Polska sztanga jest jak wybitny sportowiec przemęczony treningiem, któremu potrzebny jest jakiś bodziec, żeby wrócił do pełni formy.
CIĘŻARY SĄ PRZEMĘCZONE
Autor: TOMASZ CZARNOTA, SUPER NOWOŚCI
- Co sprowadza pana do Rzeszowa
- W czerwcu odbędą się tu Młodzieżowe Mistrzostwa Polski do lat 23.
Szczerze mówiąc, jestem zaskoczony, że media się tym w ogóle
zainteresowały.
- Dlaczego wybór padł na stolicę Podkarpacia?
- Po pierwsze, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów wie, że Rzeszów mocno
stawia na sport, zresztą w całym regionie jest on bardzo ważnym
elementem strategii rozwoju. Chcemy to po części wykorzystać. Myślimy
również nad pomocą w reaktywacji podnoszenia ciężarów w Rzeszowie. Od
wielu lat są takie zamysły, a drugie co do rangi zawody w kraju będą do
tego idealnym początkiem. Ludzie zbliżą się do tej dyscypliny sportu i
może coś się ruszy.
- Jest aż tak źle z ciężarami w naszym kraju?
- Ogólnie kondycja polskiej sztangi nie jest zła. Porównałbym ją do
wybitnego sportowca przemęczonego treningiem, któremu potrzebny jest
jakiś bodziec, żeby wrócił do pełni formy. Mamy wspaniałą historię:
Waldemara Baszanow-skiego czy Zygmunta Smalcerza, ale też olbrzymi
potencjał: Adrian Zieliński (mistrz olimpijski), Bartek Bonk (brąz w
Londynie), Marcin Dołęga - wielokrotny medalista najważniejszych imprez.
Potrzebujemy rozwijać to szerzej u podstaw, a konkretnie chodzi o
zwiększenie liczby trenujących wśród dzieci i młodzieży.
- Zadanie przed panem horrendalnie ciężkie. W dobie komputerów,
Internetu, sport schodzi na drugi plan, nie mówiąc już o dyscyplinie,
którą pan reprezentuje...
- Moim celem i marzeniem jest przywrócenie ciężarów na szczyty
popularności. Z wynikami sportowymi będzie na pewno łatwiej, bo cały
czas jesteśmy w czołówce. Bez sukcesów moje zadanie byłoby raczej
niewykonalne. W dzisiejszych czasach działania marketingowe i promocyjne
mają olbrzymie znaczenie, dlatego tak ważna jest równowaga. Mam
długoterminowy plan i podjąłem się tego zadania z pełną
odpowiedzialnością. Zakładamy 4 medale na Igrzyskach Olimpijskich w Rio
de Janeiro 2016. po drodze jest jeszcze mnóstwo ważnych imprez, jak
tegoroczne mistrzostwa świata seniorów i seniorek na warszawskim
Torwarze. Wszystko po to, żeby promować ciężary w naszym kraju.
- Na czołówkach gazet również próżno szukać ciężarów...
- Główne miejsce w mediach zajmują sporty drużynowe, jak siatkówka i
piłka nożna oraz dyscypliny zawodowe, jak boks czy Formuła 1.
Podnoszenie ciężarów kibicom w Polsce nie jest jednak obce, od wielu lat
ma olbrzymią oglądalność. Wszelkie wskaźniki transmisji telewizyjnych
pokazują, że jest na nie zapotrzebowanie. Wszystko zależy od tego, jak
zorganizujemy tę dyscyplinę. Jest szansa, żeby zagościła na czołówkach
gazet.
- Przyzwyczaił się już pan do określenia prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów.
- Jestem nim od 1 grudnia 2012 r. i przyznaję, na początku było dziwnie.
Największą przyjemność sprawia mi jednak, gdy jestem przedstawiany jako
medalista olimpijski i ewentualnie prezes. Sam tytuł dla mnie nic nie
znaczy. Zależy mi na rozwoju tego sportu, nie na tytułach i zbieraniu
pochwał.
- Kiedy obejmował pan stanowisko, mówił, że środowisko jest mocno
podzielone. Niespełna trzy miesiące to krótki okres na rewolucję, ale
czy coś się poprawiło w tym względzie.
