Kaliningradu.