Do Warszawy drobnymi kroczkami. Adrian Zieliński o kontuzjach i malowaniu mieszkania.
Adrian Zieliński (Tarpan Mrocza), mistrz olimpijski mówi o
planach na 2013 rok, kontuzjach, malowaniu mieszkania i rezygnacji ze
stypendium.
- Przez kilka miesięcy nie można było pana spotkać na pomoście, ale na imprezach promocyjnych, galach...
- Potrzebowałem odpoczynku i przez kilka miesięcy leniuchowałem.
WI tym czasie miałem wiele ciekąwych spotkań, i byłem
zapraszany tam, gdzie chciano się dowiedzieć, jak „smakuje"
olimpijskie złoto. Sporo czasu spędziłem z dala od domu, ale nie żałuję.
Poznałem ciekawych ludzi, mam także nadzieję, że pasją uprawiania mojej
dyscypliny zaraziłem młodych ludzi. Ale nie tylko „balowałem", dbałem
także o zdrowie, w klinice w Łodzi przeszedłem m.in. przeszczep komórek
macierzystych.
- Problemy zdrowotne definitywnie się zakończyły
- Chyba tak, od początku roku wróciłem do treningu i jest OK. Czasami
jeszcze trochę bolą stawy i nie tylko, ale lekarze zapewniają mnie,
że... musi boleć po tak długiej przerwie. Mam zrobione szczegółowe
badania, wyniki są dobre, nie ma stanów zapalnych. Chciałbym wrócić do
formy sprzed Londynu natychmiast, ale lekarze mówią, że to musi potrwać.
Do pełnej dyspozycji trzeba wracać małymi kroczkami, by nie
przedobrzyć. Pośpiech może się skończyć ponowną kontuzją. Dźwiganie jest
sportem wymagającym ogromnego wysiłku, którego nawet perfekcyjnie
wytrenowany organizm kiedyś nie zniesie. To oznacza koniec kariery, a ja jeszcze chcę powalczyć o medale i tytuły dla Polski.
- W kwietniu w Albanii odbędą się mistrzostwa Europy, a w październiku w Warszawie - świata. Jakie plany?
- Jeszcze w ubiegłym roku zapadła decyzja, że wystartuję tylko w MŚ. Do
kontynentalnych mistrzostw nie zdążę się przygotować, a jechać bez formy i wrócić
bez medalu nie ma sensu. Najważniejszy będzie start w Warszawie.
Wiadomo, fajnie by było... na własnej ziemi, u siebie, stanąć na podium.
To mój główny cel. Ale oczywiście czeka mnie także rywalizacja w
zawodach ligowych i mistrzostwach kraju.
- Od początku kariery jest pan zawodnikiem Tarpana, który teraz przeżywa
problemy finansowe. Zrezygnował pan z klubowego stypendium, aby było
więcej pieniędzy na szkolenie młodzieży...
- Czuję się przez lokalne władze zwyczajnie wykorzystany. Chciały mieć
za darmo olimpijczyka, a nawet dwóch, a do tego złoty medal. Kiedy byłem
potrzebny do promocji regionu, gdy się można było braćmi Zielińskimi
pochwalić, funduszy na klub nie brakowało. Tym bardziej że Tarpan nigdy
nie był poważnym obciążeniem dla budżetu gminy. Dotychczasowe dotacje
nam całkowicie wystarczały. Teraz je znacznie obniżono. Radni chyba nie
pamiętają lub nie chcą pamiętać, że ciężary to u nas dyscyplina wiodąca,
przyciągająca młodzież. Zrobiłem im psikusa i zrezygnowałem ze
stypendium. Może otworzą oczy. Dla nich - mam wrażenie - ważniejsze jest
otwarcie orlika niż złoty medal igrzysk.
- Przed sezonem olimpijskim przerwał pan studia. Udało się wrócić na uczelnię?
- Jeszcze nie, ale od września będą kontynuował studia magisterskie. W
ubiegłym roku obroniłem pracę licencjacką dotyczącą organizacji i
zarządzania sportem, tymi zagadnieniami chcę się zajmować w przyszłości.
A roczna przerwa była konieczna, nie mogłem pogodzić treningów z nauką w
roku olimpijskim. Bycie studentem „malowanym", który dostaje zaliczenia
w nagrodę za wyniki sportowe mi nie odpowiada.
- Jakie najbliższe plany?
- Przed wyjazdem, pod koniec lutego na zgrupowanie do Zakopanego, chcę
zakończyć remont pierwszego własnego mieszkania w Mroczy. Nie zdawałem
sobie sprawy, ile to wymaga zachodu i starań.
Rozmawiał: Wojciech Harenda (PAP)