- Od samego początku pracuję nad skonsolidowaniem środowiska. Nie zależy
mi na tym, żeby akceptowali moją osobę, ale moje działanie i byli do
niego przekonani. Takich podziałów, jakie były jeszcze rok temu już nie
ma.
- Nie ciągnie pana z gabinetu na pomost?
- Gdybym był w stanie uprawiać podnoszenie ciężarów na zawodowym
poziomie od dzisiaj mógłbym zaczynać. Ciężko mi się odnaleźć w życiu
codziennym bez sportu, ale zabieg kolana, który przeszedłem w 2008 roku,
z niewielką kontuzją tylko pogorszył mój stan i uniemożliwił dalsze
treningi. W tym miejscu chciałbym właśnie złamać stereotyp, że ciężary
są kontuzjogenne.
- Chwila. Pan przecież zakończył karierę z powodu urazu...
- Moje wyłączenie ze sportu było wynikiem źle przeprowadzonej operacji.
Proszę nie mylić tych dwóch rzeczy. W statystykach ciężary są poza
pierwszą dziesiątką sportów najbardziej kontuzjo-gennych. Nawet krykiet
jest groźniejszy!
- Nie wolał pan zająć się trenowaniem młodych adeptów?
- Zdałem sobie sprawę, że byłbym zbyt wymagającym trenerem i mógłbym
bardziej zaszkodzić niż pomóc. Dla mnie 2+2=4, a w sporcie to nie
funkcjonuje. Bardziej nadaje się do innych zadań (śmiech). Owszem, nie
narzekam na brak zajęć, ale na pewno nie będę się skarżył. Podjąłem się
zadania i je wykonam.
- Kiedy myślę o ciężarach, rozumiem mężczyzn uprawiających tę
dyscyplinę, ale nigdy nie potrafiłem pojąć, dlaczego również kobiety
ciągnie do sztangi.
- Stereotyp dźwigającej kobiety jest nieprawdziwy. Gdybym panu pokazał
polskie zawodniczki uprawiające podnoszenie ciężarów, przyznałby mi pan
rację. W większości są to bardzo zgrabne i ładne kobiety. Dzięki
ciężarom mają wpływ na swoją sylwetkę, a proszę pamiętać, że po
zakończeniu kariery mięśnie nie zostają, tylko z czasem „giną". Poza tym
jest to możliwość samorealizacji. Ja się tylko cieszę, widząc kolejne
dziewczyny przychodzące na treningi. Ciężary nie degenerują sylwetki
kobiety.
- Dlaczego warto przyjść na czerwcowe młodzieżowe mistrzostwa Polski w Rzeszowie?
- Choćby po to, aby zobaczyć, jak ludzie zmagają się z ogromnymi
obciążeniami. Ciężary to dyscyplina, w której przełamujemy własne
słabości, setki kilogramów spadają na pomost. Do wyobraźni ludzkiej
najlepiej trafiają porównania. Proszę sobie wyobrazić, jaką siłą
dysponują ci ludzie. Człowiek ma problemy z podniesieniem 20 czy 30 kg, a
oni dźwigają często ponad 200 kg. Będzie też wspaniała oprawa
pozaspor-towa, przyjadą znani sportowcy, jak choćby Adrian Zieliński,
mistrz olimpijski. W zawodach startował będzie jego brat Tomasz, również
nasz reprezentant. Członkiem honorowego komitetu organizacyjnego został
m.in. mój serdeczny przyjaciel Krzysiek Ignaczak, którego przedstawiać
chyba nie muszę.
- Zaprosi go pan na pomost?
- Nie muszę go przekonywać do dźwigania, przynajmniej raz w tygodniu
jest w siłowni. Potrafi rwać i podrzucać, choć robi to wszystko w
zakresie potrzebnym siatkarzowi. Ciężary, których używa i tak są
„poważne", bo robi zarzuty sztangami z blisko 100 kg obciążeniem.
Siatkarze wyglądają niepozornie, ale są bardzo mocni.
Rozmawiał: TOMASZ CZARNOTA